ROZJEMCY - NA ZIEMI NICZYJEJ
Potocari, Lipiec 1995. Wojna, której stawką jest suwerenność Bośni, trwa już trzeci rok. Rozlew krwi nie ustaje - partyzantka bośniacka, złożona z policjantów, ochotników czy nawet przestępców, walczy z z dobrze wyszkoloną Armią Serbską, wspieraną przez rosyjskich "obserwatorów". By zaprzestać bratobójczym walkom, w rejon konfliktu wysłany zostaje kontyngent ONZ złożony z Polaków, którego podstawowym celem jest niedopuszczenie do dalszych walk i obrona ludności cywilnej.
Przedstawiony hipotetyczny i luźno nawiązujący do historycznych wydarzeń zarys sytuacji, to część scenariusza "Rozjemcy - Na ziemi niczyjej", który przeprowadzony został 21 września na terenie miejscowości Winów, koło Opola.
Plakat promujący imprezę sugerował duży rozgłos medialny wydarzenia. Oprócz lokalnych mediów, do grona sponsorów zaliczyć można było także sklep Airsoftowy ASGShop.pl. Scenariusz organizowany był we współpracy ze stowarzyszeniem "10 Sudecka Dywizja Zmechanizowana". Dzięki temu, w rozgrywce brały udział pojazdy militarne takie jak SKOT, FUG, Gaz, Uaz czy nawet BWP.
Dzięki uprzejmości organizatorów imprezy, miałem przyjemność wzięcia udziału w rozgrywce po stronie Armii Serbskiej. Postaram się przybliżyć Wam przebieg scenariusza oczami zwykłego gracza.
REJESTRACJA I ODPRAWA
Harmonogram wydarzenia znany był na długo przed odbyciem się imprezy. Rozgrywka trwać miała w sobotę od godziny 10:00 do 17:00. Kto chciał, mógł przyjechać już w piątek wieczorem, jak i możliwe było pozostanie na miejscu aż do niedzieli. Wraz z kilkoma kolegami z ekipy, przyjechaliśmy na miejsce w sobotę rano (po godzinie 07:00), by mieć czas na przygotowanie się do rozgrywki. Na miejscu dołączyliśmy do pozostałej części naszej ekipy, która zjawiła się już w piątek, a niedługo po nas dojechała reszta osób związanych ze społecznością ASGBielsko.
Na miejscu powoli toczyło się życie. Niektórzy dopiero wychodzili z namiotów, inni, po trudach dnia poprzedniego, powoli doprowadzali siebie i swój sprzęt do ładu. Rozglądając się zadawałem sobie pytanie - ale gdzie jest reszta osób?
Scenariusz przewidziany był na przyjęcie maksymalnie 300 uczestników - po 120 na dwie główne strony konfliktu oraz 60 grających jako ONZ. Na miejscu, o godzinie 7, było jednak niewiele osób. Wówczas miałem jeszcze nadzieję, że albo są gdzieś indziej, albo dopiero dojadą...
Zbliżała się godzina 09:00. Wielu uczestników w napięciu wyczekiwało na jakiś sygnał do odprawy, niektórzy pstrykali sobie pamiątkowe fotki przy zaparkowanych wehikułach.
Z kilkunastominutowym opóźnieniem, ale zostaliśmy w końcu wezwani do punktu rejestracji. Zaraz obok niego znajdowało się miejsce, w którym kupić można było to, co niezbędne do Airsoftowych walk, a także pirotechnikę, która dopuszczona była do użytku.
Rejestracja była dwustopniowa - najpierw należało zgłosić swoją obecność i odebrać identyfikator. Identyfikatory były laminowane, jednak nie były spersonalizowane - dane gracza wpisywane były markerem na laminowanej powierzchni, nie było także zapowiedzianych zdjęć graczy, które można było przesłać organizatorom. Po opłaceniu wyższego wpisowego - można było zapisać się na rozgrywkę jako VIP, zyskując możliwość odwiedzenia niedostępnych dla normalnych graczy miejsc, a także otrzymując wyróżniającą się legitymację. Ta ostatnia wyróżniała się niczym więcej, jak naklejką "VIP".
Druga część rejestracji, to chronowanie replik. Każdy z graczy musiał poddać swoją replikę pomiarom, które zostawały zapisane. Same repliki nie były jednak w żaden sposób oznaczane, toteż organizatorzy w dużym stopniu liczyli na uczciwość graczy.
