Księżniczka poprosiła mnie, żebym skrobnął kilka słów na temat tego, jak jest w wojsku i jak się to ma do airsoftu. Okoliczności wybrała sobie niezłe, ponieważ tak się składa, że odbywam właśnie zasadniczą służbę wojskową. Może to i lepiej, że piszę o zasadniczej, bo z takim wojskiem większość z nas będzie miała do czynienia, jeśli w ogóle. Raczej wątpię, żeby wielu z was po zasadniczej zostawał na stałe w MON-ie… choć zdarzą się pewnie i tacy.
Żeby uprzedzić fakty dodam, że to, o czym piszę to moje subiektywne odczucia. No i jeszcze jedna rzecz. Miałem porównać wojsko z airsoftem, więc wielu z was mogłoby założyć, że powinienem się ograniczać do ćwiczeń poligonowych. Piszę jednak jak to wygląda „od początku do końca”, ponieważ wg. mnie airsoft to nie tylko niedzielne spotkania z kumplami, żeby sobie postrzelać, a później napić się piwa. Od czasu, gdy zacząłem się strzelać stał się to też pewnego rodzaju sposób na życie. I o tym też chyba warto wspomnieć.
NA POCZĄTEK…
Na początku jest stres. Jakiego byście nie mieli podejścia do wojska, to jeszcze przez pierwsze 24 h od chwili przekroczenia murów jednostki, wasz dotychczasowy światopogląd zostaje postawiony na głowie i wywinięty na lewą stronę. Ale spokojnie – to tylko „unitarka”… Prawda jest taka, że jadąc na zlot, czy nawet głupie niedzielne strzelanie, człowiek nastawia się na to, że spotka znajomych i pozna trochę nowych ludzi o takich samych zainteresowaniach. W wojsku natomiast nie znacie nikogo, wszystko może się zdarzyć i nikt nie zakłada, że jesteście fajni. W dodatku ludzie mają 100 milionów różnych zainteresowań i trudno jest trafić na kogoś, z kim będziecie mogli pogadać na ten temat.
Kiedy już się przyzwyczaicie trochę do sytuacji, w brutalny sposób przychodzi świadomość. Świadomość, że niesprawiedliwie zabrano wam dziewięć miesięcy życia (od początku 2008 roku prawdopodobnie będzie to 12 miesięcy życia – przyp. Redakcja WMASG)… że gnijecie w koszarach a rodzice, dziewczyna i kumple bawią się w najlepsze. Ludzie różnie reagują…
Następnego dnia wezmą Cię na plac apelowy i wtedy pozbędziesz się złudzeń – to nie ASG, bo w airsofcie nie prze****ją Cię za głupotę, nie wydrą się na Ciebie za pomyłkę czy brak koncentracji. Nikt nie będzie Ci kazał równo maszerować, nikt nie każe Ci „walić orbitek” za gadanie w szyku… W airsofcie słowo „rozkaz” ma tylko umowne znaczenie, tutaj nie! A tej „drobnej” różnicy uczą dokładnie… Wieczorem, kiedy już ściągniesz buty (i to nie będą stare, rozchodzone i wygodne „Magnumy”), po prostu zaśniesz… Witamy w Wojsku Polskim.
SZKOLENIE PODSTAWOWE
I tu zaczyna się „fuu”. Pierwsze szkolenie, na jakie traficie, to OPBMR (Obrona Przed Bronią Masowego Rażenia). To był pierwszy moment, kiedy płakałem ze śmiechu patrząc na nasz wspaniały sprzęt. No bo powiedzmy sobie wprost, że maska p-gazka MP-4 i kombinezon chemiczny OP-1, to nie rewelacja. Choć tyle uciechy, co mi dał widok prawie 60 chłopa wyglądających jak teletubisie, to jeszcze chyba nic mi nie dało. Nasze maseczki są zazwyczaj mocno podniszczone i zdekompletowane. Jeśli zaś chodzi o kombinezony, to mamy ich trzy wersje… OP-1, to ta najstarsza, zapinana na takie guziki, które nie dają się zapiąć, jeśli nie posmarować ich kremem. OP-2, to wersja rozwojowa – wprawdzie też kawał gumy, ale zapinany na… uwaga… rzep! Zakłada się dużo łatwiej i szybciej. Na sam koniec OP-3. Osobiście nie widziałem nawet na oczy, ale z nabożnej miny kaprala i jego uniesionej opowieści o tym cudzie naszej technologii wojskowej wnioskuję, że to coś w rodzaju brytyjskich kombinezonów przeciwchemicznych z aktywnym węglem… Dokładnie takich, jakie na allegro można kupić za ok. 60 PLN… pozostawię to bez komentarza.
