Na pierwszy ogień idzie człowiek, który na pozór łączy ze sobą rzeczy całkowicie sprzeczne - zamiłowanie do wojsk Federacji Rosyjskiej, działalność patriotyczną oraz członkostwo w kilku organizacjach zrzeszających weteranów, między innymi AK oraz Pułku Ułanów Karpackich. Wszystko to okraszone regularnymi akcjami charytatywnymi oraz otrzymaniem kilku odznaczeń państwowych za wspieranie obronności kraju. Zapraszamy do lektury!
Kim na co dzień jest osoba, która na WMASG kryje się pod nickiem Wolfhunter?
Hubert „Hunter” Gruszczyński.
Szczęśliwy mąż i przyjaciel. Na chleb zarabiam „w sezonie” jako wychowawca, instruktor survivalu, pierwszej pomocy, strzelectwa i samoobrony na obozach górskich oraz zielonych szkołach. A „poza sezonem” jestem masażystą oraz instruktorem samoobrony dla kobiet. Dużo czasu poświęcam na działalność społeczną. W wolnym czasie piszę też książki, ale to już temat na inną rozmowę, gdyż pisuję militarną, ale jednak fantastykę. W ciągu pół roku sami będziecie mogli się przekonać czy dobrą czy nie - lada dzień pierwsza z moich trzech książek idzie do druku.
Nie ma mnie na FB, Twitterze, Instagramie i innych tego typu portalach, a jednak żyję, funkcjonuję i mam się dobrze.
Masyw Śnieżnika. Obóz survivalowy dla młodzieży
Jak to wszystko się dla Ciebie zaczęło?
Wydaje mi się, że podobnie jak dla większości moich równolatków wychowanych w mniejszych miejscowościach lub na wsi. Kawał dechy, klamerka i gumka od gaci. Strzelaliśmy do siebie z tego za amunicję mając mirabelki. Nikt nawet nie myślał o ochronie oczu, ale jak masz 10 lat, to nie martwisz się takimi drobiazgami.
Prawda jest taka, że wszystko jest bardziej złożoną kwestią. Dziadkowie walczyli w Drugiej Wojnie Światowej. Pradziadek w Wielkiej Wojnie. Dostał Wielkopolski Krzyż Powstańczy za Powstanie Wielkopolskie. Odkąd pamiętam, moim największym marzeniem było mieć medal taki jak dziadkowie. Matka pracowała w DWLot w Poznaniu, więc militarystyka od zawsze gdzieś była wokół mnie i we mnie samym.
ASG pojawiło się dla mnie kiedy skończyłem liceum. Pierwszą repliką była sprężynowa snajperka Super 9 SWAT. Osobiście uważam, iż każdy powinien zaczynać od "springa", bo jak nauczysz się z tym działać w terenie, to biorąc w ręce elektryka będziesz wymiatać.
Pierwszą poważną strzelankę pamiętam jak dziś. To było na podpoznańskim Rumianku. Pod skrzydła wziął mnie tam - wtedy totalnie zielonego - Johan i dalej jakoś już poszło. W ogóle miałem sporo szczęścia, że zaczynałem w czasach, gdy legendy takie jak Johan, SS-man, Jack Pirat czy Hicheł bywali na każdej strzelance, a zwykły podział był na FST i Goryle kontra "reszta świata". „Reszta świata”, choć miała przewagę liczebną, to z reguły nie miała najmniejszych szans.
Z czasem dla mnie i to się zmieniło. Szybko wstąpiłem do 13. Kompanii, a z taką zgraną ekipą to ciężko było nam podskoczyć. Zmieniał się sprzęt i mundury, ale przede wszystkim rosło doświadczenie. Szybko zacząłem jeździć na zloty, jak organizowane przez Team DeltaTomaszowo czy Złoto Przodków tworzone przez PSBASG. Świetne czasy, dobre imprezy. Teraz już takich w Polsce nie ma.
Patrol w okolicy byłego 31 Kórnickiego dywizjonu rakietowego Obrony Powietrznej.
Kiedy i dlaczego stwierdziłeś, że zwykłe strzelania to za mało i czas sprawić, żeby airsoft stał się środkiem, a nie celem samym w sobie?
Bardzo szybko. Strzelanki były spoko, ale zarazem szybko się nudziły. Jak nie było nad wszystkim jakiejś głębszej idei, to jakoś nie chciało mi się ruszać w pole. Scenariusze, zloty i mil-simy. To było coś co mnie kręciło.
