Trwa ładowanie

Twoja przeglądarka jest przestarzała. Niektóre funkcjonalności mogą nie działać poprawnie. Zalecamy aktualizajcę lub zmianę przeglądarki na nowszą.

S.T.A.L.K.E.R. - "Emisja"
S.T.A.L.K.E.R. - "Emisja"

S.T.A.L.K.E.R. - "Emisja"

S.T.A.L.K.E.R. - "Emisja"
S.T.A.L.K.E.R. - "Emisja"
Ten artykuł pochodzi ze starszej wersji portalu i jego wyświetlanie (szczególnie zdjęcia) może odbiegać od aktualnych standardów.

 6680.jpg

 

 

 

...Zona powitała mnie jak zwykle, ciemna nieprzystępna, zwodniczo wabiąc z oddali migocącym ciepłem ogniska. Może tym razem wojsko będzie na patrolu? Może to jakiś stalker pichci sobie wieczorny posiłek? Nic z tego - dokładnie jak ostatnim razem im bliżej granicy tym bardziej upewniałem się, że to jednak nic przyjemnego – blask ognia lizał znienawidzony kształt budki wartowniczej, sylwetki w mundurach i posępne memento cekaemu z zaciętą twarzą celowniczego ledwo widoczną zza przyrządów celowniczych.

Dlaczego nauczony ostatnimi doświadczeniami nie poszedłem inną droga? Dlaczego tak uparcie wierzyłem, że tym razem będzie inaczej? Ach, ta przeklęta wiara w ludzi… W ludzi? W Zonie nie ma już od dawna ludzi! Są tylko stalkerzy, bandyci, mutanty i czort wie co jeszcze. Wszystko to czai się na mnie w jej trzewiach. Czai się z jednym zamiarem – zabrać mi to wszystko, czym Zona chce mnie obdarować w swej zawiłej łaskawości...

 

 

 

 

Impreza:  S.T.A.L.K.E.R. - "Emisja" 

Rodzaj: LARP z elementami airsoftu

Miejsce: Ociesęki – woj. świętokrzyskie, powiat kielecki, gmina Raków

Organizator: GYVER

Sponsorzy imprezy:

Cytadela asg - główny sponsor,
Arpol, ASGshop, Azteko, PX Militaria, Capri asg, Warbook, Navcomm, Khaki - Endurance Shop, Marcus Graf, Camo Militaria, Tanie militaria.

Strona FB

Forum

 

 

 

 

 

patronat.png

 

 

 

 

W piątek, 13-go kwietnia, Zona Ociesęki znów miała zapełnić się stalkerami, mutantami, bandytami i wojskiem. Druga i zarazem ostania odsłona larpowej gry pt. ”S.T.A.L.K.E.R. EMISJA” startowała już następnego dnia rano. Z tego powodu od piątkowego poranka rączo przystąpiliśmy do przygotowań bazy, posterunku wysuniętego i posterunku granicznego, na którym – zgodnie z tradycją – witaliśmy przybywających stalkerów niezbyt przyjaźnie. Podobnie jak w ubiegłym roku obowiązkowe były komendy i rozmowy w języku rosyjskim lub podobnie brzmiącym. Kilku zawodników już na bramie starało się dogadywać z wojskiem przy pomocy suwenirów, co natychmiast otwierało im drogę do Zony, a kilku bardziej twardych załapało się na odświętne trzepanko połączone z glebowaniem i przeszukaniem pojazdu, przy wdzięcznym wtórowaniu zabawek pirotechnicznych.

