SŁOWEM WSTĘPU
Zabawa według najprostszych zasad stosowanych w airsofcie rzadko bierze pod uwagę nawet istnienie rannych. Zwykle trafiony schodzi do punktu zbiórki, a zastosowanie „medyków” na bardziej skomplikowanych grach sprowadza się do dania szansy powrotu do gry uczestnikom bez oczekiwania na respawn.
Wydawać by się mogło, że zabawa w MilSim z użyciem replik ASG to zupełnie inna para kaloszy – że uczestnicy w pełni świadomie podchodzą do problemów związanych z zagrożeniami zdrowia i życia na polu walki, i że walka o (wirtualne) życie kolegów i koleżanek podczas manewrów będzie jednym z priorytetów każdego z nich. Mogłoby się też wydawać, że organizatorzy gier MilSim oraz twórcy zasad do nich znają i premiują stosowanie współczesnych procedur medycznych na polu walki. Czytelnik zaś mógłby sądzić, że następne akapity powinny stanowić pochwałę milsima jako formy, która to wszystko bierze pod uwagę w przeciwieństwie do prostej formy rozrywki zwyczajnej „zabawy w ASG”.
Otóż niestety, według wielu osób obraz nie jest tak idealny, jak by się mogło wydawać. W chwili obecnej MilSim traktuje sprawę rannych bardzo powierzchownie, ciągle koncentrując się na fabule i jej przebiegu lub rozstrzygnięciu pytania „kto wygral” bardziej, niż na elementarnym fakcie konsekwencji użycia broni w stosunku do siebie nawzajem na większą skalę. Konsekwencjami w rzeczywistości jest cierpienie i śmierć, które należy minimalizować. To ciągle nie jest premiowane, a nawet rozumiane przez wielu milsimowców. W praktyce na wielu milsimach sprawa rannych i zabitych wygląda tak samo albo i gorzej niż na grach, które nie mają ambicji na bycie niczym więcej, niż zwykłą wymianą kulek.
SZKOLENIE
W tak pojmowanym stanie rzeczy kilka osób z Mazowieckiej Grupy Paramilitarnej Kompania Nigdy Już z siedzibą w Błoniu (KNJ) oraz Młodzieżowej Sekcji Wojskowej przy Związku Polskich Spadochroniarzy (MSWZPS) postanowiło podzielić się własnymi pomysłami na lepsze odwzorowanie problemu ratownictwa na polu walki. 6 lutego zorganizowali zatem całodniowe szkolenie obejmujące wstęp do ratownictwa taktycznego wg uznawanych obecnie w NATO wytycznych TCCC.
Mazowiecka społeczność już wcześniej pokazała, że jest zainteresowana popularyzacją zarówno formy MilSim jak i konkretnych jej elementów. W zakresie ratownictwa taktycznego wprowadzili już dosyć dawno temu zasadę, według której „wirtualny” medyk musiał mieć przeszkolenie przynajmniej z zakresu pierwszej pomocy. KNJ i MSWZPS poszli jednak kilka kroków dalej, dając przykład w kilku dziedzinach.
Po pierwsze, sama zawartość kursu była dostosowana do uczestników. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie – zarówno ludzie po przeszkoleniu (na różnym poziomie) jak i kompletni nowicjusze. TCCC jest wdzięcznym tematem do nauki przez osoby zainteresowane pierwszymi krokami w zakresie ratownictwa, ponieważ zbudowany jest modułowo. Moduł podstawowy w największym skrócie obejmuje umiejętność wykorzystania wydawanej każdemu żołnierzowi apteczki osobistej (np. IFAK) i w praktyce powinien być on znany przez każdego operatora. Następne moduły to para medyk zespołowy i medycy wchodzący w skład systemu medycznego i ewakuacji medycznej.
Oczywiście TCCC jako wytyczne nie może być traktowany jako kurs do zastosowania w cywilnych sytuacjach. To także podkreślili organizatorzy, koncentrując się na wyimaginowanym polu walki. Sam kurs nie miał charakteru całościowego kursu pierwszej pomocy, ale właśnie naukę konkretnych odruchów w konkretnym – na szczęście dla wielu z nas wyimaginowanym – środowisku.
Po drugie, sama forma kursu bardzo przypadła mi do gustu. Organizatorzy postawili na wymianę własnych doświadczeń z pomocą najlepszych specjalistów zainteresowanych milsimem. To bardzo ważny element, który często bywa zaniedbywany w profesjonalnych szkoleniach - trenerzy także się w to bawią. Dzięki temu łatwiej określą w co możemy się bawić a czego nie da się zasymulować dostępnymi środkami. Dzięki temu łatwiej zainteresują dostosowując swój przekaz do poziomu odbiorcy (którego rozumieją, bo sami kiedyś byli na tym poziomie).
Dodatkowo, inaczej uczestniczy się w zjeździe organizowanym przez pasjonatów tego samego niż szkoleniu specjalistycznym, którego instruktorzy mają zupełnie inne doświadczenia a organizator znalazł rynkową niszę. Pomijając kwestię ceny (która tu była bardzo atrakcyjna), unika się w dużym stopniu swoistej „nagonki na papier” związanej z wyścigiem, która firma szkoleniowa ma wyższe kwalifikacje i co może zaoferować. W przypadku treningu KNJ pasjonaci spotkali się z pasjonatami, wymienili doświadczenia i poćwiczyli podstawowe odruchy. Warto też wspomnieć, że cena 60 PLN za jednodniowe szkolenie z lokalem i wyżywieniem to naprawdę dobra oferta. W trakcie szkolenia wykorzystano materiały, których wartość zazwyczaj zawyża cenę – choćby kilka modeli staz taktycznych. W przypadku umiejętności hobbystycznych (czyt. niekoniecznie niezbędnych w życiu lub w pracy) jest to kolejny atut za szkoleniem, które ma bardziej formę partnerskiej, koleżeńskiej wymiany wiedzy i umiejętności niż komercyjnej oferty.
Po trzecie wreszcie, KNJ zaproponowało wstęp do metodologii TCCC – czyli ratownictwa taktycznego. W przeciwieństwie do wielu oferowanych airsoftowcom produktów, ratownictwo taktyczne różni się od cywilnego nie tylko kolorem materiału, z którego jest uszyte. TCCC jest stosowane na polu walki i zawiera zupełnie inne algorytmy niż te, które paramedycy poznają na kursach cywilnych. Różne są nawet podstawowe cele – w ratownictwie cywilnym jest to zawsze życie i zdrowie poszkodowanego, w ratownictwie taktycznym – minimalizacja strat podczas wykonywania zadania (które to zadanie ma priorytet). Dlatego TCCC nie ma zastosowania w ratownictwie cywilnym (poza rzadkimi sytuacjami strzelanin w mieście, gdzie i tak wykorzystywane są tylko niektóre elementy). A to powoduje, że powstała luka pomiędzy profesjonalnymi szkoleniami dla służb (na które cywile nie mają wstępu) a brakiem szkoleń w ogóle - luka, którą KNJ zręcznie i sprawnie wykorzystało, oferując kurs dla hobbystów.
Zawartość samego szkolenia była dobrana odpowiednio. W ciągu ok. 5h wykładów uczestnicy poznali podstawowe różnice między TCCC a cywilnymi systemami, koncepcję stref w ratownictwie taktycznym, metody i zakres działań taktycznych i medycznych w pierwszej i drugiej strefie. Dzięki zaangażowaniu w szkolenie profesjonalnych szkoleniowców – Sylwestra, ratownika medycznego oraz instruktora ze służb mundurowych – uczestnicy mogli się dowiedzieć, jaki powinien być skład apteczki osobistej i zespołowej oraz jak wykorzystywać ten skład w praktyce. Dzięki przedstawieniu procedury MEDEVAC kurs zamknął cały cykl traktowania obrażeń na polu walki – od przygotowania się do najbardziej typowych, poprzez trening używania swojego wyposażenia, poprzez same mechanizmy powstawania urazu aż po sposoby wyciągnięcia człowieka ze strefy gorącej do zabezpieczonej, gdzie można go ustabilizować i wezwać karetkę.
Po teorii przyszedł czas na ćwiczenia praktyczne. Oprócz szkolenia z praktycznego użycia staz, noszy polowych i sprzętu dostępnego ma milsimie w różnych warunkach (także w ciemności), organizatorzy podsumowali całe szkolenie trzema uzupełniającymi się scenariuszami. Celowo nie opiszę ich dokładnie, ponieważ mam nadzieję, że takie szkolenia jeszcze się powtórzą. Mogę tylko powiedzieć, że pokazały mi i wielu kolegom, jak wiele jeszcze pracy, treningów i pracy nad własnymi treningami trzeba włożyć, żeby pewne podstawowe czynności wykonać w sposób automatyczny w każdych warunkach. Zaangażowane w scenariusze środki obejmowały użycie pojazdów, pozoracji pola walki i co chyba najważniejsze – stałą opiekę profesjonalnych instruktorów.
W chwili pisania tego artykułu organizatorzy wspominali już o kolejnej edycji szkolenia wstępnego oraz być może także cyklu szkoleń z zakresu TCCC przygotowującego milsimowych paramedyków do zastosowania nabytej wiedzy na milsimach. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że te plany zostaną zrealizowane.