Już za czasów 13. Kompanii organizowaliśmy regularne szkolenia i treningi, żeby doskonalić swoje umiejętności. Sporo też inwestowało się w sprzęt. Ze mnie się śmiali, że nie robię - jak reszta - rekonstrukcji powietrzno-desantowej „szóstki”, tylko Bogusia Lindy z Demonów Wojny wg Goi. To też był okres, kiedy zaczęło się wiele ważnych rzeczy - chociażby współpraca z CSWLąd w Poznaniu oraz organizacja mil-simów.
Na „bezczelu”, jak to się mówi, umówiliśmy się z zastępcą dowódcy CSWLąd na poznańskim Golęcinie, podpułkownikiem Romanem Narożnym. To był rok 2007. Kulturalnie przedstawiliśmy się, pokazaliśmy sprzęt oraz wyjaśniliśmy co i po co robimy. Zostaliśmy dość niespodziewanie zaproszeni na święto jednostki ze strzelnicą ASG dostępną dla odwiedzających. To było wyróżnienie – pokazać się w szpeju przed Oficerami, Podoficerami i Żołnierzami Wojska Polskiego. Sukces był ogromny zarówno dla nas, jak i dla samego Centrum, gdyż zostaliśmy zaproszeni przez dowódcę Centrum, pułkownika Wierzcholskiego żeby mu szerzej o sobie opowiedzieć.
Współpraca rozciągnęła się na kolejne lata i kolejne jednostki wojskowe, Między innymi byliśmy zaproszeni na uroczystość Święta 10. Batalionu Kawalerii Pancernej. Ale w czasie, kiedy oni nas zapraszali, ASG było już dla mnie jedynie elementem uzupełniającym szkolenia, które serwowaliśmy sobie i innym organizacjom, które chciały korzystać z naszego doświadczenia.
Pyrkon 2014
Na przestrzeni lat byłeś związany z kilkoma różnymi organizacjami i stowarzyszeniami związanymi z ASG. A jak sprawa wygląda u Ciebie obecnie?
Zaczynałem w 13. Kompanii, gdzie od zwykłego szeregowca doszedłem do funkcji oficera sztabu. Nasze drogi rozeszły się przez rozbieżności światopoglądowe, ale nie żywimy do siebie urazy. Dalej z Siergiejem tworzyliśmy Stowarzyszenie Rekonstrukcji i Strzelectwa Vnutrenniye Voiska, w którym zajęliśmy się ruskim Specnazem. Były czasy, gdy mieliśmy niemal pół setki świetnie zgranych i wyszkolonych członków, ale to już przeszłość. Koniec końców, jestem ostatnim prezesem owej organizacji, z którą odnieśliśmy niemałe sukcesy. Na chwilę obecną, od kilku już lat działam w Reducie (dawna PMC Amba). Ekipa jest zacna i świetnie wyszkolona, a jej członkowie poszliby za sobą nawzajem w ogień.
Święto 10. Batalionu Kawalerii Pancernej - Świętoszów 2013
Przez ostatnie kilka lat dorobiłeś się kilku państwowych odznaczeń. Fajnie by było, gdybyś mógł przybliżyć każde z nich. Szczególnie interesuje nas to jedno, z którym wiąże się dość barwna historia związana z organizacją pewnego zlotu na pewnym poligonie.
Zgadza się. Udało mi się spełnić moje największe marzenie z dzieciństwa, czyli otrzymanie takiego prawdziwego medalu. Mam już ich kilka i gdy trafia się jakaś specjalna okazja, wszystkie przypinam sobie do garnituru. Wiem, może to głupie, ale jednocześnie nie potrafię się czasami powstrzymać. Zresztą mój świętej pamięci kolega - ppor. z nominacji Monte Casino - Tomasz Skrzyński, powiedział żebym zawsze nosił swoje medale z dumą, bo na to zasłużyłem. Nie wiem, czy zasłużyłem, ale najwyraźniej ktoś uznał, że tak właśnie jest.
No, ale wracając do Twojego pytania. Chodzi Ci pewnie o moje pierwsze naprawdę poważne odznaczenie, czyli o nadany przez Ministra Obrony Narodowej, Bogdana Klicha – brązowy medal „Za Zasługi dla Obronności Kraju”. Do piersi przypiął mi go generał Michnowicz. Wspaniałe uczucie, które polecam każdemu.