 

Ze wspomnień oficera GRU:

“Pochwaliłem, ale za wcześnie – to, co się na bramie dzieje w żadnym raporcie nie opisze, bo szkoda dzieciaków. A jest źle do Zony stalkerzy i inna swołocz jak na Krym całymi wycieczkami walą. Każdy samochód, wózek czy co tam jeszcze są w stanie zorganizować – wypchany tak, że ledwo się koła obracają. Czego oni w tych swoich pojazdach nie mają?…. No właśnie – żadnych dokumentów, przepustek, za to broni i amunicji całe skrzynie. Dla porządku kilka samochodów trzepę z wojskiem do śrubki, jak na przejściu granicznym. Skarby takie wyciągamy, że skrzynia na depozyty do wyjaśnienia zapełnia się nawet za szybko. Coś mi się jednak nie podoba. Nawet jak przepustki na samochód nie ma na początku, to już po chwili dziwnym trafem się pojawia i to świeżutka, niemalże tusz jeszcze ciepły. Nie pytam, tu warta ma ostrą amunicję, a o przypadkowy strzał nietrudno. Poprzyglądam się, wnioski i konsekwencję wyciągnę. Póki, co każę służbowemu do gabinetu co ciekawsze dowody zanieść – później zbadam co to jest i dlaczego takie mocne.”

 

 

 

 szlaban2.jpg

untitled shoot-6449.jpg

 

 

Od ubiegłego roku wiele się zmieniło. Bandyci jacyś nadpobudliwi i raczej nieprzyjaźnie nastawieni, trzeba było do nich najpierw strzelać a potem z nimi rozmawiać. Wykonanie tych czynności w innej kolejności graniczyło z cudem. Mutantów pełno, grasowały stadami, a ich przebiegłość i różnorodność wykluczały raczej oswojenie, szczególnie że rozkazy jak przy bandytach były – strzelać najpierw… Nigdy nie wiesz co takiemu odbije. Stalkerzy jak to stalkerzy – psy wieszać na nich można długo, ale w końcu to dobrzy ludzie i szło sie z nimi dogadać. Czasem sprzedawali się bandytom za garść amunicji po to, by kilku naszych odstrzelić… Po naszej stronie zaś było zło wcielone, personifikacja najczarniejszych snów więźnia w Związku Radzieckim, agent GRU, płk. Kotowskij, którego wspomnienia ze służby w Zonie przytaczamy we fragmentach…

 

W tym roku bazę wojska urządziliśmy nieco inaczej niż rok temu. Wykorzystaliśmy niemal cały budynek, wprowadzając pomieszczenie łączności oraz izbę chorych, gdzie wykonywano badania okresowe stalkerów, dokonywało się tam leczenie chorych oraz dobijanie beznadziejnych przypadków. Nie było za to sklepu, który naszym zdaniem generował niepotrzebny zamęt w bazie. Nowością był wysunięty posterunek w miasteczku, z którego wychodziły patrole na miasto, oraz w głąb Zony. Posterunek służył rozbrajaniu wszystkiego co się rusza a chce iść do bazy wojska. Ponadto nagminnie był atakowany przez mutantów i bandytów.

 

 

 

 P1130526.jpg

IMG_4660n.jpg

PB145894.jpg

P1130476.jpg

untitled shoot-6668.jpg

 

 

 

...W mieście duże zmiany, Wojsko i tutaj zapuściło już swoje macki. Zaraz przy skręcie z głodnej Drogi ślepymi o tej porze oczodołami strzelnic wita mnie posterunek. A więc i tutaj już nie będzie można odpocząć i poczuć się swobodnie? Jakby na potwierdzenie tych słów wyłaniają się z mroku sylwetki uzbrojonych ludzi w jednakowych ni to mundurach, ni to ubraniach roboczych. Stroje ich są złowieszczo czarne jak smolista czerń nocy, która nas otacza. Ty, Stalker – pada złowieszczo z tej czerni - pamiętaj w mieście to my pilnujemy porządku. Bandyci się ostatnio rozzuchwalili, a wojsko na to gdzieś. Ktoś musi dbać o porządek i wasze zasrane życie. Powinność!

Idę na pamięć przez Miasto. Już mam wejść po schodach do Baru, gdy spostrzegam kolejną nowość – Niegdyś jasno oświetlone okna teraz zieją pustka i ciemnością. Ślady sam nie wiem czego na ścianie, schodach i odpryski betonu od kul w miejscu gdzie kiedyś wisiał przekrzywiony szyld tego przybytku. Co się tu działo prze te miesiące? Idę dalej za odgłosem gwaru dochodzącego gdzieś z zaułka. W świetle sączącym się przez okiennice z jakiś starych osłon nie wiadomo, z czego zerwanych widzę sylwetki kręcące się przy wejściu. A więc teraz tutaj jest Bar? Jeszcze kilka kroków i już mam pewność. Tak, teraz tu przeniosło się to miejsce, w którym zawiązują się krótkotrwałe przyjaźnie, dziwne alianse i knują się zdrady i podstępy.

Za barem jak dawniej króluje Barman, przy stolach jeszcze noszących ślady dawnej świetności siedzą w tej dziwnej ni to ciszy, ni to przytłumionym gwarze znajome i nowe twarze tych, dla których Zona stała się sensem życia. Czarni są i tutaj, z ostentacyjną nonszalancją obnoszą się z nabitą bronią. To znak ich siły, czy oznaka lęku i słabości? Może będę miał okazję się przekonać, oby nie! Zrzucam z ramion swój dobytek i w tym momencie o mało nie padam na podłogę. To ciężka jak wyrok ręka starego druha spada na moje obolałe od dźwigania zapasów plecy. Jednak wróciłeś? Po co? Głupie pytanie – mógłbym mu je sam zadać i też bym się nie doczekał odpowiedzi...

 

 

 

 

P1110759_yDzibi.jpg

P1110759_Dzibi.jpg

untitled shoot-6616.jpg

untitled shoot-6590.jpg

 

 

 

 

Po EMISJI nie obyło się bez długich wymarszów do wnętrza Zony w poszukiwaniu czegoś lub kogoś, nie zabrakło strzelania do cieni i przesłuchań przez płk. Kotowskiego, które to przesłuchania stały się legendą i opowiadać o nich będą dzieciom…

 

Ze wspomnień oficera GRU:

“Stalkerzy, szczególnie ci nowi zhardzieli straszliwie. To już nie Ci, co dawniej. Tamci to rzeczywiście byli dziwni, ale serdeczni ludzie, mieli swoje pokręcone życie za sobą i tu uciekali w tą głuszę żeby dożyć tutaj swych dni. Zona była dla nich łaskawa, a i my też. Przynosili, co znaleźli, mówili co widzieli, pomagali sami z siebie, ot tak z potrzeby serca chyba, albo żeby mieć do kogo gębe otworzyć. Teraz co innego, twardzi są ci nowi, szacunku nie mają, kłamią, kręcą, duby smalone prawią. Młodziutkie to – widać, że przygód szukają.

Przyprowadzili mi takiego jednego – imperialistycznych westernów się na oglądać w dzieciństwie musiał. Odział się jak jakiś pastuch z amerykańskich stepów – kapelusz z szerokim rondem, płaszcz skórzany do ziemi, dobrze ze ostróg nie miał i konia za sobą nie ciągał po Zonie. Dokumenty u niego były też mocno podejrzane. No to wzięliśmy go w obroty. Tak się ten "bohater dzikiego zachodu" wystraszył, że zapomniał jakim mamy rok i kiedy się rodził. W końcu po kilku ćwiczeniach fizycznych na odświeżenie pamięci powiedział co wiedział, a wiedział malutko, oj malutko.