O kevlarowym hełmie też możecie zapomnieć. Śmiga się w starych garnkach, które nadają się do wszystkiego oprócz noszenia ich na głowie. Najlepiej wyglądają w ogródku jako doniczki. Z reguły większe rozmiary to te jasnoniebieskie. Szare z orzełkiem są zdecydowanie za małe… do czegokolwiek.
Kiedy ktoś pyta o airsoft, człowiek na ogół opowiada coś na temat tego, że „fajnie sobie czasem po lesie pobiegać, poczołgać i powciskać w jakieś dziury” (bez skojarzeń). Jeśli tak zawsze opowiadaliście, to powinno wam się spodobać na OSF-ie. Ścianki, drabinki, liny, krecie dziury – małpi gaj. Zazwyczaj jest zrobiony tak, że mogą równolegle ćwiczyć dwa plutony. Przednia zabawa, ale człowiek po tym ledwo się rusza.
Jak do tej pory były przyjemności. Odrobina urozmaicenia… Unitarka, to zasadniczo dwie rzeczy: czekanie i maszerowanie. Czeka się na rozkaz, posiłek, swoją kolej, nowe ćwiczenie, prysznic, „wymiankę”, cud i grom z jasnego nieba. Jeśli się akurat nie czeka, to znaczy, że się maszeruje. Po trzech tygodniach będziecie znać każda dziurę na placu apelowym i po trasie z pododdziału na stołówkę. Na przepustce będziecie podświadomie równać krok do swojej dziewczyny. Będziecie słuchać o tym, kto ma zły krok, poznacie ulubione (i niekoniecznie cenzuralne) powiedzonka waszego kaprala i plutonowego… i w żadnym względzie nie będzie to przypominało Raszówki (jedno z miejsc airsoftowego niedzielnego strzelania w okolicach Wrocławia – przyp. redakcja WMASG)… Nauczycie się natomiast jednego. Czegoś, o czym w AS czasem się mówi, ale tylko długo istniejące ekipy to praktykują… a i to nie zawsze. Nauczycie się, że wasza grupa (drużyna, izba, pluton) musi być jak jeden wielogłowy stwór. Jeśli ten w ostatniej czwórce pomyśli, że jest głodny, to ten pierwszy na szukać drogi na „michę”. Ktoś sobie nie radzi, to razem z kumplem uczycie go chodzić. Kogoś nie ma w pokoju, to robicie mu porządek i ścielicie „wóz”. Ponosicie odpowiedzialność zbiorową za absolutnie WSZYSTKO. Jeden coś zawali – przepie***ją wszystkich. Dlatego tak ważne jest, żeby sobie pomagać.
POLIGON
Na „unitarce” czekać was będą jeszcze dwa szkolenia zakończone ocenianymi zadaniami. Pierwsze, to szkolenie taktyczno-saperskie. Jeśli traficie tak, jak ja, to będziecie mieli sporo śmiechu… Zaczynamy od czołgania się – broń w ręce i do pokonania jakieś 50 m w tę i spowrotem. Pas wąski, więc jeden niemalże leży na drugim. Zapomnijcie o czymś takim, jak działanie w parach, czy fireteam-ach. Zapomnijcie też o klepaniu kumpla po ramieniu, żeby wiedział, że jest ostatni. Nikt wam o tym nie powie, bo nie jest to nikomu potrzebne do szczęścia. Jak się nad tym głębiej zastanowić, to w warunkach bojowych wystarczy jeden granat, dobrze wymierzona seria… cokolwiek… i pół plutonu idzie równymi czwórkami do krainy wiecznych łowów.
O zakładaniu OPLA (czyli OP-1) już pisałem. Dodam jedynie, że w pierwszej kolejności zakłada się maskę p-gazkę, a na całą resztę mamy jakieś 8 minut. Naturalnie da się to zrobić, ale wymaga to sporo wysiłku. No i jeszcze jedno – pilnujcie broni. Jeśli w czasie zakładania dowódca wam broń zabierze… macie prze***ne.
