Trwa ładowanie...

Twoja przeglądarka jest przestarzała. Niektóre funkcjonalności mogą nie działać poprawnie. Zalecamy aktualizajcę lub zmianę przeglądarki na nowszą.

Wyzwanie, czyli osobista relacja z GF Point 2012
Wyzwanie, czyli osobista relacja z GF Point 2012

Wyzwanie, czyli osobista relacja z GF Point 2012

Wyzwanie, czyli osobista relacja z GF Point 2012
Wyzwanie, czyli osobista relacja z GF Point 2012
Ten artykuł pochodzi ze starszej wersji portalu i jego wyświetlanie (szczególnie zdjęcia) może odbiegać od aktualnych standardów.

Są wśród airsoftowców tacy, którzy szukają wyzwań. Misja w ciężkich warunkach terenowych, milsim stawiający uczestnikom trudne, ale możliwe do realizacji zadania, impreza, w której uczestnictwo wymaga "jaj" – tego szukają niektórzy z nas. Sklep Gunfire zaproponował marsz po zaśnieżonej, kamienistej górze z przynajmniej piętnastoma kilogramami airsftowego oporządzenia. Pięćdziesięciu pięciu podjęło się zadania, dwudziestu sześciu ukończyło go w wyznaczonym czasie. Kiedy piszę te słowa, dzień później, z powodu obolałych mięśni poruszam się z wyraźną trudnością, ale na myśl o przeżyciach dnia poprzedniego tylko się cieszę.


GF Point 2012

14 stycznia odbyła się 3. edycja GF Point, airsoftowego biegu na orientację organizowanego przez sklep Gunfire.pl. Zgłoszonych było 150 uczestników, z czego większość pojawiła się w szkole podstawowej w Sobótce, miasteczku leżącym u podnóża góry Ślęża.

 



Aby wziąć udział w biegu należało wcześniej wykupić wejściówkę poprzez sklep internetowy. Podstawową zaletą rozwiązania była na pewno wysoka frekwencja w porównaniu z poprzednimi edycjami, które były darmowe. Dawno temu stwierdzono, że darowany koń nie jest tak ceniony jak ten kupiony. W poprzednich latach sporo zgłoszonych nie pojawiło się na starcie, w tym roku było inaczej – czyli tak jak należy. Oznacza to, że w przyszłości GF Point także będą płatne, choć płatne symboliczne, bowiem 20 zł nie pokrywało nawet w zbliżeniu tzw. pakietów startowych, w skład których wchodziły: 1kg kulek, czapka z daszkiem, smycz i naszywka GF Point.

Bieg podzielony został na dwie kategorie. Dla mnie ważniejszą był tzw. Professional, z obciążeniem ważonym podczas wydawania identyfikatorów (minimum – 10 kg plecak, 2,5 kg replika, 2 kg oporządzenie). Druga, Basic, wymagała jedynie munduru.

 

20 minut przed startem

O 8.40 dokonano zbiórki wszystkich uczestników, rozdano specjalnie przygotowane mapy z naniesionymi punktami, objaśnieniami oraz numerami alarmowymi. To był moment, w którym zawodnicy mogli zaplanować marszrutę. I tu pojawił się pierwszy… może nie zgrzyt, ale lekki mankament. Trudno było stojąc na zbiórce i jednym uchem słuchając odprawy studiować wnikliwie mapę i wziąć pod uwagę wszystkie warunki. Cóż, przynajmniej mnie się nie udało. O 9.00 rozpoczął się bieg w kategorii Professional. 15 minut później wystartowali zawodnicy Basic.

 http://www.youtube.com/embed/WBfJM6HxPBY?rel=0

 

 

Etap I - sobotni bieg po Sobótce

Bieg podzielony został na dwa etapy, z czego pierwszy odbywał się w granicach miejscowości Sobótka. 62 zawodników wybiegło z terenu szkoły i rozbiegło się na dwa kierunki. Jedni pobiegli w stronę punktu A, inni w stronę punktu E. Ja byłem w tej drugiej grupie. Na tym etapie trzymałem się ze znajomymi (Maniak z 7.62/Ranger Unit, Ufoman z FIA, Szwed z KNJ - pozdrawiam) i wspólnie ustaliliśmy trasę E, A, C, D, B. Co prawda regulamin zabrania współpracy, ale nie jest tam wyjaśnione, co dokładnie ma to znaczyć, a jak praktyka pokazała, powstające małe grupki i tak z czasem się rozpadały.