Byli i tacy co mnie zdziwili, ot taki Woda. Widać, że on w Zonie doznań duchowych nie szuka. Przyszedł sam, z własnej woli. Broń grzecznie sam w kącie postawił. Dokumenty u niego w najlepszym porządku. Fakt, trochę mokre były, ale cóż woda wszystko zmoczy. Po formalnościach od razu do rzeczy przeszedł. Mówi tak – on tu ma swoje interesy my swoje, w drogę mam wchodzić nie chce, majątku Matiuszki Rasiji nie potrzebuje, swoje na stalkerach i tym, co Zona daje wyrabia z nadmiarem. Prosił żeby mu konkretna robotę za konkretna nagrodę dać to załatwi, jak będzie mógł to nam pomoże, jak będzie w naprawdę ciężkich opałach to może o pomoc poprosi, ale tylko wtedy jak sobie sam rady nie będzie dawał. Tak postawa to mi się podoba. Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę, dostał mocne papiery, do Dowódcy poszliśmy. Dogadali się natychmiast – widać ze coś już musieli razem czarować. Trochę mu nie dowierzałem, ale myślę sobie – co tracę, mam na niego papiery – wyśpiewał parę rzeczy których raczej nie powinien mi mówić.

Okazał się honorowym człowiekiem. Po jakimś czasie wyszedł z lasu prosto na bramę, zameldował służbowemu że do mnie, prosi o posłuchanie. Ciekawa sztuka – na mapie znał się jak chłopaki z Razwiedki. Dokładnie mi i Dowódcy pokazał co znalazł i co się dowiedział. Co miał przynieść – przyniósł. Od tego czasu już tylko z Dowódcą się kontaktował i z nim zadania rozliczał. Zobaczę jak dalej będzie może mi ktoś jego teczkę gdzieś zawieruszy, albo prze przypadek z niepotrzebnymi aktami spali – nie będę szukał. A i jego wódka też mi smakowała, choć z początku jej pić nie chciałem – bo i on też jej sam próbować nie chciał. Ale ją jakiś sołdat na sobie testował, nie skręciło go, więc i my skorzystaliśmy. Może ten Woda tylko wodę pił?”

 

 

 

 

hfz4snzf.jpg

untitled shoot-6507.jpg

untitled shoot-6730.jpg

6685.jpg

fhfv1lnt.jpg

 

 

 

...Chłonę z ciekawością najnowsze wieści. Bandyci rzeczywiście urośli w siłę, nawet naukowcy zwinęli swoje polowe bazy badawcze i przenieśli się do miasta. Mają teraz siedzibę pomiędzy Posterunkiem Wojska, a bazą Czarnych – teraz nareszcie wiem, co to znaczy Powinność. Tak się nazwali ci samozwańczy stróże porządku. Mają nawet już swoją religię – wierzą w Monolit. To „relikwia” równie silna jak Spełniacz Życzeń. I jak On jest bardziej mentalny niż rzeczywisty – nikt go jeszcze nie widział, każdy o nim słyszał. 

Podobno Naukowcy powoli rozgryzają jego tajemnice dzięki kolejnym jego częściom z narażeniem życia przynoszonym z Zony przez tych, którym udało się przeżyć spotkanie z Nim. Zona jest coraz aktywniejsza, mutków coraz więcej i są coraz bardziej agresywne. Podobno to „zasługa” Bandytów i Wojska. Jedni i drudzy „obłaskawiają” ich ołowiem. Zielnicha już nawet nie bardzo daje sobie z nimi radę, ale póki co ona jedna potrafi jednak się z nimi dogadywać. Okazuje się, że niepotrzebnie targałem na plecach amunicję, broń i inne zakazane rzeczy do Zony. 

Pojawił się nowy gracz na lokalnej giełdzie – Cytadela. Nikt nie wie jakich użyli sposobów i ile dali w łapę komu trzeba – teraz mają niemalże monopol na zaopatrzeni Stalkerów w to czego im mieć nie wolno. Amunicja, broń, odzież, plecaki, wyposażenie specjalistyczne, brać i wybierać! Ich transporter opancerzony, co jakiś czas pojawia się w różnych punktach Zony i oferuje te dobra w zamian za pieniądze lub to, co Zona dała. Muszą jednak mieć potężne plecy – Wojsko też z nimi handluje po cichu i Powinność też chyba ma w tym swoje udziały, a przynajmniej stałe dostawy. Nawet Barman musi mieć z nimi jakiś układ – w Barze co druga puszka z żarciem ma ich stemple i metki. 

