Wstęp
Po raz kolejny malownicze tereny na obrzeżach miejscowości Łapino odegrały rolę pola bitwy, tym razem w ramach airsoftowej gry historycznej BROUMOV - 'OSTATNIE DNI: MAJ 45'.
Budynki starej papierni, obecnie remontowanej, oraz okalające je lasy znów powitały ludzi w alianckich i niemieckich mundurach.
W tej grze, jak na standardy pomorskich gier ASH, było nieco kameralnie - maj obfituje niestety w różne wydarzenia rodzinne i kulturalne, które wielu stałym uczestnikom naszych gier uniemożliwiły tym razem uczestnictwo w airsoftowej walce. Mimo to ponownie cieszyliśmy się, że możemy w Trójmieście gościć Kolegów z różnych regionów Polski.
Dla równowagi możemy się natomiast pochwalić wysokim "stopniem zmotoryzowania" najnowszej pomorskiej gry. Obok znanego już z poprzednich gier osobowego Opla - w realizacji fabuły gry dopomogły również motocykl oraz ciężarówka Klockner Deutz.
Tło fabularne
Z zakurzonego pamiętnika:
Jest ósmy maja 1945 roku. Wojna dobiega ostatnich chwil - podobno padł już Berlin, Sowieci triumfują stawiając stopę na szyi szkopskiego gada. Nie zmienia to faktu im bardziej na południe - tym częściej słychać jeszcze gwałtowne strzelaniny w środku nocy, wybuchają miny na uczęszczanych drogach, o zmierzchu widać szare sylwetki na tle ściany gęstego lasu,mieszkańcy boją się wychodzić z domu w obawie że znajdą ich 'ludzie- wilki'
Jakby tego było mało ze wschodu coraz wyraźniej słychać też kanonadę sowieckich armat, ale nad naszym małym malowniczym Broumovem wciąż wisi złowrogi cień trupiej czaszki. Przez miasteczko przejeżdżają ciężarówki przykryte szczelnie plandekami, na pakach uzbrojeni SS-Manni szczekający złowrogo na każdego gapia.Za miastem jedne skręcają w lasy nad brzegiem rzeki Ścinawki, inne jadą prosto w kierunku na Wielką Szumawę, a część na pełnym gazie odjeżdża w kierunku Książa.
Sam podsłuchałem rozmowę dwóch oficerów gdzie jednemu wymsknęło się słowo 'Olbrzym' (Riese). Czy oni tu wszyscy poszaleli jak ten ich 'wąsaty'wódz'?
Nasi 'leśni' chłopcy donieśli ostatnio o wykolejeniu pociągu relacji Mittelsteine (Ścinawka Średnia) - Otovice. Podobno złapali tam jakiegoś zachodniego spadochroniarza który potem wywinął się gestapowcom na stacji Liptakov. Dzielny chłopak! Ciekawe co się z nim stało...
Póki co modlimy się w duszy, aby Niemcy jak najszybciej wynieśli się z tej okolicy - nie mamy już chyba co liczyć że wyzwolą nas Amerykanie,a Ruskie jak zginie im choć jeden Studebaker gotowi puścić miasteczko z dymem. Inna sprawa że nawet jeśli nie zginie to groźba taka wciąż pozostaje.
A zresztą- niechby i spalili, przecież i tak po wyjściu tej swołoczy nie będzie czego zbierać. Dojrzałych mężczyzn Niemcy spędzili do pracy nad jakimś kompleksem w jarze Ścinawki, podobno coś tam budują, ale z wysłanych tam na przeszpiegi naszych żaden nie powrócił.
Bez mężczyzn kobiety i dzieci zdane będą na łaskę i niełaskę 'wyzwolicieli' a już dawno doszły nas słuchy jak ci się traktują swoich oswobodzonych braci.
Nie możemy tracić nadziei póki jest kontakt z chłopcami w lesie. Ja - kapitan dyplomowany Jiri Trebicky - muszę pozostawać w ukryciu aby uważnie patrzeć i meldować - łączność trzeba podtrzymać! Kiedy przyjdzie co do czego - będziemy musieli zadbać o nasz dom, o wolną Czechosłowację....
Oś akcji pierwszej fazy gry koncentrowała się wokół tajnych transportów, które opuszczały teren Tajnego Obiektu Badawczego, a ich zawartość stała się celem alianckich ataków.
Zadaniem żołnierzy eskorty była obrona przewożonego ładunku za wszelką cenę, lecz pomimo bitnej postawy zadanie to okazało się niezwykle trudne.