Maskowanie jest kolejnym punktem programu. 10 minut i wszystko, co znajdziecie w lesie. Można sobie nawet twarz błotkiem wysmarować. Macie być niewidzialni. Da się to zrobić. Umiejętność przydatna w każdych warunkach. Zresztąw airsofcie też lepiej zauważyć niż zostać zauważonym.
Jedną z najbardziej praktycznych rzeczy, które przećwiczycie będzie okopywanie się w pozycji leżącej. W 10-15 min trzeba zrobić sobie ładny grajdołek z otworem strzeleckim. I pamiętajcie „DUPA NISKO”. Wasz kapral w każdej sytuacji będzie lepszy od najlepszego zespołu cheerleaderek. Czasem na forum WMASG czytałem o pomysłach kopania okopów – projektach urozmaicenia terenu długimi rowami. Były też propozycje wynajęcia w tym celu koparki. Po co!? Niech każdy zaopatrzy się w saperkę i poćwiczy okopywanie. Dwa miesiące strzelań i cały teren jest pięknie zaorany :) Podczas tych zabaw docenicie walory munduru polskiego. W przeciwieństwie do DPM-a zabezpieczy on wasze ręce i nogi przed szkodliwym działaniem pędów jeżyn i innego cholerstwa wyposażonego w kolce.
Na sam koniec zabaw w 250 osób sformujecie piękną kolumnę czwórkową i będziecie maszerować na michę. W czasie tego marszu ktoś krzyknie cos o lotnikach. Będziecie musieli paść na glebę, znaleźć sobie niezły schowek i zdjąć broń z pleców nie urywając sobie przy tym głowy pasem. Nigdy nie usłyszycie czegoś o patrolu, chodzeniu „szachownicą”, zabezpieczaniu przemarszu itd… nie ma takiej opcji. Po drodze przećwiczycie jeszcze reagowanie na komendę „do natarcia, tyralierą, naprzód biegiem marsz!” czy jakoś tak. Jeśli oglądaliście „czterech pancernych”, to powinniście wiedzieć z czym to się je. Ustawiamy się w tyralierę i biegniemy do przodu drąc ryja. Moje wnioski względem tego typu działań są zbliżone do tych dotyczących czołgania się. No i wygląda to arcyzabawnie.
…I STRZELNICA
Jedną z najpiękniejszych chwil na unitarce był moment, kiedy dostałem do łapki mojego kbk AKM-a. Kształt niby znany z replik airsoftowych, ale sam fakt, że „ostra” sprawia, że człowiek czuje się cudownie. Podstawowa zasada w wojsku jest taka, że szalenie ważny jest wasz mundur i buty… cała reszta, która wyszczególniona jest we wkładce mundurowej też jest ważna… niemniej jednak to wszystko to pikuś w porównaniu z waszą bronią. Broń w wojsku jest NAJWAŻNIEJSZA. Wszędzie ja zabieracie – idąc do kibla możecie nie brać papieru, ale musicie wziąć giwerę. Golicie się mając giwerę na plecach. Nigdy nie wolno wam jej zostawić, a jeśli zabierze wam ją kapral… to już pisałem… i powtórzę - macie prze***ne.
Po każdym wypuszczeniu broni z magazynu przed zdaniem należy ją wyczyścić. Czyszczenie broni to piękna rzecz, a samo rozłożenie kbk AKM-a nie jest dużą filozofią. Na rozłożenie i złożenie macie 45 sekund. Da się.