Medal, choć wręczony w 2011, to swoje korzenie ma w latach 2007-2008. Wraz z 13. Kompanią zorganizowaliśmy wtedy dwie edycje mil-sima „Gedeon 23”. Rozgrywał się on nie na poligonie, ale na dawnej, pruskiej strzelnicy w Podstolicach. Naszej imprezie patronował dowódca CSWLąd w Poznaniu, płk Wierzcholski. Na imprezę wysłał nawet kapitana S. i chorążego K. celem sprawdzenia czy to całe ASG się na coś zda. Widok osiemdziesięciu osób idealnie zgranych i wyposażonych lepiej niż komandosi zrobił takie wrażenie, że świetnie wyszkoleni żołnierze uczący innych swojego fachu oddali honory uczestnikom imprezy. Po kilku tygodniach widziałem raport złożony dowódcy. Mimo, iż chętnie powiedziałbym więcej na ten temat, to zwyczajnie nie mogę. Dodam jedynie, że obie imprezy były szeroko opisane w uzasadnieniu wniosku o nadanie mi medalu.
A oto pełna lista moich odznaczeń:
- 2014 – odznaczony medalem pamiątkowym „Za zasługi w utrwalaniu pamięci o wysiłku Polskich Sił Zbrojnych”;
- 2014 – odznaczony srebrnym medalem „Za Zasługi dla Obronności Kraju”;
- 2014 – odznaczony medalem pamiątkowym 70.rocznicy sformowania 12. Pułku Piechoty „Za zasługi w umacnianiu tradycji 12. Kołobrzeskiego Pułku Piechoty”;
- 2014 – odznaczony odznaką „Zasłużony honorowy dawca krwi” za 12 litrów;
- 2014 – odznaczony odznaką „Zasłużony honorowy dawca krwi” za 6 litrów;
- 2011 – odznaczony brązowym medalem „Za Zasługi dla Obronności Kraju”;
- 2010 – odznaczony „Schűtzenschnur Stufe Gold”;
- 2009 – odznaczony „Za zasługi dla WSAR”.
Uroczystość wręczenia brązowego medalu "Za Zasługi dla Obronności Kraju" Gubin 2011 (od lewej: Dominika "Niki" Hellwing-Gruszczyńska, ppłk. Mieczysław Herod, śp. ppłk.Tomasz Skrzyński, Hubert "Hunter" Gruszczyński)
Z której swojej imprezy, którą udało Ci się zorganizować jesteś szczególnie zadowolony?
Chyba z drugiej edycji poznańskiego Metra 2033. Niemal 37 godzin akcji non stop z raptem godzinną przerwą na obiad. W samej imprezie najciekawszym aspektem było to, iż całość scenariusza rozgrywała się w podziemnych tunelach i salach jednego z poznańskich, dawnych pruskich fortów.
Udało nam się stworzyć realnie funkcjonujące społeczeństwo „moskiewskich” tuneli, gdzie boisz się każdego szmeru, a funkcjonującą walutą są łuski 7,62x39. Po 26 godzinie rozgrywki poszczególne stacje metra podpisały zawieszenie broni na 6 godzin celem wyspania się, a to już mówi samo za siebie, o tym jak nasycony zadaniami był scenariusz. Najbardziej zapadło mi w pamięć, jak szedłem około 4 nad ranem koło pogrążonej we śnie stacji należącej do Sparty i niechcący kopnąłem jakieś leżące na ziemi żelastwo, a z każdej koi i i pryczy poderwali się ludzie celując w moją stronę z gotowych do strzału replik.
Impreza również na zewnątrz zebrała pozytywne recenzje, co zaowocowało dość sporym stanowiskiem w miasteczku post-apo na Pyrkonie w 2014.
WOŚP 2014: Pełny konwój pod Poznań City Center
Poza organizacją zlotów i strzelań wykorzystałeś airsoft do kilku nieco bardziej szczytnych akcji - które najbardziej zapadły Ci w pamięć i dlaczego?
Od wielu już lat wspieramy w działaniu Fundację Małych i Dużych „Wojtusiaki”. Jest to organizacja zbierająca krew dla dziecięcych oddziałów kardiologicznych. Zawsze mogą liczyć na wsparcie moje oraz ekip, z którymi współpracuję bo cel jest zaprawdę szczytny.
Razem od wielu już lat organizujemy jeden ze Sztabów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Poznaniu. Niby na pozór nic wielkiego, bo wiele ekip ASG kwestuje. Różnica jest taka, że my robimy przede wszystkim za zmotoryzowany patrol dbający o bezpieczeństwo kwestujących oraz za konwój z pieniędzmi ze sztabu do banku.
