Sprawozdanie z WOŚP – Jarosław:
Część członków jarosławskiej ekipy MADNESS (niestety nie każdy mógł przyjechać) oraz kilku niezrzeszonych kolegów ze środowiska, wzięło udział w kolejnym, już 21 finale WOŚP.
W tym roku postanowiliśmy stworzyć stacjonarne stoisko ASG. Zawczasu poczyniliśmy odpowiednie przygotowania – firma GFC Group ltd. użyczyła nam plakatów, materiałów reklamowych i drobnych upominków, a sztab Orkiestry obiecał namiot i stoły, oraz przydział 2 puszek. Dla szczególnie hojnych darczyńców przewidzieliśmy drobne upominki w postaci dostarczonych przez GFC czapek, arafatek, kalendarzy i breloków. Na stołach oprócz replik broni i bagnetów, znalazły się również broszury z informacjami o ASG oraz wizytówki ekipy MADNESS z namiarami na stronkę oraz forum.
Wiedzieliśmy, że będzie zimno – jak to zwykle w styczniu bywa, ale pomimo wszystko zrezygnowaliśmy z ogrzewanych galerii handlowych i postanowiliśmy kwestować na rynku miasta, bo jak to mówią "Trza być twardym lancknechtem, a nie mnientką ninją ".
Punkt 10:00 rozpoczęliśmy transport stołów i rozstawianie namiotu w pobliżu sceny – wbijanie śledzi w zamarznięta glebę jest upojne i bardzo rozgrzewające, ale daliśmy radę. O godz. 11 w pełni funkcjonalne, zasilone oddziałem manekinów, stanowisko bojowe o znikomym znaczeniu taktycznym, było gotowe.
Osiem kresek poniżej zera, słoneczko, replika na plecach, serduszka w ładownicach, puszka w ręce i szczytny cel – czego więcej można chcieć od życia? Postaraliśmy się o 2 puszki, więc jedna puszka mogła być cały czas na stoisku, a część ekipy mogła wyruszyć z drugą puszką na patrol w miasto.
Ilość przechodniów była dosyć niewielka, lecz liczba rosła w miarę zbliżania się godziny rozpoczęcia koncertu (17:00).
W międzyczasie do akcji dołączyli żołnierze z miejscowej jednostki wojskowej – daliśmy im obejrzeć repliki, w zamian za co my pooglądaliśmy sobie dokładnie, od środka, kotły z grochówką.
autor: Konrad Czwakiel
Ponadto, na prośbę sztabu, wysłaliśmy na kwestę organizowaną w jednej ze szkół w miejscowości Tryńcza, uzbrojony po zęby, 3-osobowy patrol, oczywiście z puszką i serduszkami.
Zespół mający grać o 17:00, nie dojechał, więc konferansjerzy wpadli na pomysł żebyśmy my wypełnili powstałą lukę. Przeprowadzono z nami wywiad – w którym udzielaliśmy informacji o ASG: co oznacza nazwa, jak powstało, na jakich zasadach się opiera; w co się ubieramy, jak zabezpieczamy oczy, twarz i kolana; co to jest replika, jak i z czego strzela, jakie są rodzaje napędu replik; jak i gdzie się spotykamy, na jakich zasadach odbywają się nasze spotkania/strzelanki, jak można się do nas przyłączyć i jak nas znaleźć – słowem wszelkie informacje, dla maniaków oczywiste, były ciekawą nowością dla publiczności.
autor: Konrad Czwakiel
Po godzinie gadania, dojechał inny zespół oraz trupa połykaczy ognia.
.
Niekwestionowaną gwiazdą wieczoru była mielecka grupa h.R.A.B.I.A, pomimo mrozu potrafili skutecznie rozgrzać publiczność.
autor: Konrad Czwakiel
Około 20:30 odesłaliśmy do sztabu puszki, ale stoisko złożyliśmy dopiero około. Godz. 22:00. To było ciężkie 12 godzin, testom na zimno poddaliśmy kilka typów butów militarnych, odzież termoaktywną i mundury – wnioski przydadzą się na przyszłość.
Zainteresowanie ASG jest duże. Uświadomienie ludzi niestety nadal niewielkie, nieliczni którzy coś kojarzą, mylą ASG z paintballem. Pokazanie się na akcjach tego typu, umożliwia przedstawienie mieszkańcom danej miejscowości, istnienia naszego hobby. Fotki i wzmianki w prasie, udzielone wywiady czy sam fakt pokazania się, "oswaja" ludzi z widokiem mundurów i broni (w sensie replik). Musimy propagować hobby, by uniknąć nieporozumień i dziwnych sytuacji. Takie "zaistnienie" często owocuje uzyskaniem poparcia lokalnych instytucji, dzięki czemu można np. legalnie uzyskać dostęp do tzw. miejscówek, czyli terenów, gdzie strzelamy (niestety często na dziko).
Łącznie, do 2 puszek, uzbieraliśmy ok. 1000 zł, co jak na niewielkie miasto jest niezłym wynikiem.