Długo będę pamiętał zdziwionych mieszkańców miejscowości, którzy z zainteresowaniem obserwowali przebiegających ‘mundurowych’ z replikami broni i plecakami. Nie byli tylko biernymi obserwatorami, ale także czynnie wspierali uczestników, życzliwie wskazując drogę do najbliższych punktów, które oznaczone były pomarańczowymi lampionami. Przy punktach stali arbitrzy, którzy na identyfikatorach oznaczali dziurkaczami obecność.

Większość uczestników zaczęła biegiem, w dalszej części przechodząc do marszu lub marszu mieszanego z biegiem.

Po drodze Armii Krajowej krążył samochód organizatora sprawdzający, czy uczestnicy nie mają jeszcze podpiętych magazynków (co było zabronione wcześniej na zbiórce).

http://www.youtube.com/embed/pourE4Ta-go?rel=0

 

 

Etap II - zaczynamy zabawę na poważnie

Po obiegnięciu punktów w Sobótce uczestnicy obu kategorii mieli się skierować się do punktu w paśmie górskim o numerze 1. Tu najszybsi z kategorii Basic przeganiali sporą część tych z Professional.

http://www.youtube.com/embed/ZoBlbOafxHU?rel=0

 

W tym momencie też należało podjąć ostateczną decyzję co do marszruty, co miało się okazać kluczowe. Zawodnik, który wygrał w kategorii Professional, Piotr ‘Piok’ Guśko z Formacji Śląsk, podjął trasę wg kolejności punktów, czyli 2, 3, 4, 5, 8, 7, 6, 9 i 10. Ja wraz z dwoma znajomymi podjęliśmy decyzję o pójściu na punkt 9, gdzie można było się dowiedzieć o lokalizacji ukrytego punktu 10. Obawialiśmy się, że punkt ten może być wrednie wyrzucony poza naturalną pętlę. Gdyby tak się stało, wcześniejsza znajomość lokalizacji punktu 10 pozwoliłaby na dodanie go do naszej trasy, aby był po drodze. Taką samą drogę podjął zawodnik, który zajął drugie miejsce, Zbigniew ‘Yszka’ Wilk, także z Formacji Śląsk.

 

Schodząc z 1 w stronę zabudowań rzucił nam się w oczy spory opuszczony budynek industrialny. Nie przypominał tego ze zdjęć na stronie GF Point, ale pomyślałem, że bardzo możliwe, że to tam właśnie będzie ukryty pkt 10.

 

Kamieniołom

Punkt 9 był położony w górze kamieniołomu. Wraz z dwoma znajomymi (Maniak i Ufoman) weszliśmy na wąską grań pomiędzy dwiema rozpadlinami. Widok był dość niesamowity. W pewnej chwili wydawało się nawet, że będziemy musieli się cofnąć o 300 metrów i obejść całość z drugiej strony. W tamtej chwili jeszcze walczyliśmy o każdą minutę. Na szczęście okazało się, że bezpieczne przejście istniało i tak oto stanęliśmy na punkcie z mostem linowym jako 7,8 i 10 uczestnik (jeśli się nie mylę).

Po raz pierwszy przy punkcie tworzyła się kolejka. Nic dziwnego, uczestnicy po przybyciu musieli założyć uprząż, kask i poczekać, aż poprzednik zejdzie z lin. Na środku mostu linowego zawieszona została mapa terenu z zaznaczonym punktem 10. Jeden rzut oka uświadomił mi, że domyślałem się właściwie, chodziło o pofabryczny opuszczony budynek, który wcześniej widziałem.

http://www.youtube.com/embed/rFKFeoP4v9g?rel=0

 

Odchodząc z punktu rzuciłem jeszcze kolegom z uśmiechem "Spotkamy się na 10"!

Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach

Kiedy przybiegłem, tworzyła się kolejka. Punktem 10 była "strzelnica CQB". Podszedłem do arbitra, aby dopisać się do kolejki, kiedy zaskoczyła mnie bardzo niemiła niespodzianka. Po zejściu z mostu linowego należało podejść do pani arbiter i poprosić o zaznaczenie na karcie wykonania zadania na punkcie 9.

Kiedyś w jakimś artykule przeczytałem, że bycie komandosem to nie tylko żelazna wola, stalowe mięśnie i doskonała celność, ale także, a nawet przede wszystkim umiejętność racjonalnego myślenia w stresowej sytuacji. Ja test na myślenie w stresie oblałem. Zapomniałem, co jest najważniejsze. I przyszło mi za to zapłacić.

Odwróciłem się na pięcie i powędrowałem z powrotem na punkt 9, oddalony o ok. 1 kilometr. Po drodze usłyszałem za sobą wysokie odgłosy silników dwusuwowych. Odwróciłem się i zobaczyłem jak zza budynku wyjeżdżają dwa quady. Nie myśląc nad tym za wiele uniosłem rękę w geście łapania autostopa. Quady zatrzymały się. Dwaj kierowcy, młodzi nastolatkowie od razu zgodzili się na podrzucenie mnie do końca zabudowań. Wsiadłem z tyłu i pomknęliśmy po zaśnieżonych uliczkach.

 

Walka z tekturami

Po uzyskaniu oznaczenia na dziewiątce znów ruszyłem na dziesiątkę, doskonale już znając drogę. Wciąż tliła się we mnie nadzieja, że mimo straty będę jeszcze mógł powalczyć o wyższą lokatę, więc co kilkadziesiąt metrów podbiegałem. W punkcie w fabryce było przede mną kilka osób.

http://www.youtube.com/embed/5K23HaCMqj0?rel=0

 

 

Otrzymałem instruktaż, według którego miałem wejść do budynku i trafić wszystkie tarcze bez krzyża, a nie wolno mi było trafić tych z krzyżem. Za każde przewinienie otrzymywało się minuty karne. Jak się później okazało, nie każdy uczestnik otrzymał taki instruktaż, co niektórzy przypłacili sporymi karami, strzelając do tych z krzyżami, a oszczędzając te bez. Trasę należało pokonać w czasie poniżej 2 minut. Było to kluczowe, ponieważ jeśli się nie wyszło z budynku w tym czasie, punkt zostawał niezaliczony.

Samo zadanie było dość ciekawie pomyślane. Wyobraź sobie, że wchodzisz do lekko zaciemnionych pomieszczeń, w których są tarcze terrorystów i zakładników. Nie wiesz ile ich jest, wiesz tylko, że masz dwie minuty na wyjście. Nie będąc pewnym ile jest tarcz, starasz się zajrzeć gdzie się da, aby wykryć wroga. Wielokrotnie tarcze terrorystów były ukryte za tarczami zakładników.

Po wyjściu wchodził sędzia i szukał świeżych przestrzelin.

Tu kilka uwag krytycznych:

1. Zabrakło informacji, że cel jest uznawany za trafiony, jeśli sędzia znajdzie w nich przestrzeliny. Czasami dostrzegałem tarczę z kąta bliskiego 90 stopniom i go trafiałem (sądząc po słuchu). Nie wiem jednak, czy nie trafiałem listewek, na których tektura tarczy była zawieszona. Takie trafienia nie liczyły się. Oczywiście można było się tego domyśleć w trakcie, widząc, że sędziowie podążający za uczestnikiem niedokładnie przyglądają się trafianym celom. Ale to tylko dwie minuty, a celów było kilkanaście...