W drugiej fazie gry akcja przeniosła się na teren Tajnego Obiektu Badawczego, gdzie zadaniem "Niemców" była obrona dająca czas saperom na wysadzenie w powietrze wyznaczonych newralgicznych punktów kompleksu (Steuer Raum, Generator Raum, Komin i piec wytopowy, Hala Główna, Feld Sorgerecht, Silosy, Munitionsraum), tak aby zniszczyć wszystko czego nie udało się wywieźć w konwojach lub ukryć.
Po wstępnej odprawie żołnierze obu stron udali się na wyznaczone pozycje, stanowiska i patrole.
Niedługo potem rozpoczęła się
Bitwa
Poniższa relacja opisuje te wydarzenia widziane okiem amerykańskiego strzelca obsługującego rkm:
Wspomnienia z kosza, czyli ciekawy dzień z życia erkaemisty.
Dzień: ostatnie dni maja
Lokacja: Brumov
Autor: Sierzant Braula
Dzień zaczął się jak każdy inny w ostatnich tygodniach, czyli od pobudki wczesnym rankiem. Nic nie zapowiadało, że będzie się w jakikolwiek sposób różnił od kilku wcześniejszych. Dopiero na odprawie dowiedzieliśmy się, że dziś może nastąpić przełom w naszych działaniach przeciwko Niemcom.
Dowództwo przesłało informacje od naszego człowieka umieszczonego w niemieckiej placówce, ze wróg dziś będzie starał się opuścić rejon w kilku zmotoryzowanych konwojach.
Nadażyła się w ten oto sposób idealna okazja do przejęcia cennych transportów wyposażenia bazy. Postanowiliśmy więc przygotować szereg zasadzek na wroga, a później kiedy stan osobowy placówki będzie już znacząco uszczuplony, dokonać szturmu i wreszcie zdobyć to miejsce. Czas wiec ruszyć do boju. Wspomóc nas mieli bracia Brytyjczycy z jednostek spadochronowych, którzy również operowali w okolicy.
Wsiedliśmy w motor i razem z moim Kierowcą - kapralem - ruszyliśmy na szybkie rozpoznanie terenu.
Szybko też znaleźliśmy dogodne miejsce na zasadzkę na drodze dojazdowej do bazy. Wkrótce dotarła do nas reszta sil sprzymierzonych. Saperzy sierżanta Kamila z dużą wprawą przygotowali ładunki wybuchowe i wszyscy przyczailiśmy w lesie.
Niedługo potem usłyszeliśmy charakterystyczny warkot niemieckiej ciężarówki. Sama zasadzka przebiegła bardzo sprawnie - ładunek uszkodził ciężarówkę a niemiecka obsada konwoju, wzięta w krzyżowy ogień, została zlikwidowana. W ten sposób udało nam się przejąć pierwszy transport bez strat własnych. Dzień zapowiadał się całkiem nieźłe.
Następną zasadzkę postanowiono zorganizować głębiej w lesie, gdyż po hałasach związanych ze zniszczeniem ciężarówki, przypuszczaliśmy, że Niemcy mogą już wiedzieć o naszych działaniach w pobliżu. Duża grupa naszych żołnierzy udała się w pobliże mostu i nasypu kolejowego, aby tam zaczekać na wroga. Mi z Kierowcą wyznaczono jednak inne zadanie. Mieliśmy stanowić zmotoryzowaną grupę wsparcia, która uderzy na niemieckie tyły kiedy ci zostaną związani walką z czołem naszych wojsk.
Zadanie to udało nam się wykonać bardzo dobrze, wprowadzając całkiem duże zamieszanie w szeregach wroga i tym samym sporo pomagając naszym żołnierzom, jak się później okazało. Niestety jednak zostaliśmy przy okazji oddzieleni od głównych sił. Kiedy czekaliśmy na dalsze rozkazy (teren uniemożliwiał dalsze zbliżenie się, aby pomóc naszym jednostkom) dołączył do nas kapitan Wysokist, który również został oddzielony od reszty sprzymierzonych.
Nie mając na chwilę obecną innych zadań, kapitan postanowił, że wybierzemy się na zmotoryzowany rekonesans w pobliże niemieckiej placówki. Niestety, kiedy dotarliśmy w okolice niemieckiej bazy, motor uległ uszkodzeniu i dalej trzeba było kontynuować na piechotę. Kapral Kierowca został przy maszynie, próbując ją naprawić.
Razem z kapitanem Wysokistem podkradliśmy się w pobliże bazy Niemców całkowicie niezauważeni.