Wszystko czego się nauczycie po otrzymaniu broni nieuchronnie prowadzi do strzelania nr 1. Przy czym raczej nie zaliczycie strzelania nr 2 na unitarce. Na pierwszym dostajecie całe 4 naboje, a trafienie punktowane, to takie, kiedy uda wam się wcelować w tarczę. Dystans 100m. Czas nieograniczony. Technika strzelania jest właściwie dowolna. „Kałach” specjalnego odrzutu nie ma, tyle tylko, że podrywa go do góry i przez to łatwo zerwać strzał… Więcej pisać nie będę, bo trzeba to poczuć samemu. Jedyne, co po oddaniu wszystkich strzałów pozostaje w waszej głowie, to świadomość, że w tej „zabawie w wojnę” nie ma respów…
Poza tym człowiek uśmiecha się na myśl o tym, że w domu leży wygodne i funkcjonalne PLCE, a tu nosi ładownice, które uszyto jeszcze w czasach, gdy nawet NASA nie myślało o wynalezieniu cordury. Sprzęt jest niby „modularny”… prosta konstrukcja – pas, szelki i dodatki. Całość jest jednak niefunkcjonalna i niewygodna. Raczej średnio przemyślana i dopasowana. No i największy problem – wszystko jest stare, zużyte i zniszczone. Na porządku dziennym są teksty prowadzących zajęcia w stylu: „no i tu powinien być taki pasek, ale go brakuje…” lub „pod tą klapką jest tzw. >>grzybek<<, ale tu akurat go nie ma”. Smutne to jest, ponieważ znam airsoftowców, którzy dysponują lepszym sprzętem niż cała moja bateria…
PRAWIE KONIEC
Dzień przed przysięgą… Tego wieczoru dokładnie zapastujecie buty i wykąpiecie się (być może trzeci raz w tym miesiącu). Później wydadzą wam cywilki. Mimo zmęczenia nie będziecie mogli usnąć. Zdacie sobie sprawę, że trzy tygodnie minęły dość szybko. Rano obudzą was chwilę później niż zwykle. Zjecie śniadanie, ogolicie się i będziecie czekać na wielki moment…
Wystoicie 30 minut wypatrując krewnych i znajomych w tłumie ludzi. Zrobicie 10 kroków w przód i wypowiecie piękne słowa Roty. Wtedy będziecie z siebie dumni, bo przeżyliście, a matki i dziewczyny płaczą. Tego nie ma w airsofcie. To jest tylko w prawdziwym życiu. Ale to dopiero początek :)
Zdacie broń, ustawicie się z manelami w kolumnę marszową i poprowadzą was do bramy. Będziecie szli z pieśnią na ustach, a tłum będzie się przed wami rozstępował. Nikt was nie zatrzyma, gdy miniecie bramę. Za 72 h tu wrócicie, a tymczasem… od dzisiaj w pełni, również w cywilu - jesteście żołnierzami…
POŻEGNANIA
W dzień lub dwa po powrocie z przepustki przyjadą po was z macierzy. Ciężki klimat. Ludzie po przepustce wracają niesamowicie rozkojarzeni. Siedzicie w izbach i czekacie. Usłyszycie swoje nazwisko, zabierzecie manele, pożegnacie się z kolegami i pójdziecie gdzieś tam…
A jak jest na macierzy… sami zobaczycie, ale w wojsku naprawdę nie jest źle. A ponoć takich kumpli, jak Ci z wojska, nie spotkacie już nigdy… Kto wie…
NO I PO PTOKACH
Przeczytałem całość i zdałem sobie sprawę, że gdzieś mi się airsoft zgubił… Może dlatego, że ciężko porównać rzeczy nieporównywalne. Z opowieści kadry wiem, że więcej taktyki pojawia się choćby w szkole podoficerskiej. Zasadnicza służba, to smutna konieczność i o tym zarówno wiemy my – szweje – jak i kadra. Tym bardziej dziękuję kapralom, plutonowym i chorążym, którzy wypełniają ten obowiązek i mimo wszystko traktują nas jak ludzi.
Wracając jeszcze do airsoftu, to oczywistą rzeczą jest, że wiedza dotycząca taktyki czarnej czy zielonej jest przydatna. Okazuje się nawet, że czasami airsoftowcy posiadają dużo rozleglejszą wiedzę na temat taktyki i uzbrojenia niż zawodowi żołnierze. No cóż. Można by deliberować na temat mentalności naszej armii… w mojej skromnej opinii czeka nas jeszcze długa droga, żeby dorównać do standardów NATO.
Na pewno podczas strzelanek airsoftowych zupełnie inaczej pozoruje się pole walki niż w czasie ćwiczeń wojskowych. I tu znów wrócę do tematu o wojsku, który jakiś czas temu wisiał na forum. Jeśli kiedyś przyjdzie wam do głowy iść do woja na ochotnika, bo jest to jakiś sposób na rozwinięcie zainteresowań, to dobrze się zastanówcie. Raczej nie rozszerzycie swojej wiedzy, a jedynie zmarnujecie rok na uczeniu się „kombinatoryki stosowanej”. Nie warto…
Pozdrawiam i dziękuję XiE (…już ona wie, za co), chłopakom z wrocławskiego środowiska AS za wsparcie, oraz kolegom i kadrze z JW2211 i JW3293. Będzie dobrze.