2. Wyuczone odruchy typowe w MOUT/CQB były minusem. Zbędnie traci się czas poruszając wedle "sztuki". Najbardziej optymalnym rozwiązaniem było włączyć własny stoper (sam miałem taki plan, ale kiedy padła komenda start, zapomniałem o tym szczególe), wpadać do każdego pomieszczenia stając na samym środku i obracać się, aż do przejrzenia każdego kąta. Prawidłowe czyszczenie pomieszczeń zabierało cenny czas, a w stresie człowiek działa wyuczonymi schematami.

Mnie udało się wyjść przed upływem czasu omijając jednego terrorystę, co oznaczało 5 minut karnych i około 30 minut straty na dodatkową drogę pomiędzy punktami.

Wypompowywanie sił

Po drodze na punkt 6 spotkałem, jak wielu innych uczestników, dwóch drwali, którzy bez pytania wskazywali drogę na kolejny checkpoint. Przy nim czekał dziewczyna i chłopak, arbitrzy, których przewrotnym zadaniem było wyssanie z uczestników z sił. Pół biedy, gdyby ktoś właśnie schodził ze Ślęży, czyli punktu 7, ale mnie i wielu innych dopiero czekała wspinaczka pod górę.

Aby zaliczyć punkt, należało przebiec z całym swoim bagażem okrążenie ok. 150 metrów, wykonać 20 pompek, także z bagażem, znów kółko, 20 przysiadów i znów kółko. Gdy zwolniłem podczas biegu i przeszedłem do marszu, jak przez mgłę dotarły do mnie krzyki arbitra, że należy biec, nie iść. Gdy skończyłem ledwie wiedziałem, jak się nazywam. Za mną na punkt dotarł kolega Szwed z KNJ, więc pokazałem mu kierunek gdzie idę i zakrzyknąłem, że mam nadzieję, że mnie dogoni. We dwójkę idzie się raźniej.

Nawigacja to umiejętność odnalezienia się

Nigdy nie uważałem, że jestem dobry z nawigacji lądowej. Na morskiej nie znam się w ogóle ;) GF Point, choć był stosunkowo prosty od strony nawigacyjnej, postanowił przetestować moje umiejętności odnajdywania się. Wychodząc z punktu 6, ledwo przytomny i niemal nie mogący myśleć, zacząłem iść drogą, którą szybkim spojrzeniem na kompas zweryfikowałem jako poprawną. Upewniły mnie w tym liczne ślady wojskowych butów na śniegu. Szedłem i szedłem, zszedłem z traktu na ścieżkę, dalej pełną śladów, aż w końcu oprzytomniałem. Spojrzałem na kompas i okazało się, że zamiast na południe, w stronę siódemki, idę "Bóg wie gdzie", czyli na wschód. Przez chwilę zastanawiałem się, czy wracać czy trawersować, ale szóstka skutecznie wyprała mnie z nadmiaru sił i postanowiłem się cofnąć do jakiejś wyraźnej drogi.

Jak się później okazało, ślady jakie widziałem, to były ślady biegaczy z kategorii Basic, którzy z 1 szli na 6.

Wracając po własnych śladach spotkałem Szweda, który przyznał się, że dotąd ani razu jeszcze nie skorzystał z kompasu, bo starczyło mu iść za innymi. Niezły bieg na orientację, pomyślałem. Ale co się dziwić, warunki atmosferyczne aż prosiły się o takie rozwiązanie.

Legendarna droga z 6 na 7

Kiedy już było po wszystkim, siedziałem w ciepłej stołówce pochłaniając gorącą grochówkę (sponsorowaną przez organizatora) i wymieniałem się opowieściami z trasy, usłyszałem z ust uczestników Basic o "legendarnej drodze z 6 na 7". Była morderczo ciężka. Uśmiechnąłem się mimo woli.