Po dokonaniu oględzin, również niezauważeni, wycofaliśmy się wzdłuż drogi w kierunku miejsca pierwszej zasadzki. Po drodze minął nas trzeci konwój. Chcieliśmy nawet go zatrzymać, żeby zmusić Niemców do pokonania reszty trasy na piechotę, jednak zawiódł ładunek wybuchowy, który przygotował kapitan. Poruszając się lasem udało nam się połączyć z resztą sil alianckich, które zdążyły zlikwidować już obsadę niemieckiego konwoju.
Pozostało wziąć bazę szturmem i plan na dziś zostałby wykonany. Trzeba było się pospieszyć, gdyż informacje od szpiega mówiły o tym, że wycofujący się Niemcy będą pewnie chcieli zniszczyć budynki i wyposażenie na terenie placówki. Sam szturm była to ciężka przeprawa.
Wróg był całkiem dobrze okopany na całym terenie, a do tego uzbrojony w moździerze.
Dokonując kilku ataków pozorowanych od strony bramy udało mi się z grupką żołnierzy odwrócić uwagę od trzonu naszych wojsk dokonujących infiltracji w pobliżu rzeki. Niestety opór Niemców był silniejszy niż się spodziewano i zdążyli oni zniszczyć część instalacji zanim przejęliśmy teren.
Niemniej warto było tu dotrzeć dla samego widoku Niemców uciekających w pośpiechu do lasu.
Misja została wykonana, pozostało nam usiąść i napić się herbaty zaparzonej przez naszych braci Brytyjczyków. Dochodziła w końcu piąta i był to najwyższy czas na ten szlachetny trunek, w ich mniemaniu.
Po stronie niemieckiej wyglądało to nieco inaczej:
19div
Markus Sonntag
Schütze
Broumov
8 Maj 1945.
Nad ranem dojechaliśmy do Broumova. Na miejscu okazało się, że dotarliśmy tu jako ostatni. Jednakże spodziewałem się nas trochę więcej i w pełnym składzie, a nie samej mieszaniny różnych oddziałów.
Herr Leutnant po szybkim zapoznaniu się z sytuacją, ustawił nas w linii, pokrótce opisał nam plan (a przynajmniej to co mogliśmy o nim wiedzieć). Wyznaczył mnie, Fiedję i Konrada do pierwszej warty. Staliśmy na drodze śmiejąc się i żartując.
Nie wiele było do roboty oprócz przepuszczania ciężarówek pełnych naszych na pace. Co niektórzy nam machali i salutowali.
Nie przypuszczałem, że zobaczyłem ich wtedy ostatni raz. Widziałem jak jechali do lasu a po pewnym czasie ciężarówki wracały puste lub pełne rannych. Samochody miały także sporo śladów po kulach. Przechodziły dreszcze, gdyż na odprawie dowódca powiedział nam, że później też zostaniemy wysłani do walki.
Gdy zmienili nas na warcie szybko dołączyliśmy do reszty oddziału. W opuszczonej fabryce czekała nas kolejna odprawa. Po opuszczeniu hali, mieliśmy skierować się do ciężarówki, załadować ładunki wybuchowe i po wyjściu w wyznaczonym miejscu, przebić się przez do mostu. Dostaliśmy nowy przydział granatów i amunicji, po czym wyruszyliśmy.
Towarzyszył nam młody fotoreporter. W czasie drogi wymieniłem z nim kilka słów na temat kamer i aparatów, gdy nagle pierwsze strzały dosięgły naszej ciężarówki. Potem już go nie widziałem.
Huk był straszny. Herr Leutnant wydał rozkaz do wyjścia i zabezpieczenia ładunków. Stanął za drzewem i osłaniał nas seriami ze swojego Stg 44. Biegnąc na dogodną pozycję poniżej drogi potknąłem się i padłem na ziemię. Widać, że Bóg miał mnie w opiece, gdyż tuż nade mną przeleciał wtedy wrogi pocisk. Po mojej krótkiej serii udałem się wraz z resztą oddziału w głąb lasu by ochronić nasz ładunek. Gdy już oddaliliśmy się na tyle daleko by nie słyszeć strzałów zorientowałem się, że naszego dowódcy z nami nie ma. Początkowo nie wiedzieliśmy co zrobić i w którą stronę się udać. Przeszliśmy przez tory kolejowe po których co jakiś czas jeździła wroga drezyna. Poniżej tychże torów był dość wysoki spadek. Po zejściu uznaliśmy, że ktoś powinien patrolować górę. Wybór padł na mnie. Z trudem wspiąłem się z powrotem. To było ciężkie zadanie ponieważ mój oddział oddalał się leśną dróżką coraz dalej, a mi było ciężko przedzierać się przez zarośla i jednocześnie być czujnym. W pewnym momencie dostrzegłem jankesa. Był za daleko by oddać strzał, a także bałem się, że ma w pobliżu resztę plutonu. Cudem mnie nie dostrzegł.
