Trwa ładowanie...

Twoja przeglądarka jest przestarzała. Niektóre funkcjonalności mogą nie działać poprawnie. Zalecamy aktualizajcę lub zmianę przeglądarki na nowszą.

Relacja z GF Point - oczami zwycięzcy kategorii Professional
Relacja z GF Point - oczami zwycięzcy kategorii Professional

Relacja z GF Point - oczami zwycięzcy kategorii Professional

Relacja z GF Point - oczami zwycięzcy kategorii Professional
Relacja z GF Point - oczami zwycięzcy kategorii Professional
Ten artykuł pochodzi ze starszej wersji portalu i jego wyświetlanie (szczególnie zdjęcia) może odbiegać od aktualnych standardów.

GF- POINT 2013   Mówili – nie jedź! Pojechałem.

Jest pewien rodzaj człowieka, który ustawicznie kombinuje jak narobić sobie więcej problemów, gdzie by się tu zmęczyć i jak nie dopuścić do tzw. „dnia wolnego”. Kiedy „typowe” zabawy w terenie nie są już wystarczająco ciekawe szukają dalej. W tym roku prawie 200 lekko nadszarpniętych psychicznie graczy znalazło GF-Pointa 2013 – już 4 edycje airsoftowego biegu na orientacje, odbywającego się w masywie góry Ślęża nieopodal Wrocławia. Jako jeden z tych normalnych inaczej postanowiłem nakarmić piśmiennicze alter ego i (mam nadzieje) zachęcić niezdecydowanych do  podjęcia walki w kolejnych edycjach.

ARGUMENTY? JAKIE ARGUMENTY?

Po kiego diabła zarzucić na plecy 15kg sprzętu, jechać  xx km (niektórzy jechali pół Polski) i tracić czas/zdrowie/pieniądze żeby sobie pobiegać przy słabej pogodzie w trudnym terenie? Tego typu pytanie usłyszałem niezliczoną ilość razy od wielu znajomych. Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi – żeby to pojąć, trzeba po prostu spróbować i przekonać się na własnej skórze.
Brutalna prawda jest taka, że wszystko mówiło mi – nie jedź! Replika w kawałkach, plecak do remontu, kondycja leży a sesja odpowiednio zadbała o brak czasu na treningi. I jeszcze ta pogoda… ani to zimno (jak na poprzednich edycjach) ani to ciepło żeby się dobrze biegło. Ale jak się człowiek uprze to wszystko się da!
Sprzęt udało się pożyczyć od przyjaciół (wielkie podziękowania dla Agi – Szalone pingwiny i Reda – DS. Piraci), gripex postawił na nogi po sesji a kondycja… do tego dojdziemy potem.
Z kumplami z drużyny (Jedi i Podobny2) w auto i lecimy.

SAME NIESPODZIANKI

Korzystając z możliwości noclegu przyjechaliśmy na miejsce już w piątek wieczorem. Bardzo przyjemna atmosfera w bazie biegu (Gimnazjum w Sobótce) i nocleg na karimacie były dużo lepszym pomysłem niż zarywanie nocki na dojazd – szczególnie zważywszy na bardzo wczesną (0700) godzinę rejestracji dla naszej kategorii – GF Professional.
Dla przypomnienia – bieg podzielono na 3 kategorie:
- GF-BASIC – bieg na ok.15km, bez obciążenia z dowolnie wyznaczoną przez siebie kolejnością pokonywania punktów kontrolnych
- GF- NAVIGATOR – nowość w tym roku, bieg po trasie GF-BASIC ale z obciążeniem (ok. 15kg) i nie na czas, a na wyznaczenie jak najkrótszej trasy
- GF – PROFESSIONAL  - bieg na ok. 20-25km, na czas, z obciążeniem ok. 15kg (plecak 10kg, kamizelka 2kg, replika 2,5kg + jedzenie i picie).

