Trwa ładowanie

Twoja przeglądarka jest przestarzała. Niektóre funkcjonalności mogą nie działać poprawnie. Zalecamy aktualizajcę lub zmianę przeglądarki na nowszą.

WOŚP 2011: Poznań
WOŚP 2011: Poznań

WOŚP 2011: Poznań

WOŚP 2011: Poznań
WOŚP 2011: Poznań
Ten artykuł pochodzi ze starszej wersji portalu i jego wyświetlanie (szczególnie zdjęcia) może odbiegać od aktualnych standardów.

Poniżej prezentujemy pierwsze sprawozdanie z tegorocznej edycji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, które otrzymaliśmy z Poznania.

 

Początkowo nic nie zapowiadało, że pójdzie tak wyśmienicie. O 7.00 trzeba było zmierzyć się z chamskimi ochroniarzami, którzy nie przebierając w słowach wydzierali się na każdego, kto znalazł się w zasięgu ich wzroku. Następnie po ponad półtoragodzinnym oczekiwaniu na koordynatora ze strony Orkiestry, okazało się, że lokalny sztab „zapomniał” ująć nas w planie imprezy i potrzebne miejsce musieliśmy wygryźć sobie sami. Na koniec, niczym kubeł zimnej wody spadła na nas świadomość, że rozstawienie harcerskiego namiotu na asfalcie to sprawa trudniejsza niż początkowo się wydawało. Przetrwaliśmy dzięki asertywności, ułańskiej fantazji i kombinatoryce stosowanej, a kiedy nasza baza wypadowa wreszcie nabrała kształtu, nam wydawało się, że teraz będzie już tylko lepiej, okazało się, że to dopiero początek kłopotów.

 

1.jpg

Foto 1: Ekipa budowlana w połowie roboty.

 

2.jpgFoto 2: Stary Rynek, godzina 10:23 - poszukiwanie jakichkolwiek nie-wolontariuszy.


Mianowicie, w centrum Poznania, na pięciu zbieraczy przypadał mniej więcej jeden ofiarodawca. Do południa nasze osiągnięcia przedstawiały się więc cokolwiek mizernie. Mimo wielu starań, pozowania do zdjęć ze wszystkimi chętnymi dzieciakami w okolicy i przebrnięcia przez wspomniane centrum wzdłuż i wszerz, na dnie puszek grzechotały jedynie drobniaki. Dosłownie porażka na całej linii. Co więcej, większość ludzi zwyczajnie nas ignorowała. No, czyż może istnieć dla airsoftowców w pełnym sprzęcie, spacerujących przez środek miasta coś gorszego niż ludzka obojętność? Jedyne plusy, jakie nas spotkały to iście wiosenna aura, udzielenie paru wywiadów lokalnej TV i kilku rozgłośniom radiowym oraz zainteresowanie ze strony oficerów, sterczących na stoisku Wojska Polskiego, którzy poprosili nas o zrobienie sobie z nami zdjęcia przy ICH namiocie (sic!). Kiedy morale zaczynało już szorować brzuchem po dnie, puszki wciąż świeciły pustkami, a nas dopadła pora obiadowa, znikąd nastąpił zmasowany atak rodzinek z ich pociechami. Ludzie, którzy do tej pory snuli się leniwie pomiędzy straganami z tandetą i podłym jedzeniem, które nieodłącznie towarzyszy tego typu festynom, rzucili się na stoiska służb mundurowych. Jako, że na większości z nich stało tylko kilku smutnych panów, którzy dzieci mogli zainteresować co najwyżej balonikami, a rodziców gadką wysławiającą ich agencję (albo propagandowym folderem, jak w wypadku Sił Zbrojnych) długo nie musieliśmy czekać, aż przełkną te przystawki i skupią się na nas. Nigdy nie przeżyłem ataku zombie, jednak jestem pewien, że wyglądałby mniej więcej w ten sposób.

 

4.jpg

Foto 3: Jedno z tysięcy identycznych zdjęć zrobionych na al. Niepodległości 9.01.2011

 

Wszyscy synkowie i wnuczkowie – a także prawie każda córka i wnuczka – chcieli potrzymać, czy chociaż popatrzeć na cokolwiek, co posiadało spust i lufę. Wszyscy ojcowie i dziadkowie pragnęli udowodnić swoim potomkom, jakimi to nie są znawcami broni palnej, a wszystkie mamy i babcie nie marzyła o niczym innym, jak uwiecznieniu dziecka w towarzystwie „panów żołnierzy”. Puszki powoli się zapełniały, serduszka znikały, a załoga ze stoiska musiała poprosić o wsparcie ekipy krążące po mieście, żeby przełknąć tę klęskę urodzaju.

 

5.jpg

Foto 4: Dokładnie. Rozbiliśmy namiot dzięki paletom. Taśma izolacyjna i paski zaciskowe też się przydały.


Po przejściu pierwszej fali, pojawiła się kolejna, tym razem obiadowo-kościelna. Po niej jeszcze jedna i kolejna. Kiedy po 15.00 zacząłem szykować się do powrotu do domu miał miejsce atak kolejnej hordy. Chętnych nie brakowało aż do zmroku, kiedy awaria oświetlenia, wykończenie się zapasów serduszek oraz wypełnienie 2,75 z 3 posiadanych puszek zmusiły naszych do zwinięcia stoiska i taktycznego odwrotu po godzinie 17:30.


Tegoroczna edycja w naszym wykonaniu przebiła poprzednią pod każdym względem, odstawiając ją o eony pod kątem jakości i efektywności. Chętnych na ujrzenie kontrastu zapraszam do zapoznania się z zeszłoroczną relacją. Także przygotowania poszły szybciej i sprawniej niż w 2010 roku. Wszystko potoczyło się ostatecznie tak, jak to sobie zaplanowaliśmy, a nawet lepiej – otrzymaliśmy zaproszenie na scenę główną, na które to skwapliwie przystaliśmy, co spowodowało kolejną szarżę zaintrygowanych mieszkańców.

 

7.jpg

Foto 6: Mniej więcej tak wygląda oblężenie.

 

Obyło się bez wpadek, wszystkim powątpiewającym w „łączenie pomagania ludziom i promowania zabijania” cierpliwie tłumaczyliśmy na czym polega airsoft i dlaczego używamy WOŚP do promowania naszej pasji. Więcej grzechów nie pamiętam, mam wrażenie, że zrobiliśmy coś dobrego, zarówno dla airsoftu w Polsce, jak i dla chorujących dzieciaków. Liczę na jeszcze lepszy występ za rok.

 

8.jpg

Foto 7: Fragment improwizowanej ekspozycji. Rzecz do poprawienia w przyszłym roku.

 

 

Podziękowania:

Fox i Brenner za znakomitą logistykę.

Maciejos z kolegami za użyczenie namiotu.

Mars za relację foto i video oraz Leon za relację foto.

Jacob, Jędrzej i Leon za zbieranie kasy do puszek.

Wszyscy razem i każdy z osobna za przybycie.


Oby tak dalej, Panie i Panowie!;]

 

 

Komentarze

NAJNOWSZE

Trwa ładowanie...
  • Platynowy partner

    Złoty Partner

  • Srebrni partnerzy

  • Partnerzy taktyczni