Jednak te krzaki na coś się przydały. Wróciłem się do swoich by ich o tym poinformować i dowiedzieć się, że poszliśmy w złą stronę. Wszyscy byliśmy zdenerwowani ale winny się nie znalazł. Zastanawiałem się jak mogło do tego dojść. Wróciliśmy się w drugą stronę. Co jakiś czas zmienialiśmy się przy ładunku, który w miarę jak zapuszczaliśmy się coraz głębiej w las, stawał się coraz cięższy. Szliśmy wzdłuż drogi w 5 metrowych odstępach, aż Karl usłyszał wrogów. Przykucnęliśmy i przekazaliśmy sobie po kolei tę wiadomość. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy zastawić pułapkę i czekać, aż tu przyjdą. Ustawiliśmy się po obu stronach wąskiej drogi. Od jednej strony były grząskie bagna, a od drugiej tory kolejowe na kilkumetrowej skarpie. Karl z Fritzem ustawili się pod drzewem z przodu, ja byłem z jakieś 10 metrów za nimi i w podobnej odległości ode mnie stała reszta oddziału. Słyszeliśmy ich coraz głośniejsze rozmowy. Byłem pewien, że zasadzka się powiedzie. Nasz cel – most – był już niedaleko. Nagle ktoś z naszej drużyny wszedł trochę wyżej pod tory by zobaczyć co się dzieję i tym samym nas zauważyli. Nie otworzyli ognia z karabinów od razu. Czekałem (nie wiedząc, że nas widzą) aż coś się wydarzy. Niestety się doczekałem i pocisk z Bazooki przeleciał 2 metry obok mnie i na szczęście odleciał na taką odległość by nikogo nie zranić. Jednak wraz z tym rozpętało się piekło. Wszyscy otworzyli ogień Karl z Fritzem zdjęli dwóch Jankesów, lecz chwilę później dostali i leżeli ranni pod drzewem. Walka była zażarta. Wszędzie świstały kule z różnych rodzajów broni. Często latały granaty lecz po obu stronach bezskutecznie. Uciekłem spod torów trochę dalej starając się nie oberwać i jednocześnie prowadzić skuteczny ogień. Wystrzeliłem dwie długie serię w krzaki gdzie się chowali amerykanie. Niestety nie wiem czy skuteczne. Okazało się, że nikt nie osłaniał torów. Jeden z wrogów postrzelił mnie w ramię. Wypuściłem z ręki mego Stg i padłem na ziemię z okrzykiem: SANI!!!! Bezradnie widziałem jak prą naprzód i słyszałem coraz to nowe jęki moich kolegów i wrogów. To był koniec, nie wykonaliśmy rozkazu i byliśmy zdani na łaskę wrogów...
Po obu stronach nie było lekko. Wybuchy granatów mieszały się z hukiem, jeszcze potężniejszych, eksplozji rakiet wystrzeliwanych z bazook i Panzerschrecków oraz ładunków Panzerfaustów.
Poziom adrenaliny skakał jak oszalały. Dramaturgię tego ataku świetnie oddają wspomnienia innego alianckiego żołnierza:
(...) Prowadził nas doskonale znający teren partyzant – oficer Wojska Polskiego. Przesuwaliśmy się od południa, wzdłuż skraju lasu. Atmosfera w oddziale była bardzo napięta, w końcu zaraz mieliśmy szturmować Broumov - miasto doskonale strzeżone przez Szkopów.
Po wyjściu z lasu schowaliśmy się za wałem, zza którego mieliśmy obserwować obrzeża miasta i czekać na Brytyjczyków. Zaczęło padać. Przez kwadrans krople deszczu rozbijały się o nasze hełmy, mundury robiły się co raz bardziej mokre, ciężkie i sztywne. Czekanie na herbaciarzy zdawało się trwać całą wieczność. Gdy już się w końcu pojawili, dowódcy ustalili dalszy plan działania – mieliśmy zaatakować w tym samym czasie. Szturm od północy mieli poprowadzić Brytyjczycy, natomiast nasz oddział miał iść od strony zachodniej, bezpośrednio na bramę do miasta. Gdy spojrzałem na mur, biegnący wzdłuż torów, miałem wrażenie, że jesteśmy na z góry przegranej pozycji...