Organizatorzy się jednak postarali i zdołali wywołać nie małe zaskoczenie wśród uczestników kategorii PRO. Podzielono nas na dwie grupy startujące o różnych godzinach (0800 i 0900) – wszyscy myśleliśmy, że to zwyczajne działanie zapobiegające typowym kolejkom przy pierwszych punktach kontrolnych. Jakież było nasze zdziwienie, gdy główny sędzia biegu – Tomek Deroń, firma Selenge – przesuwał linię startu coraz dalej i dalej… i dalej… aż w końcu wbiegliśmy do autobusu! I to jakiego! Wszystkie okna zasłonięte a przód zastawiony wielkim banerem Gunfire. Jakby tego było mało, każdy musiał zawiązać na oczy arafatkę żeby uniknąć jakiegokolwiek podglądania – arafatki zapewnił organizator, sklep Gunfire, więc nie można było się wymigać.
Wsiadasz do ciemnego autobusu z zawiązanymi oczami, nagle przypominasz sobie wszystkie „szpiegowskie sztuczki” z każdego filmu jaki tylko pałęta się po głowie – liczyć zakręty, słuchać odgłosów otoczenia, liczyć postoje na skrzyżowaniach itp. itd. Nie ma takiej opcji niestety – w środku każdy zakręt wydawał się taki sam jak poprzedni,
o słuchaniu otoczenia też można zapomnieć kiedy wesoła kompania śpiewa ochoczo „Przybyli Ułani pod okienko”… W takiej wesołej atmosferze porwania jechaliśmy około 30 minut.

 Zawodnicy kat. Professional w zaciemnionym autobusie.

Zawodnicy kat. Professional w zaciemnionym autobusie.

Opuszczając autokar każdy przecierał oczy oszołomione chwilowo światłem i szukał jakichkolwiek punktów orientacyjnych. Wydawać by się mogło, że Ślęża to spora góra, charakterystyczna, łatwo się zorientować. Mówili, że pogoda da nam w kość – zapowiadanego  - 15 nie było, ale mgła jak mleko wystarczająco dobrze zatruła wszystkim życie.
Prawdopodobnie w napływie miłosierdzia organizatorzy zdecydowali się wysadzić nas na skrzyżowaniu dróg, z AŻ DWOMA dobrymi punktami orientacyjnymi – Kościół i przydrożna kapliczka/krzyż. Dzięki temu w miarę szybko odnaleźliśmy swoją pozycje na saaamym krańcu mapy – w Słupicach.

ZACZYNAMY ZABAWE
Profesjonaliści rozbiegli się we wszystkich kierunkach, każdy przekonany, że idzie we właściwą stronę. W powietrzu gęsta atmosfera, zrobiło się jakby poważniej. Studiujemy na szybko, w marszu,  otrzymaną przed kilkoma minutami mapę. Ponieważ dostaliśmy polecenie pokonywania PK (punktów kontrolnych) w ustalonej kolejności, kombinujemy tylko jak najszybciej dojść do PK 1 – Kamieniołomu.

Mapa z zaznaczoną trasą kat. Professional

Mapa z zaznaczoną trasą kat. Professional

Pierwsze podejście to dopiero rozgrzewka, czas na rozpoznanie warunków (zmrożona i zalodzona ziemia przykryta mokrym śniegiem, miejscami kamienie… dużo kamieni) i rozruszanie mięśni. Po dotarciu do PK1 kolejne zaskoczenie – oszczędzaliśmy siły w szybkim marszu spodziewając się zadań linowych (w 2012r na kamieniołomie czekał na nas most linowy) – tym razem test z wiedzy. Nie łatwy – mnie osobiście zaskoczyły zadania obliczeniowe – przeliczanie FPS na m/s oraz zadanie dotyczące energii kinetycznej kulki o masie 0,2g. Kto szybciej odpowiedział wybiegał dalej.

JAK KACZKI NA ODSTRZAŁ

Kolejna niespodziewanka czekała na uczestników między PK2 a PK3. Od jakiegoś czasu pojawiały się informacje o patrolach krążących po terenie gry na tegorocznej edycji. Nic nie było potwierdzone aż do momentu, gdy poproszono nas o założenie ochrony oczu i nie zdejmowanie aż do kolejnego PK. Ponieważ nie mogliśmy odpowiadać ogniem na atak czułem się dość… niepewnie. Zaufałem jednak słowom orga i szukałem „okazji na uniknięcie kulki”.
Ową okazją okazał się odcinek szlaku poprowadzony w płytkim zagłębieniu, tuż obok polanki – idealna lokalizacja zasadzki. Różne były pomysły – jedni czołgali się cały dystans, inni tak jak ja liczyli na farta i po sprincie rzucali się szczupakiem w śnieg kontynuując podróż w bardziej przyziemnym stylu. Myślę jednak, że największą inwencją twórczą wykazali się koledzy będący tuż za mną, rzucając świecę dymną.

