SPRAWOZDANIE: Operacja Choszczno III: Juri's Revenge
"Cudze chwalicie swego nie znacie" czyli poszperaj we własnym hasioku
Brak kolejnych edycji wielu lubianych imprez milsimowych skierował nasz wzrok na mniej znane imprezy. Zaczęliśmy szukać czegoś ciekawego w naszych okolicach. Po ciekawym spotkaniu SUMMER GAMES organizowanym przez KOTA w miejscowości Jasień oraz zachęceni ciekawymi opowieściami działającej wspólnie z nami ekipy GS3, postanowiliśmy w podobnym składzie zawitać na kolejnej lokalnej imprezie.
Nowa misja - nowa klasa
OPERACJA CHOSZCZNO 3 organizowana przez MCAT i SFAT ze Szczecina, odbyła się w dniach od 21 do 24 lipca, w oddalonej o 25 km od Choszczna urokliwej wiosce, a raczej końcu świata z dosłownie trzema domami na krzyż - Bożejewko.
Po niecałej godzinie jazdy na skróty lasami i polami, dotarliśmy na miejsce. Przed nami 66 godzin wspólnego biegania po tutejszych lasach i bagnach. Kąpiele w czyściutkich, okolicznych jeziorach, błotne, cuchnące okłady i komarza akupunktura. I po co komu SPA?
Aklimatyzacja
Zanim wjechaliśmy na teren bazy wojsk koalicji, zaliczyliśmy szybką kąpiel w pobliskim jeziorze i ruszyliśmy do boju. Na bramie przywitał nas bardzo wylewnie wojownik chcący nas "zglebować". Nie wiedział, że Psów Wojny nie należy denerwować. Na jego szczęście, doszliśmy do porozumienia i otrzymaliśmy pozwolenie na wjazd, a FOB wysłał po nas głównego rozprowadzającego. Kto by pomyślał, że przeciwnik aż tak zaciekle kąsa i od pierwszych minut gry sponsoruje koalicjantom zastrzyki adrenaliny.
Dostaliśmy przydzielone miejsce na nasz pojazd, zakwaterowanie, materac, wodę jedzenie, ID i ruszyliśmy do zadań. W końcu pokojowi tubylcy wraz z upływem dnia wygrzebywali swoje złomy i szykowali się na wypłatę. Teren bazy spory, otoczony bagienkiem. W wysuniętej południowej części, otwarty teren zabezpieczony dwoma bunkrami.
FOB, Toc, Kino, Stołówka, Palarnia, Sanitariaty, Strzelnica, Namiot medyczny, bezdrzwiowa latryna z pięknym widokiem i parking "Off Game" zabezpieczony streczem.
Zaraz też wpadliśmy w ręce szefa sztabu o nieco sadystycznym usposobieniu i miłości do sportu. Po tym jak zabił nas wzrokiem, rozświetlił umysły tlenem po paru pompkach, krótko i zwięźle wydał rozkazy i znowu... w pole.
Do boju
Pogoda dopisała. Temperatury bardzo plusowe, brak opadów. Nocą bezchmurne niebo i księżyc. Szkoda tylko, że świecił nam w twarz oświetlając nas w bunkrach jak tarcze na strzelnicy.
No i zaczęło się... Ciągła rotacja. Patrole, brama, bunkry, zadania specjalne i czasem krótka, przerywana drzemka. Po ustabilizowaniu sytuacji lokalnych wataszków, udanej akcji podjęcia rannego na polu minowym sołtysa i wypaleniu sziszy pokoju, dzienne patrole stały się nieco spokojniejsze. Wróg kąsał jednak nadal niemiłosiernie na spółkę z komarami. Nocne "lokalsów" spacerowanie kosztowało nasz kontyngent wiele kulek i bandaży. Co rusz to któryś z bunkrów wylatywał w powietrze, a wydawało by się, że spokojne miejsce na latrynie nawiedzane było przez lokalnych zamachowców samobójców w drodze do FOB. Nie było to komfortowe, ani dla użytkujących, ani dla FOBu co rusz to wylatującego w powietrze.
Ciągłe uzupełnienie sprzętu i ludzi kosztowało podatników miliony dolarów! A oficerowie sztabowi jak bumerang, wciąż powracali torturując nas pompkami i rozdając coraz to bardziej samobójcze zadania. QRF śmigał wspierając swoim koreańskim MRAPem i siłą żywą lub pieszo ubezpieczał nocne konwoje. Przyjemnym akcentem była ochrona ślubu córki brata kuzynki sołtysa z okolicznym kozim farmerem, a po zmroku tajnym pośrednikiem wszystkich lokalnych czarnych interesów.
Lokalsi upaleni sziszą i upojeni koalicyjnym placebo, objedzeni eko-wurstami z znaturalizowanych świnek, polegli na stołach. Niestety, spóźnieni goście weselni z powodu gęstego zalesienia i gałęzi, postanowili postrzelać na wiwat panny młodej w poziomie - co skończyło się drobnymi starciami. Na koniec jeden z gości podczas wieczornych modłów zapomniał zabezpieczyć swój pas szahida i potknąwszy się wstając z dywanika, szturchnął w lekko opancerzonego Wolfa, zmuszając nas do opuszczenia weseliska i udania się na myjnię w celu zmycia go z naszego pancerza i szybek.