Kiedy przyszedł czas właściwej odprawy, zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście przyjechało niewielu uczestników. Nie mam potwierdzonych danych, jednak wydaje mi się, że nie było nawet setki osób. To w znaczącym stopniu wpłynęło na rozgrywkę, ale o tym później.
Podczas odprawy strony serbskiej, zostaliśmy podzieleni na 3 oddziały liczące po nie więcej niż 10 osób. Każdy z oddziałów miał przydzielonego dowódcę, a całością zarządzał gracz wyznaczony przez koordynatora strony serbskiej. Dowódcy oddziałów otrzymali czarno-białe mapy z naniesioną siatką, natomiast główny dowódca naszej strony - kolorową mapę dużego formatu. Wszystkie mapy były czytelne.
Po odprawie wyruszyliśmy na punkt startu strony serbskiej, który oddalony był o jakieś 15 minut pieszej wędrówki. Teren gry był dość zróżnicowany - były tutaj niewielkie jeziora i stawy, wały i drobne wzniesienia, puste przestrzenie, obszar gęsto zalesiony, obszar z niewielkim zalesieniem, mnóstwo dróg i ścieżek, a także gdzieniegdzie budynki bądź pozostałości po nich. Dla każdego coś miłego. Sam teren rozgrywki był spory jak na tak niewielką liczbę graczy, jednak frekwencja nie była zależna od organizatorów. Nie było jednak źle - kto chciał, to bez problemu mógł wpakować się w wymianę ognia, ale o tym również za chwilę.
MECHANIKA ROZGRYWKI
Mechanika rozgrywki wydawała się przemyślana, choć sugerując się opisami na stronie organizatora gry - jest przeznaczona dla całego cyklu spotkań, a nie tylko tej konkretnej edycji. Zdarzały się jednak pewne niejasności bądź sprzeczności, jednak na odprawie zostały one wyjaśnione. Dość niefortunnym rozwiązaniem był sposób przeprowadzania respawnów (po śmierci 80% oddziału można było wrócić do gry bezpośrednio po odwiedzeniu bazy), który w zasadzie uniemożliwiał jakiekolwiek próby zdobycia baz.
Nieco kontrowersji budził też sposób wykorzystania pojazdów. Traktowane one były jako zwyczajne transportery - zabronione było prowadzenie ognia zarówno z nich jak i do nich. Jest to poniekąd zrozumiałe, zwłaszcza, że można było "niszczyć" pojazd za pomocą środków pozoracji pola walki. Kiedy pojazd przewożący oddział napotkał przeciwników, jego załoga miała na znak kierowcy opuścić pojazd i przystąpić do walki. W wielu wypadkach kończyło się to zwykłym wysadzeniem graczy pod lufy od dawna przygotowanych do ostrzału przeciwników. Jeśli gracze mający "w posiadaniu" pojazd zostali zlikwidowani, druga strona mogła go przejąć.
PRZEBIEG ROZGRYWKI
Ostatecznie rozgrywka rozpoczęła się przed godziną 11. Pierwsze zadania, które otrzymała nasza strona, dotyczyły patrolowania najbliższych okolic oraz negocjacji z siłami ONZ.
Wraz z częścią swojego oddziału zostałem oddelegowany do obrony bazy. Mając tym razem do dyspozycji dość mocną replikę, wdrapałem się w jeden z wyższych punktów ruin budynku, który mieliśmy na terenie obozu i tam spędziłem pierwsze kilkadziesiąt minut bez żadnych przygód.
Niedługo później nastąpiła zmiana i nasz oddział został wysłany w rejon przeciwnika, by spowodować użycie przez niego siły wobec Armii Serbskiej, a co za tym idzie – zyskać naszej stronie przychylność sił ONZ. Kiedy dotarliśmy do punktu kontrolnego, na którym stacjonowały owe "polskie siły", dostaliśmy przepustkę, ale również ogon - co bardzo nas cieszyło, gdyż ułatwiło nam to zadanie. Kilkanaście minut marszu później złapaliśmy kontakt wzrokowy, jednak okazało się, że również były to siły ONZ. Nie trzeba było jednak wiele dłużej czekać - kilka minut później złapaliśmy kontakt z siłami bośniackimi. Zerwaliśmy go, a sami zeszliśmy z udostępnionej nam przez ONZ drogi, by móc spróbować oflankować pozycję zauważonego przeciwnika. Ci jednak przemieszczali się dość szybko, wobec czego po dotarciu na tyły nie zastaliśmy już nikogo. Niedługo później dotarliśmy w rejon bazy niesprzyjających sił i wpadliśmy w zasadzkę. Na szczęście nasza czujka w porę zdołała się wycofać pod osłoną ognia kompanów, dzięki czemu nie odnotowaliśmy żadnych strat (podobnie jak i przeciwnik). Poinformowaliśmy serbski sztab, że zadanie w części się udało (tylko w części - podczas flankowania zgubiliśmy ONZowski ogon, wobec tego nie było świadków, że to my zostaliśmy zaatakowani). Dostaliśmy zalecenie, by się wycofać do bazy. Zbliżała się godzina 13.