Zwłaszcza że Szkopy mieli po swojej stronie moździerze, panzerfausty i liczne gniazda karabinów maszynowych.
Ruszyliśmy. Przesuwaliśmy się w pięciometrowych odstępach w kierunku bramy, drugą stroną nasypu kolejowego. Mieliśmy nadzieję że przejdziemy zupełnie niezauważeni. Jednak zostaliśmy szybko uprzedzeni przez niewielki oddział SS. Zdążyłem cisnąć dwa granaty zanim kolega przede mną dostał.
Nie mieliśmy wyboru, musieliśmy wydostać się jak najszybciej z tego rowu. Pobiegłem w stronę najbliższego schronienia – lasu, w którym przegrupowałem się z kolegami z oddziału. Okazało się, że Polak nie żyje – musieliśmy działać sami. Nagle usłyszałem gwizd zbliżającego się pocisku i wielki huk za naszymi plecami.
Na szczęście żaden szrapnel nas nie sięgnął. Pocisk był za daleko. Jednak za chwilę zaczęły wybuchać następne. Każdy kolejny był co raz bliżej. Spowodowało to kompletny paraliż w naszym oddziale. Zacząłem wycofywać się w głąb lasu, wraz ze mną dwóch innych żołnierzy. Zdążyłem zobaczyć tylko jak jeden z pocisków wybucha tuż obok jednego z kolegów, który schował się za betonowym słupem (...)
(...) Znalezliśmy niemieckie granaty, dlatego wrzucaliśmy je wszędzie gdzie się dało czyszcząc kolejne pomieszczenia fabryki. W pewnym momencie zabłądziłem w labiryncie korytarzy i zostałem zupełnie sam. Nagle usłyszałem „Nicht schießen!“ i ujrzałem Niemca z podniesionymi rękami w geście kapitulacji. Miałem niezwykłe szczęście – nie zauważył, że zacięła mi się broń... (...)
Fritz Reiser 19 Divisin (Fiedja)
Przyjechaliśmy na miejsce dzień wcześniej. Pogoda mieszana, słońce, deszcz. Nie wiedziałem co mnie czeka i jak skończy się jutrzejszy dzień. Koledzy przywitali mnie ciepło i po "żołniersku". Wieczór mijał szybko, rozmawialiśmy o czasach kiedy parliśmy po sto kilometrów dziennie i sączyliśmy kolejkę za kolejką. Atmosfera luźna. Herr Gor około drugiej kazał nam iść spać|: "Panowie, jutro ciężki dzień, musicie odpocząc" i bez zbędnych słów poszedł szykować się do snu. Wiedzieliśmy, że coś wisi w powietrzu i w milczeniu usłuchaliśmy rozkazu. Leżąc czułem zapach smarów i odczynników, coż począć, w końcu fabryka.
Poranek przywitał nas promieniami słońca i śpiewem ptaków.
Przystąpiliśmy do porannej toalety a potem śniadania. Delikatnie odczuwałem skutki ciepłego powitania w dniu wczorajszym. Dowiedziałem się, że przyjechała reszta mojej dywizji, ruszyłem ich przywitać. Przemierzając kolejne metry mijałem kompanów, nie sądziłem, że mamy jeszcze tyle sił by bronić tego co zostało. Widzę ich, moi "bracia", twarze, które dają nadzieję na zwycięstwo, 19 Dywizja.
Zebraliśmy się na placu. Herr Gor tłumaczył jaki jest cel i zadania przed nami. Słuchaliśmy w ciszy, tylko jacyś zapaleńcy wtrącali jakieś dziwne uwagi, ale Herr Gor wyprostował ich postępowanie.
Jako jeden z pierwszych otrzymałem rozkaz objęcia służby wartowniczej przy bramie wjazdowej. Byli ze mną Marek Sonntag oraz Frantz Ferdinand. Patrzyłem na kolejne transporty żołnierzy jadących w bój, machali i pozdrawiali nas uśmiechem. Pod nosem kląłem "dlaczego nie ja, ja też chcę walczyć".
Po pewnym czasie nadeszła zmiana, jej dowódca powiedział "Zgłoście się do sztabu, mają zadania dla was". Wiedziałem, że ta chwila wcześniej czy później nadejdzie. Po otrzymaniu wytycznych skierowaliśmy się do ciężarówki, aby ruszyć do działania.
Jesteśmy w środku, obok mnie mój dowódca Leutnant Lukas von Hamerlich. Jedziemy. Mijamy bramę, na której jeszcze przed chwilą staliśmy. Teraz to my pozdrawiamy stojących i mamy na twarzy uśmiech zwycięzców. Silnik zawodzi swoim charakterystycznym wyciem, w rękach trzymam mp40.