Gdy w towarzystwie Szweda zastanawiałem się nad wyborem pomiędzy dwoma ścieżkami, powiedział coś, co zapadło mi w pamięć. "Idźmy pod górę, to będzie właściwy kierunek". Jeśli stopień właściwości rósł z wprost proporcjonalnie do pochylenia stoku, to z każdą setką metrów szliśmy coraz właściwiej. Las wypełniały głazy. Coraz częściej zamiast cały czas pod górę, robiliśmy kilka kroków w lewo lub prawo, by znaleźć miejsce na bezpieczne postawienie stóp. A plecaki coraz bardziej chciały zostać na miejscu, ciągnąc nas ku ziemi. Zupełnie jakby to one nas nosiły.

 

Szwed towarzyszył mi już wcześniej w Sobótce aż do punktu 1. Później zniknął. Jak się okazało schodząc z 1 upadł i nadwyrężył nogę. Teraz dawała o sobie znać.  Odległość między mną, a nim cały czas rosła. Co jakiś czas zatrzymywałem się i nawoływałem, nie chcąc po raz drugi zostawić go samego w tarapatach.

Dotarliśmy do punktu 7, gdzie otrzymaliśmy pisemny test jednokrotnego wyboru z zakresu airsoftu i wojskowości.

http://www.youtube.com/embed/yhtNeSNvxmw?rel=0

 

Pytania które pamiętam:

- co oznacza skrót BWP;

- jakie jednostki dowodzone są przez Dowództwo Wojsk Specjalnych;

- ile kół zębatych jest w gearboxie v.2;

- jakiego kalibru są kulki w airsofcie.

Niektóre możliwe odpowiedzi były naprawdę zabawne.

Przy tym punkcie zostawiłem kumpla, który potrzebował odpoczynku i ruszyłem niebieskim szlakiem na samą górę. Jeśli drogę z 6 ktoś nazywa legendarną, to jak nazwać drogę dwa razy trudniejszą? Na nią jednak ci z kategorii Basic nie musieli się wspinać, bo ich punkt 8 nie obowiązywał.

Kamera krzyżowa

Zacząłem czuć zmęczenie, słabość w nogach. W górze, zauważyłem ciemne sylwetki pomiędzy drzewami. Noga za nogą, stopa za stopą. Czasem, gdy człowiek jest zmęczony, a wykonywana czynność monotonna, wpada się w coś w rodzaju amoku. W takim stanie się właśnie znalazłem. Po prostu szedłem ścieżką wyżej i wyżej, co jakiś czas zadzierając głowę do góry, widząc, że sylwetki się zbliżają. Gdy szli, szli szybciej. Ale często przystawali. Było ich trzech. Kiedy w końcu ich dogoniłem – złe określenie, gdy w końcu się do nich dotoczyłem – mieli dobre humory, choć soczyście określali coraz trudniejszą drogę przed nimi. Wyjąłem kamerę. Jeden rzekł "Z kamerą chce ci się wchodzić?", a inny zażartował "To kamera krzyżowa". Uśmiechnąłem się niemal niezauważalnie. Nie miałem siły na więcej. Dwa razu zdarzyło się, że musiałem pokonać dystans dwóch metrów na czworaka.

http://www.youtube.com/embed/9pNl4nNL9xw?rel=0

 

Co jakiś czas przetaczali się w dół ci, którzy idąc odwrotną trasą, schodzili z 8 w stronę 7. Kilku ze współczuciem informowało mnie, że wybrałem zdecydowanie gorsze podejście. Im za to groziło uszkodzenie kostki podczas stromego schodzenia po zaśnieżonych kamieniach.

Śliski śląski Olimp

Było przyjemnie w końcu zobaczyć dwa budynki na szczycie Ślęży. Spojrzałem na zegarek, minęło 45 minut odkąd wyszedłem z 7. A wydawało się, jakby trwało to kilka godzin. Na górze lampion i pusto wokół. Po chwili niepewności dostrzegam sylwetkę wychodzącą zza rogu budynku. Arbiter, pomocnik i uczestnik właśnie przeprowadzili test praktyczny w ukryciu przed zimnym wiatrem.