Po powrocie do bazy dowiedzieliśmy się, że przypadkiem ułatwiliśmy innemu oddziałowi Serbów wykonanie ich roboty. Według niepotwierdzonych doniesień, kiedy zbliżyliśmy się w rejon Bośniaków, tamci, w obawie przed atakiem, opóźnili wykonanie swoich zadań, co ułatwiło naszej stronie przejęcie dwóch pojazdów.
W bazie czekała nas chwila relaksu. Raczej nie spodziewaliśmy się ataku, toteż panowała atmosfera rozluźnienia. Niedługo później zostaliśmy jednak postawieni w stan gotowości, a następnie wysłani ciężarówką w okolice punktu kontrolnego ONZ. Nie zostaliśmy przepuszczeni, a dodatkowo posądzono nas o posiadanie przy sobie „narkotyków”, których nikt z nas wówczas nie miał. Na rozkaz głównego dowódcy, który brał udział w tej akcji, szybko wyeliminowaliśmy kontrolujących nas ONZowców. Chcieliśmy powrócić do pojazdu, jednak z niewiadomych przyczyn jego kierowca odmówił nam jego użycia. Cała sytuacja została zauważona przez innych graczy i w terenie zaroiło się od rzekomo bezstronnych Polaków. Wkrótce zauważyliśmy nadciągający pojazd wyładowany partyzantką bośniacką, na szczęście załoga desantowała się prosto pod lufę jednego z naszych. Walczyliśmy dobre kilkanaście minut i odnieśliśmy kilka ran. Kiedy wydawało się, że wyjdziemy cało z opresji, kolejne pojazdy zaczęły się pojawiać, wyładowane licznymi siłami przeciwnika. W końcu zostaliśmy okrążeni i rozstrzelani. Pociesza nas jednak fakt, że wraz ze sobą zabraliśmy do piachu więcej sił przeciwnych.
Po powrocie do bazy i natychmiastowym przywróceniu się do życia, spodziewaliśmy się ataku odwetowego. Zajęliśmy pozycje obronne dokoła terenu gry, a także poza nim "tak na wszelki wypadek". Jak się okazało - słusznie, gdyż kilkanaście minut później pojazd wyładowany wrogo nastawioną partyzantką nadjechał od strony, która była wyłączona z gry. Załoga pojazdu została dość szybko zlikwidowana wkrótce po opuszczeniu pojazdu. Na tym atak na naszą bazę się zakończył, choć broniliśmy jej jeszcze przez kilkadziesiąt minut, nie wiedząc czy to rzeczywiście już wszystko.
Niedługo później część z nas została wysłana ponownie w rejon ostatniego starcia, a chwilę później poproszono pozostałych obrońców, by wspomogli walczących. Niedługo po dotarciu na miejsce został ogłoszony koniec rozgrywki.
PO ROZGRYWCE
Po powrocie do strefy offgame, zostaliśmy poproszeni o poczekanie na odprawę końcową. Podczas niej podziękowano wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji scenariusza, a także wręczono ufundowane przez sklep ASGShop.pl nagrody dla najlepiej wystylizowanych uczestników oraz dowódców oddziałów.
Po rozgrywce, na strefie offgame, można było zjeść na bieżąco pieczone kiełbaski z grilla, które dostać dało się w bardzo rozsądnej cenie. Później zrezygnowano nawet całkowicie z i tak niewielkich opłat za jedzenie, gdyż nie chciano, by się ono zmarnowało.
Następnie wielu graczy zaczęło się pakować i wyjeżdżać, tak też postąpiliśmy my.