Dowódca daje ostatnie wytyczne. Słyszę z szoferki "ostrzał, wysiadać, szybciej, szybciej". Leutnant Lukas von Hamerlich wyskakuje pierwszy, ja zaraz za nim, "przechodzę na drugą stronę" - krzyczę do dowódcy. Biegnąc widzę kątem oka jak porucznik osuwa się po burcie ciężarówki. Przykucnąłem po drugiej stonie drogi, widzę ich, schowali się za sągiem drewna. Strzelam jedna seria, druga, dwóch pada. Słyszę z daleka warkot silnika. Nie czekam, pod ostrzałem biegnę w stronę reszty oddziału, który ruszył w las. Odgłosy strzałów są coraz dalej i dalej. Biegnąc co chwila oglądam się za siebie. Udało się, odskoczyliśmy. Dobiegliśmy do torów, postój. Zająłem pozycję przy drodze aby osłaniać kolegów. Słyszę warkot nadjeżdżającego motoru. Chowam się w zaroślach, nisko, nisko. Widzę ich, jadą, to Amerykanie. Czekam, aż podjadą jak najbliżej.
Wychylam się i seria. Motor powoli skręca w las. Kierowca bezwładnie osunął się w przód, a kaemista wypuściwszy broń z ręki oparł o jego bok. Uciekamy. Musimy przetransportować skrzynie, w których jest coś, za co mamy oddać życie, ale nie wiemy co. "Tajemnica gwarancją sukcesu", niech będzie. ale warto wiedzieć za co się umiera. Błądzimy po lesie, nagle: "uwaga, chować się, przeciwnik", zalegamy w błocie. I nic. Patrząc na nasyp kolejowy pomyślałem "przecież jak podejdą z drugiej strony nikt ich nie zauważy i z góry wystrzelają nas jak kaczki". Wchodzę na nasyp, będąc już prawie na szczycie widzę w odległości około stu metrów oddział wroga, melduję.
Gor chyba nie słyszy, powtarzam: są sto metrów od nas, osiemdziesiąt, sześcdziesiąt... nic, chłopaki stoją. Nagle dostrzegam ruch niedaleko mnie, strzelam. Jeden przeciwnik pada, chcę zmienić pozycję na dogodniejszą do strzału i... nie czuję nic, padam na tory. Jak przez mgłę przed oczyma mam biegnących Amerykanów, ciemność... Budzę się w szpitalu. Okazało się że mogę walczyć, to rana postrzałowa, która nie jest aż tak groźna.
Nowe rozkazy. Będziemy bronić fabryki.
Jeśli wróg podejdzie zbyt blisko mamy ją wysadzić.
Obsadzamy posterunki. Każdy liczy na możliwość odpłacenia się wrogowi.
Objąłem stanowisko przy głównej bramie. Czekamy. Nagle świst i wybuch, rozpoczął się szturm. Schütze Karl Franz oddaje strzły z Panzerschrecka, jeden, drugi, trzeci. Trafia celnie, wróg ustępuje i kryje się w lesie. Marek Sonntag rusza za przeciwnikiem strzelając krótkimi seriami ze swojego stg44. Udało się.
Mamy chwilę na odpoczynek. Po jakimś czasie usłyszałem strzały z drugiej strony obiektu. Były bliżej i bliżej i nagle silna eksplozja, wysadzono pierwszą częśc fabryki. Nagle zauważyliśmy, że wróg będzie atakował naszą główną bramę. Herr Gor rozpoczął ostrzał, kilka rakiet nie odpaliło. Znów się udało, odparliśmy. W trakcie działań obronnych dostaliśmy nowe rozkazy, "zabezpieczyć odwrót i ewakuację obiektów".
Znalazłem dogodną pozycję, aby osłaniać kolegów. Sygnał i ruszyli, biegną szybko, jak najszybciej. Świst rakiet, eksplozje, krzyki. Nie patrzę na nic, strzelam, strzelam jak najwięcej, jeden magazynek, drugi, trzeci. Jeden z przebiegających klepnął mnie w ramię w geście podziękowania. Czuję ukłucie w plecy, padam. Widzę błękitne niebo, jest cicho, bardzo cicho...
Raport z działań tajnej jednostki sowieckiej:
СОВ. СЕКРЕТНО
Броумов, 9 май 1945 года
Комиссар Государственной Безопасности 1-го ранга
Меркуловь.