Na ósmym punkcie sprawdza się wiedzę i umiejętności z zakresu udzielenia pierwszej pomocy. Na początku jest test teoretyczny. Instruktor czyta test (z powodu wiatru słychać go słabo, w dodatku jestem już mocno osłabiony) i należy udzielić odpowiedzi “tak” lub “nie”. Zdarza się, że odpowiadam “tak”, choć chwilę później wiem, że odpowiedziałem źle. Myślę ze sporym opóźnieniem i mam kłopoty z koncentracją. Cokolwiek się stanie, wiem, że GF Point dał mi w kość i że było warto tu było przyjechać.

Na dziesięć pytań 4 złe odpowiedzi. Wiem, że gdybym był w innym miejscu i w innych warunkach, poprawiłbym się do 9 lub 10, bo pytania nie są trudne. Wymagają jednak odrobiny myślenia. Drugi etap 8 to test praktyczny. Pomocnik kładzie się na plecach i „coś mu jest”. Sprawdzam przytomność – zero. Zaczynam sprawdzać krwotoki, zapominając, że pierw sprawdza się oddech i puls (ABC). Uświadamiam sobie to po całej inspekcji ciała. Gość oddycha. Nie wiem co mu jest. Kładę go na boku w stabilnej, ale nie-do-końca-bezpiecznej-pozycji. Mówię, że dzwonię na numer alarmowy. Koniec testu. Zaliczają mi je, bo badając głowę odchyliłem ją do tyłu, a pomocnik miał niedrożność dróg oddechowych (zdaje się).

http://www.youtube.com/embed/z9pxf1JgFg4?rel=0

 

I tu znów uwagi krytycznie:

1. Test pisemny byłby zdecydowanie lepszy, przeprowadzony podobnie jak na 7. Wiatr nie utrudniałby zrozumienia rozbudowanych zdań. Rozumiem zastosowane rozwiązanie, jeśli było celowe.

2. W przypadku testów praktycznych, które się porównuje, właściwym wydaje mi się przeprowadzanie dla wszystkich uczestników TAKICH SAMYCH sytuacji. Z rozmów z innymi uczestnikami po imprezie wynikało, że symulowano różne sytuacje. W takim przypadku porównanie wyników jest mocno nieobiektywne. Kiedy stawką są drogie nagrody, staje się to sprawą sporną.

Droga dla turystów

Schodząc w dół ku 5 udałem się jedyną sensowną drogą, czyli szlakiem turystycznym. Niegdyś nim już szedłem, choć latem i bez obciążenia. Idąc w dół plułem sobie w brodę, że wybrałem drogę przez 9. Tą drogę nazwałbym "wypruwaczem flaków". Może, gdybym szedł w silnym towarzystwie wspólnie motywowalibyśmy się do większego tempa. Ale sam walczyłem tylko z własną słabością, a nie z szybkością przemieszczania się.

Na koniec spotkałem kumpla, z którym zacząłem marsz. Pechowo zgubił drogę między 5 a 4 i wpadł na mnie. Pechowo albo i nie. Mnie było przyjemnie znów iść w towarzystwie. Do 5 dotarliśmy akurat na czas, by towarzyszyć jej obsadzie w zejściu w dół, do Sobótki. Minęła właśnie 14.30 i punkty zostały zamknięte. Mieliśmy jeszcze 30 minut na zejście do bazy, aby zaliczyć trasę i być klasyfikowanymi. Nie ma jednak na to cienia szansy. O 15.00, czyli w momencie zamknięcia mety, jesteśmy dopiero na wysokości 1. Ze Ślęży schodzi spokojnie masa uczestników kat. Professional. Widać, że mimo porażki są zadowoleni z imprezy.

Odprawa i nagrody

http://www.youtube.com/embed/zAIvtpb_vYA?rel=0

 

Tak jak się spodziewałem, pierwsze dwa miejsca w kategorii Professional zajęły chłopaki z Formacji Śląsk. To już tradycja GF Point. Szczere gratulacje dla tej silnej i zmotywowanej grupy.