PROBLEMY I MINUSY
Organizatorzy z pewnością włożyli masę wysiłków i pieniędzy w zorganizowanie scenariusza. Zapewnienie zaplecza medycznego, ubezpieczenia, pojazdów - wszystko to musiało pochłonąć bardzo dużo środków, które najprawdopodobniej przyniosły straty organizatorom, ze względu na niewysoką frekwencję graczy. Wiele drobnych uchybień (legitymacje, brak obiecanych koszulek odblaskowych, itp.) można wybaczyć, gdyż na pewno miały służyć redukcji kosztów i strat poniesionych przez organizatorów. Jednakże z drugiej strony – wysłanie do graczy informacji, żeby na wszelki wypadek zabrali ze sobą własne oznaczenia „trupów” na pewno nic by nie kosztowało, a mogło kilku osobom ułatwić życie.
Niska frekwencja nieco położyła aspekt scenariuszowy rozgrywki. Nie czuło się zbytnio historii, a wiele rozkazów wydawanych przez koordynatorów gry, mających na celu zapewnienie zabawy pomimo zdecydowanie mniejszej ilości graczy niż było spodziewane, okazywało się sprzecznych bądź bezsensownych.
Są natomiast sprawy, które nie powinny w żadnym wypadku mieć miejsca na rozgrywce Airsoftowej, a które były w dużej mierze zależne od organizatorów. Te należy zaznaczyć jako realny minus dla organizacji. Po pierwsze - alkohol. Choć obyło się bez przykrych incydentów, to za picie alkoholu przed i w trakcie trwania imprezy nie były wyciągane żadne konsekwencje. Mało tego. Według kilku naocznych świadków (nie byłem jednym z nich, dlatego proszę nie traktować moich słów jako zarzutu, a jedynie jako sugestii do przemyślenia tej poważnej sprawy w ramach własnego sumienia), od alkoholu w trakcie trwania imprezy nie stroniły także osoby związane z organizacją spotkania. Jeśli jest to prawdą, to kategorycznie nie powinno mieć miejsca.
Drugi poważny problem, to kwestia ochrony oczu. Niektóre z osób powiązanych z organizacją nie używały środków ochrony wzroku w trakcie trwania działań. Wniosek, czy było to rozsądne, pozostawię do wyciągnięcia samym osobom zainteresowanym. Oprócz narażania własnych, najważniejszych narządów zmysłowych, szkoda narażać na wyrzuty sumienia przypadkowych graczy, którzy mogli nie zdawać sobie sprawy z niebezpieczeństwa ewentualnego prowadzenia wymiany ognia w pobliżu takiej osoby.
Jeszcze ciekawsza sytuacja miała miejsce pod koniec rozgrywki podczas obrony bazy serbskiej. Kiedy gracze spodziewali się kolejnego ataku, na teren bazy wjechał odsłonięty pojazd, na którym wśród osób ubranych w typowo wojskowe kolory znajdowali się... "cywile" bez ochrony oczu, także małe dzieci. O tym nie byliśmy poinformowani. Skąd oni się tam w ogóle wzięli? Do tej pory zadaję sobie to pytanie, ale mniejsza z tym. Jasne, prowadzenie ognia do pojazdu było zabronione, ale chyba każdy człowiek zdaje sobie sprawę, jak różne przypadki chodzą po ludziach. Z punktu widzenia osób siedzących na pojeździe, obdarzanie tak wielkim zaufaniem przypadkowych ludzi jest ,lekko mówiąc, skrajnie nierozsądne, a dobrze wiedzieli oni na czym polega nasza zabawa.
PODSUMOWANIE
Opatrzenie na plakacie pierwszej edycji scenariusza mianem "Najlepszej gry roku" było chyba nieco na wyrost. W dużej mierze zawiniła niska frekwencja graczy. Pewnie niemały wpływ na nią miał fakt, że niedaleko odbywał się inny, cieszący się od lat wielką popularnością scenariusz LARPowy – S.T.A.L.K.E.R. Zona Nysa.
Mimo pewnych minusów - warto było udać się na tą imprezę. Rozgrywki z wykorzystaniem pojazdów zawsze budzą duże emocje. Organizatorzy mają dobry pomysł na rozgrywkę, mają także duże możliwości i wiele zapału, skoro chciało im się zorganizować coś z tak dużym rozmachem. Zaplecze medyczne i sanitarne to dodatkowy plus imprezy.
Osobiście mam nadzieję, że organizatorzy nie zniechęcą się niską frekwencją zastaną na tej edycji i zorganizują kolejną, jeszcze lepszą imprezę z uwzględnieniem uwag i sugestii graczy. "Rozjemcy" mają szansę stać się ciekawą i rozpoznawalną imprezą, która będzie przywoływała miłe wspomnienia wielu graczy z całej Polski - tego życzę organizatorom za trud, pracę i pieniądze włożone w tą część.