 Zawodnicy kat. Professional pod ostrzałem - sprytny patent ze świecą dymną

Zawodnicy kat. Professional pod ostrzałem - sprytny patent ze świecą dymną

Rozpisując się nad każdym PK nikomu by się tego czytać nie chciało, więc w telegraficznym skrócie:
PK4 – zapowiadane od pierwszej edycji ważenie plecaków, na wypadek jakby ktoś zgubił obciążenie po drodze
PK5 i PK6 – tutaj bardzo fajnie rozwiązana strzelnica, na PK5 każdy losował jedną z 3 kombinacji figur geometrycznych w różnych kolorach (trójkąt, kwadrat, koło). Po zapamiętaniu sekwencji (każdy przeznaczał na to tyle czasu ile chciał) szybki podbieg kilkadziesiąt metrów w górę i stanowisko strzelnicy. Zadanie proste – zestrzelić cele w odpowiedniej kolejności, a żeby nie było za łatwo miały pozmieniane kolory. Tutaj pierwsze problemy zgłaszały niesprawne repliki co kosztowało niektórych minuty karne za niewykonanie zadania – na szczęście na GF-Point zawsze panowała atmosfera fair play i dało się pożyczyć replikę od kolegi obok.

OD WSCHODU CZAI SIĘ ZŁO

Kolejny odcinek uznaje za jeden z decydujących. Do PK7 prowadziły dwie drogi – szlak Żółty – relatywnie płaski i wygodny, oraz szlak Niebieski – niestety zabójczy, kto w 2012 r podchodził na szczyt od wschodu na pewno pamięta mozolne człapanie po śliskich głazach. Na całe szczęście w porę zorientowaliśmy się, że idziemy złą (w każdym tego słowa znaczeniu) drogą i odnaleźliśmy Żółty szlak. Nie każdy miał jednak tyle szczęścia…

 Szlak niebieski i żółty - decydujący wybór

Szlak niebieski i żółty - decydujący wybór

PK7 – Pierwsza pomoc – duży plus dla Orga za posłuchanie sugestii uczestników z GFP2012 i przeniesienie punktu do środka schroniska. Czytelnie określona sytuacja i brak utrudnienia w postaci silnego wiatru jak rok temu pozwolił uniknąć nieporozumień. Oprócz scenki należało odpowiedzieć na kilka pytań z Pierwszej Pomocy Przedmedycznej.

W KOŃCU W DÓŁ
Po wybiegnięciu ze schroniska, ogarnięty euforią pod tytułem „chwalcie Pana w końcu z górki!!!” pobieżnie sprawdziłem mapę i pobiegłem do kolejnego punktu… niestety nie mojej kategorii. Po kilkuset metrach biegu złym szlakiem stwierdziłem, że coś mało ludzi dookoła i zobaczyłem jak bardzo się pomyliłem. Ustaliłem drogę i wróciłem na właściwy szlak – niebieski. Tam bieg nie należał ani do przyjemnych, ani do bezpiecznych – duże oblodzone kamienie i miliard okazji do połamania nóg. Na końcu szlaku tylko gorzej…. zadanie kondycyjne.

1 Strome zejścia po kamieniach i wszechobecna mgła

1 Strome zejścia po kamieniach i wszechobecna mgła

PK8 – przyznaje bez bicia – ledwo to przeżyłem. Wydawałoby się, ze 30 pompek i 30 przysiadów to nic. Nawet przy założeniu, że mamy na sobie kamizelkę i broń (5kg obciążenia) nie ma tragedii. Perspektywa bardzo szybko się zmienia po przebiegnięciu kilkunastu km i „zdobyciu” dwóch szczytów (Raduni oraz Ślęży). Pozdrawiam mocno zaangażowanych w swoją rolę sędziów tego PK :)

PK9 – w starym browarze, jak w zeszłym roku, zorganizowano killhouse  -  dynamiczny tor strzelecki z rozstawionymi tarczami „cel” i „zakładnik”. Tym razem nie w samym budynku a w jego najbliższym otoczeniu – łatwiej bo jasno, trudniej bo ślisko. Warto było posłuchać rad kolegów oraz sędziego i przyhamować w najbardziej śliskim miejscu. Ten punkt wymaga jednak trochę dopracowania, bo o ile ja czekałem w kolejce tylko kilkanaście minut, potem sprawa wyglądała znacznie gorzej.