Wnioski

Według słów uczestników i organizatorów poziom kategorii Professional mocno poszedł w górę.  Ponoć za rok poziom Basic także ma zostać mocno wyśrubowany, ale należy podkreślić, że w tym roku górzysty teren dał się mocno we znaki obu kategoriom. Zwycięzca Basica mocno kulał odbierając nagrodę.

Biorąc pod uwagę, że startowałem w kategorii Professional z zamiarem zaliczenia trasy, a nie wygrania biegu, moja porażka była spowodowana czterema elementami:

- brak przygotowania fizycznego – skończyło się na planach przygotowań, zabrakło motywacji do treningów.

- brak spokojnego przeanalizowania możliwej trasy – podejście góry od północy nie było konieczne, a po fakcie uważam, że było błędem. Wejście od wschodu było o wiele mniej mordercze i szybsze.

- gorąca głowa – kończąc zadanie od razu ruszałem do następnego punktu. Jeśli instruktor nie zwrócił uwagi (a nie było to ich obowiązkiem), byłem gotów odejść z punktu bez odnotowania  obecności w identyfikatorze.

- zbytnie skoncentrowanie na mapie w czasie odprawy, gdy organizator informował o zmianach w regulaminie.

Wątpliwości

„6.4)Bieg ma charakter indywidualny – zabroniona jest jakakolwiek współpraca pomiędzy uczestnikami.”

Jak zapewne wnikliwi czytelnicy zauważyli, większość czasu poruszałem się w towarzystwie, wymieniając się spostrzeżeniami z kolegami. Nie umiem ocenić, czy było to wykroczenie przeciw regulaminowi, czy nie. Byłem tam dla przyjemności, a że jestem towarzyskim zwierzęciem, wolałem iść w grupie. Nie byłem pod tym względem sam, na trasie wiele osób podróżowało w małych 2-3 osobowych grupach.

„5.1)Rajd ma charakter rekreacyjnej rywalizującej wycieczki pieszej, realizowanej indywidualnie przez uczestników.”

Drugim elementem budzącym wątpliwości jest skorzystanie z podwózki przygodnym quadem. Wtedy wiedziałem już, że szansa na miejsce na podium bezpowrotnie przepadła. Przejażdżka odbyła się na ok. 400 metrów i jej główną zaletą było podbudowanie mojego morale. No i jest o czym opowiadać ;) Mam nadzieję, że żaden uczestnik nie żywi do mnie o to urazy. Organizatorów o sprawie poinformowałem po imprezie. W regulaminie nie było zakazu, choć za rok już będzie. Podobno nie byłem jedyną osobą, która skorzystała z przygodnego transportu.

„5.7) Zadaniem uczestników imprezy i warunkiem sklasyfikowania jest odnalezienie WSZYSTKICH PK oraz PRAWIDŁOWE podbicie karty startowej na kolejnych PK.”

źródło http://gfcgroup.pl/gfpoint/wp-content/regulamin_gfpoint.pdf

Według słów organizatora po grze bieg w kategorii Professional ukończyło 26 osób. Tymczasem tylko 17 osób zaliczyło wszystkie 15 punktów kontrolnych (PK), a więc spełniło wymóg bycia klasyfikowanym. Było to efektem ostatniej zmiany w regulaminie, dokonanej w dniu startu. Jak się okazało wiele osób, w tym ja, nie zwróciło uwagi na ten ‘szczegół’.

 

Zdjęcia: Weronika Gurdek (http://www.ikah.net/)

Autor: Krzysztof ‘Grey’ Studziński,

 

Tekst publikujemy dzięki uprzejmości autora Podręcznika Taktyki ASG


Od trzech lat imprezie z dumą patronuje WMASG.pl



Komentarze

Najnowsze

Trwa ładowanie...
  • Platynowy partner

    Złoty Partner

  • Srebrni partnerzy

  • Partnerzy taktyczni