Pewnie właśnie zostaję wyśmiany, ale powiem szczerze, że niesłusznie. Czym bezpieczniej jak nie transporterem opancerzonym można te pieniądze przewieźć? Należy pamiętać, że w naszej ekipie każdy ma za sobą bardzo wymagające szkolenie pod okiem fachowców. A i co do sprzętu to od specjalsów odróżnia nas jedynie to, że mamy broń DEKO oraz repliki, a nie broń bojową. W naszych kamizelkach nie ma karimat, tylko kevlar i wkłady balistyczne.
Wielokrotnie mnie pytano, co mam z takich charytatywnych akcji. Odpowiedź jest tylko jedna – satysfakcję. Inna rzecz, że w jakiej innej sytuacji miałbym okazję jechać przez miasto na „ganerce” siedmiotonowego, opancerzonego transportera kołowego w eskorcie dwóch honkerów w patrolowo-bojowej wersji skorpion. Też miałeś okazję to przeżyć, więc wiesz o czym mowa.
WOŚP 2014: Konwój. Widok z "ganerki" transportera kołowego.
Jakie masz rady dla wszystkich tych, którzy chcieliby połączyć swoje hobby ze współpracą z WP i innymi organizacjami promującymi postawy proobronne w Polsce?
Nie poddawajcie się i nie słuchajcie innych.
Jeśli powiecie na szerszym forum, że zamierzacie współpracować z MONem, jedni powiedzą wam, że wam się uda, a inni, że wam się nie uda. Najgorsze jest to, że i jedni, i drudzy będą mieli rację. Od was i tylko od was zależy którzy.
Jak zaczynaliśmy z 13. Kompanią, wszyscy mówili nam, że to może przynieść jedynie problemy. My jednak wierzyliśmy, że to ma sens. Okazało się, że to my, a nie malkontenci, mieliśmy rację. Jednak musicie też mieć coś do zaoferowania, a to już wymaga sporo samozaparcia i dużo nakładu pracy, a przede wszystkim czasu. Gdy miałem możliwość rozmawiać z wiceministrem Obrony Narodowej, Generałem Skrzypczakiem, spytał mnie „W czym mogę pomóc?”, a ja odparłem „Pytanie brzmi, Panie Generale, w czym ja mogę pomóc Panu?”.
Jeśli tak będzie wyglądał wstęp do waszej relacji z MONem, to macie duże szanse na uzyskanie dla siebie częstokroć znacznego wsparcia.
WOŚP 2014: Wywiad dla TV
Rekonstrukcja rekonstrukcją, ale jakie masz doświadczenie w posługiwaniu się prawdziwą bronią?
Mam spore doświadczenie z bronią bojową. Z moich notatek wynika, że mam za sobą wystrzelane jakieś pięćdziesiąt tysięcy pocisków różnego kalibru od 0,22 KBKSu, przez 7,62 mm kałasza, 7,62 x 51 mm NATO z Maschinengewehr 3, aż po nadkalibrowe 110 mm pociski przeciwpancerne Panzerfausta 3.
Pomimo, iż strzelam od lat, dalej mam sporą dozę nabożnego szacunku do broni palnej. Miałem zaszczyt reprezentować nasz kraj w międzynarodowych zawodach strzelectwa bojowego w Landsberg am Lech, skąd wróciłem z dziewiątym miejscem w klasyfikacji ogólnej oraz z Schűtzenschnur Stufe Gold. Nasza drużyna przywiozła zresztą owe sznury we wszystkich trzech kolorach. W Polsce też nastrzelałem się na różnych zawodach i nawet udało nam się drużynowo uzyskać pewnego razu trzecie miejsce z Glauberyta na zawodach Salwa w Warszawie.
Uważam, że każdy pełnoletni rekonstruktor oraz gracz ASG powinien choć raz pójść na strzelnicę i postrzelać z broni palnej, której replikę dzierży na co dzień. Nie jest to tania zabawa, ale i nie rujnuje ona budżetu, zwłaszcza że w Poznaniu są miejsca, gdzie można to zrobić bez żadnych dodatkowych uprawnień.
Rumianek 2008
Z którego swojego osiągnięcia związanego z militariami jesteś szczególnie zadowolony?
Primo: Ożeniłem się!