Jest jeszcze kilku innych graczy z tej branży – jakaś firma z demobilem z całego świata, nawet dobrze sobie nazwę dobrali – Tanie Militaria! Jakiś marzyciel ze Słonecznej Italii też próbuję uszczknąć kawałek z tego tortu. Nazwał swój przybytek Capri – ciekawe czy to od miasta czy też od nazwiska rodowego. Niesprawdzone pogłoski krążą też o tajemniczej firmie NavCom (nawigacja i komunikacja) podobno mają jakieś supernowoczesne środki łączności na sprzedaż. Ciekawe, z którego magazynu wojskowego je zgarnęli. Przyjaciel szepce mi w ucho kilka dziwnych nazw dostawców sortów mundurowych, plecaków, rusznikarni i innych cudeniek. Powoli przestaję go słuchać, Kozak coraz mocniej szumi mi w głowie i zmęczenie też robi swoje...

 

 

 

 

PB145854.jpg

untitled shoot-6711.jpg

P1130485.jpg

 

 

...Rano budzę się z ciężką głową od nadmiaru wymieszanych płynów i wrażeń. Zbieram graty i wychodzę na świeże powietrze. Chłodny, wilgotny poranek wpływa ma mnie kojąco. Wokół rozciąga się znajomy krajobraz najbliższej okolicy miasteczka. Już mam udać się do Baru na łyk czegoś ciepłego, gdy znajomi ciągną mnie na plac, ten sam, na którym wczoraj odbywał się wiec przyjaźni. Przecieram ze zdumieniem oczy i przez moment nie wierzę w to, co widzę. 

Czy to Moja Zona, czy jakiś obóz poszukiwaczy złota z kiepskiego westernu? Jednak zmieniło się tu sporo i nie wiem czy aby na pewno na lepsze. Stalkerzy stoją w małych grupkach i patrzą na siebie spode łba. Nie ma tej znanej z poprzedniego pobytu atmosfery wspólnego porannego krzątania, wymiany wrażeń z poprzedniego wieczoru i snucia planów na dzień dzisiejszy. Miasteczko zmieniło swój charakter. Teraz wdać, co to znaczy koniunktura. Sporo artefaktów przeniknęło prze kordony Wojska i znajduje nabywców poza Zoną. 

Święte wynalezione dawno temu prawo popytu i podaży i tu skaziło atmosferę. Na ścianach, słupach i płotach pełno krzywo namazanych resztkami farb napisów lub płowiejących plakatów firm i firemek, które usiłują robić tu swoje nie zawsze do końca uczciwe interesy. Wyławiam z gwaru dziwnie obco brzmiące i nic mi nie mówiące nazwy; Camo-Militaria, SpeedMed, KHAKI, MARCUS-GRAF, AZTEKO, ASGSHOP, Warbook, ARPOL, P.X. MILITARIA, rozpoznaję je na tych skrawkach papieru, deskach, płachtach wyblakłego brezentu spełniających rolę tablic ogłoszeniowych. Ktoś „życzliwy” ze starej gwardii uświadamia mnie, że to dobroczyńczy Zony i sponsorzy stalkerów, nie wdając się przy tym za bardzo w szczegóły. Są też ogłoszenia prywatnych przewodników po Zonie, jakichś podejrzanych kantorów wymiany i innych przybytków bogini pieniądza. Eksploracja Zony to już nie zajęcie dla takich samotnych romantyków jak ja. Teraz pełno tu lig, koteryjek i gildii zajmujących się niemal przemysłową eksploracją terenu. Starzy Stalkerzy trzymają się lekko na uboczu, ale nawet oni jednak mają swoje wianuszki neofitów i widać, że tacy, co jeszcze szukają w Zonie czegoś innego niż źródło dochodu to gatunek wymierający...

