Swojego finału doczekała się właśnie, najdłuższa chyba w ostatnich latach, sprawa sądowa dotycząca zastrzelenia przez policję nastolatka posługującego się repliką airsoftową. Zwykle tego typu sprawy rozsądzane są na korzyść policji, po stwierdzeniu działania zgodnego z przyjętymi zasadami i uznawane za nieszczęśliwe wypadki z winy poszkodowanych.
Śmiertelne postrzelenie 12-letniego Tamira Rice'a miało miejsce w Cleveland, USA, 22go listopada 2014 roku. Policja odebrała zgłoszenie o młodym mężczyźnie, który straszył pistoletem przechodniów. Dzwoniący podał na końcu informację, że może to być nieletni, jednak tego nie przekazano już interweniującym policjantom.
Na miejsce przybyli funkcjonariusze Timothy Loehmann (26 lat) i Frank Garmback (46 lat). Podjeżdżając do podejrzanego spostrzegli, że sięga on po broń, na wysokości pasa. Zanim jeszcze radiowóz zatrzymał się; Loehmann oddał 2 strzały, jeden pocisk trafił nastolatka w klatkę piersiową. Tamir Rice zmarł w szpitalu, następnego dnia.
Sprawa została nagłośniona w mediach, ponieważ w tym czasie, w USA, miało miejsce kilka podobnych wypadków, które zakończyły się zastrzeleniem czarnoskórych mężczyzn.
Wkrótce okazało się, że nastolatek posiadał nie broń, lecz replikę ASG bez pomarańczowej końcówki. Ujawniono również, że podejrzanemu nie udzielono żadnej pierwszej pomocy na miejscu, aż do przyjazdu karetki. Wkrótce na jaw wyszły także wyniki testów, które stwierdzały niestabilność emocjonalną funkcjonariusza Loehmanna - w związku z czym nie powinien on pełnić służby patrolowej.
Te informacje były podstawą złożenia pozwu w sprawie między rodziną nastolatka, a miastem Cleveland. Obecnie władze Cleveland zgodziły się na wypłacenie rodzinie zabitego odszkodowania w wysokości 6 mln USD. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.
Źródło: