Trwa ładowanie...

Twoja przeglądarka jest przestarzała. Niektóre funkcjonalności mogą nie działać poprawnie. Zalecamy aktualizajcę lub zmianę przeglądarki na nowszą.

Reenacting a airsoft

Ten artykuł pochodzi ze starszej wersji portalu i jego wyświetlanie (szczególnie zdjęcia) może odbiegać od aktualnych standardów.

Gorące lato. Siedzę w jednej z łodzi, które płyną do brzegu. Dookoła mnie chłopaki w mundurach Rangersów i piechoty. Gdyby nie fakt, że łódź jest nowoczesna, a zbliżająca się plaża nabita plażowiczami myślałbym raczej o wojnie, a nie o przyjemności jazdy. Nagle wydzielony odcinek tego turystycznego raju zamienia się w piekło. Słupy wybuchów podnoszą się nie tylko z wody, kotłuje się też brzeg i cała plaża. To już nie jest sielski krajobraz Helu w środku sezonu, to prawie kadry z filmu „Szeregowiec Ryan”. Już nie myślę o przyjemności jazdy, zaraz tam wylądujemy, a z tego, co widać pirotechnicy odwalili kawał dobrej roboty szpikując teren ładunkami. Thirty second’s! Zaczynamy odgrywać swoje role, niektórzy udają, że wymiotują za burtę, wszyscy szykujemy się do skoku. Przed nami plaża usiana zaporami i orana eksplozjami. Gwizdek GO! GO! GO! Wyskakujemy, woda prawie po pas, przy samym brzegu potykam się i prawie przewracam, karabin ląduje w wodzie. Błogosławiony niech będzie pomysł zakładania prezerwatywy na lufę. Padam na piasek, który zdradziecko wsypuje się w każdy zakamarek munduru i broni. Wokół totalny chaos, mieliśmy grać, ale nie gramy, tu jest tak rzeczywiście, trudno się porozumieć nawet z odległości metra. Cała plaża dosłownie fruwa. Skąd oni wzięli tyle piro? Kuląc się za zaporami czekamy na drugi rzut…

 


Tak wyglądała w 2006 roku inscenizacja lądowania na plaży Omaha, która odbyła się na Helu w ramach imprezy „D-day Hell”.

Rekonstrukcja to żywy teatr, który dostarcza niezwykłych przeżyć nie tylko nam, jego uczestnikom, ale również widzom. Jak każdy teatr, jest to przedstawienie, jak każde przedstawienie opiera się też na aktorach, którymi stają się na czas jego trwania rekonstruktorzy. To na ich barkach spoczywa ciężar ukazania zgromadzonej publiczności nie tylko stron odtwarzanego konfliktu, ale i samych walk. Tu niestety pojawia się problem, z którym boryka się prawie całe środowisko rekonstruktorskie, który ja na swoje własne potrzeby kolokwialnie nazywam syndromem chodzącego wieszaka. Objawia się on w nader zabawny sposób, poprzez ukazanie przez pojedynczego rekonstruktora lub całą grupę swoją postawą i zachowaniem, braku obycia z mundurem, oporządzeniem oraz braku pewnych „frontowych” nawyków, o których doskonale wiedzą starzy bywalcy scenariuszy ASG. Nie można się jednak dziwić tej sytuacji, skoro przeciętny rekonstruktor spotkanie z mundurem i jakąkolwiek symulacją walki, ma albo od święta podczas rekonstrukcji, albo niewiele częściej podczas „suchych” treningów. Tak czy inaczej symulacja ta sprowadza się to do realizacji reenactorskiego scenariusza dyktującego przebieg akcji: dochodzicie do skrzyżowania, tam dostajecie ogień z prawej, trzech z was ginie, reszta wycofuje się osłaniając... Trudno w tym układzie wymagać od poszczególnych osób czy też całej grupy nawyku poruszania się oddziału w szyku ubezpieczonym, wzajemnego osłaniania i choćby zwykłej konieczności posiadania „oczu dookoła głowy”. Trudno też oczekiwać, że buty ubierane od święta nie zaczną uwierać, a rzadko noszone i źle dopasowane oporządzenie nie zacznie niemiłosiernie wpijać się w ciało po kilkunasto kilometrowym marszu. Kto w ogóle wspomina o kilkunasto kilometrowych marszach, od tego w końcu są ciężarówki. Zabawny jest wyraz zaskoczenia na twarzach innych, kiedy jedna ekipa nie ma ochoty na wożenie tyłków i ciągnie kilometry „z buta”, bo tak szybciej, zdrowiej i bardziej historycznie.

 

 

Od blisko czterech lat obserwuję wśród grup rekonstrukcyjnych powolne zmiany na lepsze. Źródłem tych zmian są doskonale Wam wszystkim znane wszelakiej maści repliki na plastikowe kulki. Tak, to w ASG nieliczne jak na razie, aczkolwiek ciągle rosnące grono rekonstruktorów znalazło remedium na z lekka stetryczały reenacting. To dzięki zabawie w plastikowe kulki symulacja pola walki nabiera tych brakujących rumieńców. Niewielkie kuleczki, choć niepozorne wprowadzają tak niezbędny element losowy i choć nie zabijają, boleśnie przekonują o swojej wyższości nad miękką tkanką. Uczą Nas wielu rzeczy i tego jak się czołgać i tego jak się nie wychylać. Wyrabiają w Nas żywe acz rozsądne zainteresowanie otoczeniem oraz jedyną w swoim rodzaju lekko przygarbioną postawę człowieka pod ogniem. Tak to prawda, zbyt wymagający rekonstruktorzy nie znajdą tu repliki każdej broni używanej we wszystkich konfliktach na świecie podczas ostatnich sześćdziesięciu lat, ale sytuacja ta zmienia się na lepsze. Tak to prawda, trzeba nosić specjalne gogle, które na ogół nijak się maja do odtwarzanego umundurowania i formacji zbrojnej, ale tutaj każdy takie nosi. Tak to prawda, uczestnikami scenariuszy historycznych ASG są nie tylko sami rekonstruktorzy, więc nie do końca jest tak koszernie jak niektórzy by sobie życzyli, ale to w końcu nie rekonstrukcja, lecz ASG. Prawdą jest również to, że ta broń strzela, co zmusza Nas do odpowiedniego zachowania i wypracowania pewnych nawyków. Prawdą jest też, że scenariusze ASG trwają dużo dłużej niż rekonstrukcje, co zmusza Nas do bliższego zapoznania się z naszym mundurem, oporządzeniem i bronią. Prawdą jest też, że i tutaj w środowisku ASG możemy poznać wielu wspaniałych ludzi, których będziemy mogli zainteresować Naszą pasją, lub to oni zainteresują Nas swoją.

 


Nie przedstawiłem tutaj żadnych prawd objawionych, owszem cztery lata temu takie słowa spotykały się z ostrą krytyką. Pojawiały się nawet głosy, że ASG i rekonstrukcja to dwa tak odrębne nurty, że nie tylko nie da się, ale wręcz nie należy próbować ich łączyć. Na szczęście czasy się zmieniły, a grono rekonstruktorów chcących podnieść poziom swojej rekonstrukcji poprzez ASG rośnie z roku na rok. Coraz częściej zamiast dostrzegać braki, rekonstruktorzy dostrzegają korzyści płynące z uczestnictwa w tym hobby, zasilając tym samym szeregi maniaków. Rośnie też popularność scenariuszy historycznych, które dzięki obecności osób związanych z rekonstrukcją zyskują na atrakcyjność i klimacie. Być może jesteśmy właśnie świadkami narodzin hybrydy. Czyżby reenacting ASG? Cóż czas pokaże.

 


Również pośród samych maniaków scenariusze historyczne cieszą się rosnącym zainteresowaniem, co nie pozostaje bez wpływu na to hobby, ale o tym przeczytacie w następnym artykule.

Komentarze

Najnowsze

Trwa ładowanie...
  • Platynowy partner

    Złoty Partner

  • Srebrni partnerzy

  • Partnerzy taktyczni