Patrole i wybuchy
Kolejny patrol, kolejna potyczka i po długim pościgu lądujemy w opuszczonym miasteczku Nord Wood. Tam spotykamy niewinną zakładniczkę porzuconą podczas pościgu przez swoich podziemnych przyjaciół. Postanawiamy dostarczyć ją do sztabu w celu dokładniejszej penetracji zeznań. Nasz już nieco oswojony Szefe z pewnością coś wynajdzie w swoim sportowej spiżarce.
Powrót, uzupełnienie kulek i wody... Jest! Czas na batona i znowu w drogę. Wioska dilerów czeka na animatorów z wystrzałowym programem. Ciemno, jednak przed termo niema ucieczki. Czekają na nas! No to po "hamerykańsko-ułańsku". Hurra, latareczka i kuleczka. Biedny diler padł na drodze gdzie zginął jeszcze trzykrotnie. Chłopaki woleli być pewni. Podziały łupów były głośne i burzliwe. Gwałcono Pepików, rabowano Pepiczki. Nawet kozom nie odpuścili. To musiał być dobry towar. Kiedy emocje i biały kurz opadły, FOB wezwał nas do odwrotu z próbkami, w celu sprawdzenia siły zagrożenia. Było bardzo groźnie!
Noc i dzień jak co dzień
Tak mijały godziny i dni. Kasy na koncie przybywało. Ubranka nabierały konsystencji i zapachu okolicznych bagienek. Zdjęcie butów groziło alarmem ABC. Bielizna w dół, giwera w dłoń, ręczniczek, mydełko i do stawu!. Trudno było założyć mundur po takim "odświeżeniu". Jeszcze szybki przegląd kleszczy (było ich w tym roku wyjątkowo dużo) i "oszpejeni" czekamy na dalsze rozkazy. Bama i bunkry. Dla nas super - będzie czas by coś zjeść! Niestety... nie było. Kolejne zmasowane ataki, tym razem jednocześnie z dwóch stron. Jeden bunkier padł. QRF obronił na szczęście latrynę i FOB! Brama zdążyła podgrzać swoje MRE choć niestety, konsumpcja była już na zimno. A miało być lokalne po lasach spacerowanie...
Niedziela rano jak co poranek, ktoś trąbi nam nad głowami sygnał pobudki. Od tego nie da się uciec. Szybka kawa, szpej i w drogę. Wszyscy razem dostaliśmy zadanie wykurzyć wroga z jego ostatniego bastionu na bagiennej wyspie. Niestety, zwiad doniósł, że bagna są nie do przejścia. Kolejna misja samobójcza po kładce, wprost w paszczę pastuszków. Wysłany saper sprawdzający przeprawę, w momencie zauważenia miny pułapki zastaje ostrzelany.
Brakowało paru milimetrów, a pułapka by zadziałała. No i leżał tam jak ten kwiat i kwitł. Granaty leciały, kulki śmigały, petardy dymiły, huk, smród i strach o ząbki. Koalicja przypuściła atak frontalny. Przeciwnik bronił się zaciekle rozdając w około czerwone szmaty. W końcu pod naporem przerażających sił i kilogramów wywalonego kompozytu, postanowił z nami wspólnie odwiedzić kumpli w Walhalli.
Zakończenie
To było Pyrrusowe zwycięstwo, ale przeżyliśmy. Kasa na koncie. Wrócimy do domu. Nasze kobiety odremontują łazienki, kupią nową kuchnię, zmienią tapety w salonie... potem obiadek u teściowej i wypoczynek nad naszym Bałtykiem, na zaminowanej turystami plaży. Kiedyś znowu zatęsknimy za przyjaciółmi i adrenaliną, a najpóźniej (kiedy kasa się skończy), znowu pojedziemy stabilizować nasze zażyłe, lokalne stosunki.
Kiedy dotarliśmy do bazy samolot już czekał. Smród spalanej kerozyny pieścił moje nozdrza. TRANSALL C- LR D czekał na ostatni w tym dniu lot. Lot do realnego świata.
Dowódca dziwnie ciepło nas pożegnał. Czyżby nas polubił? Nie zapomniał jednak o swoim sadystycznym hobby...
Były kolejne pompki, zdjęcie dla wnusia i foty do ID przyszłorocznego kontyngentu. Żona jeszcze nie wie, ale my już zaklepaliśmy miejsca. Nowa fura i komóra, a może plazma. Grunt to mieć cel w życiu i czasem sobie dychnąć od tej domowej sielanki!
Dziękujemy wszystkim wspólnie upoconym, a w szczególności ludziom z naszego TFu. Grupom GS3, Team Delta, LSC, KOT i SPÓŁKA oraz Szpon.
Ukłony również do przeciwników obojga płci. DOBRA ROBOTA!
Przydatne linki
Operacja Choszczno III: Juri's Revenge w kalendarium WMASG
Operacja Choszczno III: Juri's Revenge w Facebooku
SPRAWOZDANIE: Summer Games - Jasień 2016 - Nasze sprawozdanie z poprzedniej imprezy