 

 

 

 IMG_4642m.jpg

IMG_4640m.jpg

 

 

 

 

Zapiski z dziennika uczestnika:

"Chęć zdobycia pięknych artefaktów i góry kasy zaprowadziła nas do Zony. Droga nie sprawiła nam dużych problemów, raczej minęła spokojnie. Była ciemna noc, na wjeździe do, nieznanej dotąd dla nas strefy, natknęliśmy się na posterunek wojska. Zapewne trzepali by nas do ostatniej śrubki w aucie, gdyby nie suwienir, który im podarowaliśmy. W końcu wjechaliśmy w Zonę... Trafiliśmy do małego miasteczka lubianego przez stalkerów, do Ociesęków. Wszędzie paliły się ogniska i było słychać śmiechy i wesołe pieśni. 

Następnego dnia ruszyliśmy w Zonę... Zaszliśmy do baru i dostaliśmy zestaw startowy, 
który otrzymywał każdy nowy w Zonie. Dostaliśmy 30 sztuk amunicji, trochę leków, kasiorkę i coś na ząb. Dobra, czas było ruszać w teren w poszukiwaniu artefaktów... Na początku, jak to nowym, Zona sprawiała wiele problemów, ciągle mieliśmy pod górkę... Ale szybko oswoiliśmy się z nią i nasza sytuacja finansowa polepszała się, już nie narzekaliśmy na brak amunicji i głód. Nie spodziewaliśmy się, że na drodze możemy spotkać tyle mutantów. Gdyby nie Powinność to zapewne grasowałby po mieście.


Sami ubiliśmy jednego gada, niestety zagryzł jednego naszego kompana, ale to nic.... Zanieśliśmy tę pijawę do laboratorium i zarobiliśmy kupę kasy. W końcu mogliśmy odsapnąć trochę w barze, napić się kozaka i zjeść jakąś konserwę... 
Gdzieś koło 17 miasto otoczyły dziwne chmury... Ludzie powiadali, że to jakaś emisja. 
Powinność zamknęła bramy miasta dla stalkerów. Na początku chmury wydawały się niegroźne, ale z czasem stawały się większe i buchał z nich ogień... 

 Było już bardzo późno, większość stalkerów już spała... Zdobywanie szybkiej kaski bardzo nam się spodobało, więc poszliśmy do naukowców, bo niby mieli jakieś ciekawe zadania. 
 Dostaliśmy sprzęt badawczy, z którym mieliśmy udać się do czerwonego lasu, aby zbadać dlaczego sosny są tak powykręcane i zrobić zdjęcie wału przy bazie bandytów. Padał deszcz, a droga była długa, ale w końcu dotarliśmy. Z naszych badań wynikło, że drzewa intensywnie imprezują, dlatego są tak powykręcane. Trzeba iść dalej... Czas na zbadanie wału. Niestety nie mogliśmy przeprowadzić zbyt wielu badań, ponieważ jakaś dziwna anomalnia ciągle ściągała nam gacie... Powrót do bazy obył się bez przygód, po drodze okradliśmy jeszcze domek Zielarki, która zapewne już smacznie spała. Miasto było już puste, większość "nocnych marków" siedziała w barze, postanowiliśmy do nich dołączyć i w końcu odsapnąć...."

 

 

 

 

IMG_4544m.jpg

IMG_4535m.jpg

IMG_4531m.jpg

 

 

 

Zapiski z dziennika uczestnika:

"To druga wizyta w zonie Ociesęki. Miejmy nadzieje, że nie ostatnia. Tym razem dotarliśmy na teren byłego PGRu w piątek dopiero późnym popołudniem. Soldaty były już gotowe do tradycyjnego rytuału powitania „Na śrubki!” naszego auta. Rozkazy wywrzaskiwane przez wojskowych po rosyjsku przeplatały się z naszymi prośbami, groźbami i przekleństwami we wszystkich znanych nam językach.