Realizując operację „Czas” oddział specjalnego przeznaczenia NKGB, po przerzuceniu na teren działania 3 Armii, został wyposażony w niezbędne umundurowanie oraz dokumenty. Przygotowane dokumenty oraz „historia” pozwoliły dołączyć do silnej amerykańsko – brytyjskiej grupy, której zadaniem było przedarcie się, a następnie przejęcie i ewakuacja przed przybyciem RKKA fabryki tajnej aparatury specjalnej.
Po dotarciu w rejon celu grupa amerykańsko - brytyjska uniemożliwiła ewakuację aparatury specjalistycznej blokując jedyną dostępną drogę. Przewożony w konwoju ładunek został zdobyty a następnie ukryty, między innymi przez żołnierzy spec. oddziału. Pozwoliło to na jego przejęcie i umieszczenie w bezpiecznym miejscu.
Pomimo ponawianych silnych ataków - faszystom nie udało się wznowić ewakuacji. Panując bezpośrednio nad terenem tajnego zakładu rozpoczęli jego systematyczne niszczenie. Amerykańsko – brytyjski oddział próbując przejąć fabrykę napotkał na bardzo zdecydowaną obronę. Rejon fabryki okazał się dobrze zabezpieczony, a przeciągające się walki dawały faszystom niezbędny czas na systematyczną likwidację zakładu.
Zdecydowałem o wprowadzeniu spec. oddziału przy użyciu zdobytych dwa miesiące wcześniej tajnych dokumentów niemieckich. Aby dostać się na teren fabryki grupa agentów poddała się do niewoli. Następnie zażądałem widzenia z dowódcą obrony. Przedstawione hitlerowskie dokumenty określały nas jako oddział specjalny VI SEKCJI Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, działający na bezpośredni rozkaz Reichsführera-SS Heinricha Himmlera, którego zadaniem jest dopilnowanie wykonania rozkazu całkowitej likwidacji zakładu.
Dowódca obrony wydał się wyraźnie ucieszony tak nagłym wsparciem, nie osłabiło to jednak nieufności szeregowych żołnierzy. Chcąc wzbudzić większe zaufanie zdecydowałem spełnić prośbę wsparcia kontrataku poprzez atak na tyły amerykańsko – brytyjskiego oddziału. Otrzymując niezbędne ubezpieczenie spec. oddział opuścił teren fabryki. Następnie szerokim łukiem udaliśmy się w kierunku toczonych walk by upozorować prowadzone w tym rejonie gwałtowne starcie. Powrót i ponowne wkroczenie spec. oddziału NKGB na teren zakładu nie spotkał się już z tak dużą nieufnością. Dzięki szeroko prowadzonej na miejscu stałej inwigilacji udało się uzyskać informację na temat pododdziału saperskiego odpowiedzialnego za wysadzanie zakładu. Uzyskano też informacje co do kolejności wyburzania oraz lokalizacji pomieszczeń badawczych. Ciągła obecność oddziałów SS uniemożliwiła szybką likwidację grupy saperskiej, która prowadziła systematyczne wysadzanie fabryki. Jedynie główny budynek zajęty przez nacierające siły amerykańsko – brytyjskie nie został zniszczony. Zaplanowany przy użyciu wszystkich dostępnych sił kontratak faszystów uzyskał pełne powodzenie. Grupa saperska pozostawiona na czas kontrataku z zadaniem zniszczenia budynku została zlikwidowana w ostatniej chwili, tuż przed jego wysadzeniem. Sprzęt saperski starannie ukryto pośród okolicznych ruin. Spec. grupa przystąpiła do cięcia przewodów i systematycznego usuwania oraz ukrywania założonych w budynku ładunków wybuchowych, przy okazji likwidując pozostawionych w budynku wartowników. Podczas przeszukania pomieszczeń badawczych w pomieszczeniu sterowniczym odnaleziono nieuszkodzony egzemplarz aparatury chronometrycznej kryptonim IMAX. Urządzenie starannie ukryto.
W toku dalszych walk atakujący oddział amerykańsko – brytyjski przełamał fanatyczny opór faszystów, którzy ostatecznie wycofali się z terenu zakładu. Po zdobyciu i spenetrowaniu fabryki sprzymierzeni wycofali się nie dokonując dalszych zniszczeń oraz nie wywożąc żadnego wyposażenia.
Udało się ustalić, że podczas walk prowadzonych w budynku badawczym oddział amerykańsko – brytyjski pozyskał bliżej nieokreśloną dokumentację. Dokumentacji tej nie udało się przejąć.