CZYŻBY KONIEC?

I wszystko pięknie! Do końca 2 PK, minut karnych raczej niewiele, na górze już byłem wiec teraz w dół… a może nie? Ano właśnie na dobitkę został PK10 – ulokowany na wzgórzu, które odwiedzili również uczestnicy innych kategorii. Niby niewielkie (W porównaniu ze Ślężą), niby został jakiś zapas energii… ale sama psychiczna świadomość, że „znowu pod górę” niszczyła.

PK10  - dopasowywanie magazynków do replik

PK10  - dopasowywanie magazynków do replik

PK10 – całe szczęście organizator też człowiek i na miejscu postanowiono sprawdzić nasze umiejętności a nie kondycje (i chwałą im za to, pewnie nie chcieli ofiar). Pod skrzętnie pilnowanym „namiocikiem” rozłożonym na stoliku rozsypano około 10 replik broni (z tego co pamiętam: Glock, Colt 1911, 2 inne pistolety, G36, M4, AK47, shotgun oraz MP5).  Zadanie dość banalne – dopasować magazynki do replik. Z tym ze magazynków chłopaki mieli znacznie więcej niż potrzeba, i to różnych różnistych. Dopasować tyle magów jest ciężko i normalnie, co dopiero przy takim poziomie zmęczenia, w przemoczonych ciuchach mając w myślach tylko i wyłącznie ciepłą grochówkę czekającą w bazie biegu. Największy problem miałem z shotgunem – po prostu nie miałem z takim do czynienia wcześniej. Z zadaniem udało mi się uporać w 1 minutę otrzymując 5 minut karnych za błąd przy shotgunie.

To już ostatni PK z zadaniem, zostało tylko doczłapać na metę. Nic prostszego gdyby nie to że na tym etapie moja mapa bardziej przypominała masę do lepienia figurek niż realne narzędzie do nawigacji. Tutaj znowu wspominana już – praktycznie tradycyjna na GF-Point– zasada fair play i kolega, który biegł przede mną poratował i mogłem rzucić okiem na jego mapę. Trucht przeplatany z człapaniem i ostatkiem sił udało się dotrzeć do mety. Chyba jak każdemu przed samą bramą szkoły włączył mi się dawno zapomniany tryb biegu i z radością wbiegłem na metę. Trasę pokonałem jako 4 z kolei spośród startujących o godzinie 8:00. Brakowało mi tylko fanfar i konfetti z nieba :) Zapytałem o nie mijanych organizatorów (zwijali chyba linię startu) i odpowiedzieli mi, że i tak nie wygrałem… a tu proszę ;)

Dzięki, że dotrwaliście do końca tekstu! Po więcej szczegółów z trasy biegu odsyłam do filmowej relacji Greya. Mam ogromną nadzieje, że wszyscy zasłaniający się za wymówkami a’la „nie chce mi się, nie mam kondycji, nie mam sprzętu, za daleko” itp. itd. znajdą trochę motywacji i wystartują w przyszłym roku. Ja na pewno się pojawię!

Na koniec podziękowania dla kilku osób:

Krzysiek Grey Studziński  (Podręcznik Taktyki ASG) -  za nakręcenie mojego człapania i motywacje do biegu :)
Agnieszce z Szalonych Pingwinów – za użyczenie sprawnej repliki
Red Siedemosiem z DS Piraci – za szpej i masę wsparcia

I oczywiście organizatorom – za rewelacyjną imprezę!

Do zobaczenia za rok
Jędrek „majster” Halicki
Szalone Pingwiny / Speleoklub Olkusz

Zdjęcia:
Kadry z filmu Krzyśka „Greya” Studzińskiego
Zdjęcia – Roman Drobniak i Cezary Flacht

Komentarze

Najnowsze

Trwa ładowanie...
  • Platynowy partner

    Złoty Partner

  • Srebrni partnerzy

  • Partnerzy taktyczni