Serio! Wbrew pozorom to osiągnięcie z dziedziny militarystyka. Moją obecną małżonkę, Niki, poznałem z repliką w ręce, w lesie na treningu z 13. Kompanią, do której naonczas wstępowałem, a ona już dawno w niej działała. Sam ślub też był spod znaku militariów, gdyż szedłem do niego w rosyjskim, oficerskim mundurze galowym, ponieważ oboje byliśmy już wtedy we Vnutrennych Voiskach. Suknia panny młodej również była dobrana pod kątem mojego munduru i była ślicznie zielona. A że mundur miał czerwone lampasy, tak i suknia miała czerwone akcenty.
Secundo: Przyjaciele!
Mam wokół siebie grono ludzi bliższych mi niż większa część krewnych. Tworzymy wielką, szczęśliwą i cholernie dysfunkcyjną, a wręcz patologiczną rodzinę. Życzę każdemu, aby spotkał na swojej drodze życiowej takich ludzi.
Tertio: Historia!
W swojej działalności miałem możliwość nie tylko poznać, ale i nazywać przyjaciółmi ludzi, których większość z Was zna w najlepszym razie z książek do historii. Znam kombatantów od Andersa, jak ppor. z nominacji montecasińskiej, ŚP. Tomasz Skrzyński, czy odznaczony we wrześniu 1939 roku Virtuti Militari, Mieczysław Herod, albo Wojciech Narębski od misia Wojtka. Miałem możliwość osobiście poznać córkę Generała Andersa, Annę Marię Anders-Costa. Poznałem też licznych kombatantów ze ŚZŻAK OW oraz wrześniowych Ułanów Poznańskich czy Powstańców Warszawskich, a także wielu wielu innych. Każda z tych osób to żywa historia i ostatni świadkowie swoich czasów. A my jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma szczęście tej historii dotknąć. Uważam, że naszym patriotycznym obowiązkiem jest świadczyć w przyszłości o tej historii. Zwłaszcza, że z roku na rok coraz więcej spośród tych Świadków odchodzi na Wieczną Wartę.
Zdjęcie ślubne. Niki i Hunter. Piątek, 13 sierpnia 2010
Pamiętasz wszystkie organizacje związane z szeroko rozumianymi militariami, w których działałeś? Co jesteś w stanie napisać o każdej z nich albo chociaż o najciekawszych?
Jestem członkiem Stowarzyszenia Pułku Ułanów Karpackich, organizacji zrzeszającej byłych oficerów, podoficerów i żołnierzy Pułku jeszcze z czasów, gdy był on rozpoznawczym pułkiem dyspozycyjnym Generała Andersa. Członkowie wywodzą się również z czasów, gdy chwalebne imię Pułku Ułanów Karpackich nosiły jednostki Ludowego Wojska Polskiego oraz już zupełnie współczesnego Wojska Polskiego. Tradycje Pułku są jak dotąd stale żywe. Jestem jednym z niewielu członków Stowarzyszenia niesłużących w jednostkach kultywujących tradycje Pułkowe Ułanów Karpackich. Trafiłem do Stowarzyszenia dzięki współpracy przy rozlicznych akcjach charytatywnych oraz patriotycznych na terenie całego kraju.
Kolejną organizacją ze współpracy z którą jestem dumny, jest Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Wielkopolska Oddział Proobronny Reduta. Jestem członkiem honorowym i staram się w miarę skromnych możliwości, brać czynny udział we wszelkich działaniach naszej Organizacji. A trochę tych aktywności jest. Od szkoleń otwartych przez treningi strzeleckie i taktyczne dla grup paramilitarnych, aż po działalność charytatywną. Najważniejszą jednak rzeczą, jaką się zajmujemy, jest kultywowanie tradycji Armii Krajowej, jej godna reprezentacja podczas uroczystości państwowych oraz, co najważniejsze, opieka i pomoc Kombatantom oraz Weteranom AK w Wielkopolsce.
Współpracowałem z jeszcze kilkoma organizacjami i stowarzyszeniami militarnymi, jak na przykład z Wielkopolskim Stowarzyszeniem Aktywnych Rezerwistów, ale na dzień dzisiejszy to Reduta i Ułani są tymi, bezsprzecznie najważniejszymi, gdyż poza realizacją swoich pasji, mam unikalną możliwość być częścią czegoś bezsprzecznie ważniejszego niż ja sam i wszystko co mnie otacza.
WOŚP 2014: Chwila wytchnienia.