Obiekt wraz z ocalałym sprzętem, przejętą i zabezpieczoną w skrzyni aparaturą specjalistyczną oraz aparaturą chronometryczną przekazano w dniu dzisiejszym przybyłej wraz z wkraczającymi czołówkami RKKA grupie specjalnej pod dowództwem płk. Dubienko.
podpisano
d-ca oddziału specjalnego przeznaczenia
major NKGB Kamil Bogdanowicz Mieloszykow
Podsumowanie organizatora:
Było nas razem 51 osób biorących udział w scenariuszu plus dwóch fotoreporterów, których pracę można podziwiać, oraz 3 pojazdy (ciężarówka Klockner Deutz zastąpiła w ostatniej chwili Opla Blitza, który miał problemy zdrowotne, jak to staruszek)
Z pancerzownic wystrzeliliśmy 58 rakiet, z granatnika piechoty około 20 granatów (różnego rodzaju - w tym moździeżową wyrzutnię achtungową). Granatów ręcznych zużyto ze strony organizatora niemal 250 sztuk, dodatkowo kilku uczestników miało po kilka swoich.
Całość uzupełniają ładunki burzące użyte przez niemieckich saperów, w ilości kilku naprawdę KONKRETNYCH.
Udało nam się zrealizować oba rozdziały scenariusza oraz scenkę dodatkową.
W rozdziale 1 zdecydowane zwycięstwo odniosły bitne czołówki armii zachodnich aliantów, którym udało się udaremnić przerzut wszystkich trzech tajnych transportów, a ich zawartość przechwycili niemal w całości (eskorcie udało się uszkodzić zawartość skrzyni z pierwszego transportu). Eskortujący żołnierze, pomimo bohaterstwa, nie mieli dość siły ognia i pola manewru, by wypełnić zadanie w obliczu wciąż manewrującego i silnego zgrupowania US/GB.
Rozdział 2 zawierał (jak to walki w terenie zurbanizowanym) niezliczone epizody krótkich i dłuższych utarczek. Pomieszczenia i całe budynki przechodzące z rąk do rąk. Koniec końców - garnizonowi udało się (częściowo na raty) wysadzić wszystkie ważne obiekty na terenie Tajnego Obiektu Badawczego (Steuer Raum, Generator Raum, Komin i piec wytopowy, Halę Główną, Feld Sorgerecht, Silosy, Munitionsraum), grzebiąc pod gruzami wszystko czego nie udało się uprzednio wywieźć czy ukryć. Wojska alianckie będące w niedoczasie i nie posiadając przewagi liczebnej zapewniającej dostateczną siłę przełamującą w obliczu zagęszczonych i silnie umocnionych punktów oporu, wzajemnie kryjących się ogniem, były w stanie zająć przejściowo główny budynek garnizonu ze Steuer Raumem i Halą Główną na czele.
Wojska niemieckie chciały na fali ostatniego szturmu, w którym udało się niemal wyprzeć aliantów z terenu całej Papierni (dzięki czemu udało się wysadzić ostatni filar Hali) dokonać dzieła, lecz silny punkt oporu zdziesiątkował atakujących w kłębach zasłony dymnej szturmanów. Alianci opanowali stopniowo główne budynki fabryki, ostrzeliwując gęsto wycofującą się pośpiesznie straż tylną garnizonu niemieckiego - przy obustronnych stratach.
W międzyczasie swoją misję realizował oddział sowieckich agentów w amerykańskich mundurach, posiadających komplet papierów agentury Gestapo (pod dow. Kamila) oraz oficer dochodzeniowy prokuratury wojskowej LWP, poszukujący niemieckich zbrodniarzy wojennych (Orłoś). Po przeciwnej stronie frontu grupa saperów niemieckich dokonywała systematycznie dzieła zniszczenia Papierni (Team40 Sławno z MacGregorem na czele).
Z powierzonych zadań podstawowych jak i specjalnych gracze wywiązali się naprawdę dobrze - ukłon w Waszą stronę!
W imieniu organizatorów wszystkim obecnym dziękuję za wspaniałe wczucie się w swoje role, KARNOŚĆ, elastyczność oraz nade wszystko wzajemną UGODOWOŚĆ, dzięki czemu mieliśmy okazję wspólnie cofnąć się w czasie i ponownie mile oraz aktywnie przeżyć grę.
W relacji wykorzystano wspomnienia oraz wypowiedzi uczestników i organizatora gry Broumov.
Autorzy zdjęć:
Michał Białek "BiałAss"
Łukasz Jazownik "Felix"
Marek Sądej "Xray"