Przy każdym pytaniu „A co to jest?” dotyczącym repliki, kombinezonu, maski przeciwgazowej czy otuliny (czyli bezpiecznej repliki broni białej) dusiliśmy się ze śmiechu, nieporadnie udając mało ogarniętych „turystów”. Świadomość, że od oficjalnego rozpoczęcia gry dzieli nas ponad dwanaście godzin, i perspektywa (dez)integracji przy ognisku znacząco utrudniała zachowanie powagi właściwej przeszukaniu.

Ognisko, pole namiotowe i Arena zostały w tym samym miejscu, w którym były poprzednio, za to Bar przeniesiono bardziej na wschód do dużej hali. Zaskoczyło mnie to, bo w ten sposób knajpa przestała być w centrum „miasteczka”. 
Przecież poprzednia lokalizacja była dobra, a wystrój wnętrza wręcz genialny! Ale kiedy po wielu godzinach biegania po strefie klapnęłam na ławkę przy stole w Barze, żeby wreszcie spokojnie wypić colę… moje nogi odczuły mądrość decyzji o przeprowadzce.

Pierwsza edycja stała ogólnie na bardzo wysokim poziomie, ale druga okazała się jeszcze lepsza: wojsko rozbudowało bazę, bandyci stali się o wiele poważniejszym zagrożeniem, z którym tylko czasem dało się dogadać, a mutantów było mnóstwo. 
Mieli tak dopracowane przebrania, że od razu człowiek miał ochotę uciekać. Czaili się dosłownie wszędzie, zaś strzelanie do nich aspirowało do miana „bardzo skomplikowanego sposobu na popełnienie samobójstwa”. Trzeba się było mocno nakombinować, żeby wrócić do Baru z jakimś znaleziskiem. No, i można było sprzedać artefakty Naukowcom, zamiast Barmanowi…"

 

 

 

 

IMG_4540m.jpg

IMG_4543m.jpg

IMG_4622m.jpg

 

 

 

 

 

Stalkerzy eksplorowali Zonę, bandyci polowali na stalkerów, wojsko na bandytów, mutanci zaś bez wielkiego wybrzydzania próbowali zjeść każdego. I tak mijały kolejne godziny gry, przygotowanej przez znakomitego organizatora jakim jest Gyver. Zdecydowanie poziomem przygotowań przebił poprzednią edycję. Sposób dopracowania bazy naukowców i baru – powalał na kolana.

Na zakończenie imprezy postanowiliśmy hucznie pożegnać miejscówkę w Ociesękach, wysadzając w powietrze: hydrofornię zbudowaną na potrzeby gry, grilla, krupnik, namiot z pilotem w środku, mieszankę warzywną, misia pandę, but marki “Magnum”, i kilka innych artefaktów z zony. Okoliczni mieszkańcy na pewno nas nie lubią

ASG Fatah dziękuje wszystkim uczestnikom gry za udział w grze. Mamy nadzieję, że spotkamy się na kolejnej edycji (jeśłi kiedykolwiek będzie)… może już nie w Zonie Ociesęki, jednak nadzieja czyni cuda. Dziękujemy wszystkim naszym przyjaciołom za wsparcie przy urządzaniu bazy i posterunków oraz za wspólną grę po jednej stronie barykady. Wasz wkład był niezbędny dla uzyskania pełni szczęścia, jakim jest klimat tej imprezy.

Największe podziękowania należą się wspomnianemu wyżej Gyverowi, bez którego imreza ta nigdy nie miałaby miejsca. Jesteś wielki!

 

 

 

 

Autorzy tekstów wykorzystanych w sprawozdaniu:

FATAH

Flying Cat

grzybeks

Yessabel

 

 

Autorzy fotografii wykorzystanych w sprawozdaniu:

Kamil Broda

Zbigniew Krawczyk

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

NAJNOWSZE

Trwa ładowanie...
  • Platynowy partner

    Złoty Partner

  • Srebrni partnerzy

  • Partnerzy taktyczni