Trwa ładowanie...

Twoja przeglądarka jest przestarzała. Niektóre funkcjonalności mogą nie działać poprawnie. Zalecamy aktualizajcę lub zmianę przeglądarki na nowszą.

Ładowarka Turnigy Accucell 6
Ładowarka Turnigy Accucell 6

Ładowarka Turnigy Accucell 6

Ładowarka Turnigy Accucell 6
Ładowarka Turnigy Accucell 6
Ten artykuł pochodzi ze starszej wersji portalu i jego wyświetlanie (szczególnie zdjęcia) może odbiegać od aktualnych standardów.

Ładowarka Turnigy Accucell 6

1. Opis
2. Użytkowanie
3. Dodatki: kable i zasilacz
4. Czujnik temperatury
5. Połączenie z PC

1. Opis uniwersalnej ładowarki Turnigy Accucell 6: czyli... okiem śledczego.

    Po ładowarce przystosowanej typowo do ładowania ogniw NiMH - jaką była BOL Data - chciałbym zaprezentować ładowarkę o znacznie większym potencjale: Tunigy Accucell 6. Uprzedzając kolejną walkę zwolenników ogniw NiMH vs. LiPo: każdy używa tego co lubi i ma do tego zaufanie. A tak zupełnie na marginesie: jedną replikę mam zasilaną z NiMH a dwie następne z LiPoli i ze wszystkich jestem zadowolony.

    Ale do rzeczy: zmiana ładowarki, stała się już dosyć paląca, zwłaszcza po pojawieniu się kolejnych - oprócz replik ASG - urządzeń zasilanych z ogniw LiIon. Po intensywnym molestowaniu wujka Google moje zainteresowanie wzbudziła ładowarka Turnigy Accucell 6.
   
   1.jpg
    Ilustracja 1: Panel przedni i złącza po bokach.

    Jest to co prawda ładowarka przeznaczona dla modelarzy, i jak na parametry modelarskie stosunkowo słaba (55W, max. 6A prądu ładowania, max. 5W mocy traconej przy rozładowaniu), ale nic nie stoi na przeszkodzie by ładowała baterie do replik ASG. Krótko o jej możliwościach:
1. Ładowanie sterowane mikroprocesorem
2. Ładuje każdy rodzaj baterii: Pb/NiCd/NiMH/LiIon/LiPo/LiFe i to już od jednego ogniwa:
  a) dla NiMH od 1 do 15 ogniw
  b) dla LiPo/LiFe/LiIon od 1 do 6 ogniw
  c) dla Pb od 1 do 10 ogniw
3. Wbudowany balancer dla baterii LiPo/LiFe/LiIon
4. Zabezpieczenie przed nadmiernym rozładowaniem akumulatora samochodowego (jeżeli zasilamy ładowarkę właśnie z niego)
5. Rozbudowane możliwości doboru parametrów rozładowania/ładowania

  Ogólnie jest to dobry produkt w akceptowalnej cenie. Ma ponad to jeszcze kilka dodatkowych atutów:
1. Mała i zwarta konstrukcja - obudowa ze stopu glinu stanowiąca jednocześnie radiator dla tranzystorów wykonawczych (2 szt.), niewielki wentylator – mimo pewnych obaw, działa cicho i skutecznie.
2. Duży, czytelny i podświetlany wyświetlacz (2x16 znaków), informujący o wszystkich interesujących nas parametrach pracy urządzenia.
3. Zasilanie z akumulatora samochodowego lub z zasilacza sieciowego 6A/12V.
4. Wyjście dla podłączenia przewodów zasilających baterię w postaci popularnych "bananów" ułatwiające późniejsze dorobienie interesujących nas przewodów połączeniowych.
5. Wszystkie wejścia dla balancera z boku obudowy - nie trzeba korzystać z "przelotek"
6. Trzy (a nawet cztery) sposoby zabezpieczenia baterii przed przeładowaniem:
  a) wykrywanie zerowej ?V - dla ogniw NiCd i NiMH
  b) czasowo - maksymalny czas (w minutach) po którym bezwzględnie przerywany jest proces ładowania
  c) pojemnościowo (w mAh) - maksymalna ilość energii elektrycznej, którą ma "wpompować" ładowarka w baterię, po jej przekroczeniu przerywany jest proces ładowania
  d) termiczny - co prawda w zestawie nie ma urządzenia pomiarowego, ale jego wykonanie samodzielne jest stosunkowo nieskomplikowane - po przekroczeniu maksymalnej temperatury (ustawionej w menu) przerywany jest proces ładowania

    Z drobiazgów małych, a przyjemnych: przy ustawieniu co najmniej dwóch cykli rozładowania-ładowania (w przypadku ładowania akumulatorów NiCd/NiMH), po zakończeniu ostatniego cyklu mamy podane dwa parametry: ile udało się "wyciągnąć" z baterii przy rozładowaniu, a ile zostało "wtłoczone" w baterie podczas ładowania (najlepiej ilość mAh + 10% dla nowych baterii, dla pozostałych mAh + 20%) różnice pomiędzy tymi dwoma parametrami odzwierciedlają dość dobrze ogólną kondycję ogniw, a w szczególności ich rzeczywistą pojemność.
Dzięki temu wiem na przykład, że dwie stockowe batki 1100mAh/8,4V, pomimo intensywnych zabiegów "wskrzeszających" je do życia mają zaledwie nieco ponad 60% pojemności nominalnej. Natomiast nowiutki zestaw ogniw KAN 1400mAh/9,6V jak najbardziej zasługuje na liczbę 1400 w nazwie.


2. Użytkowanie: czyli... powiedz mi coś jeszcze.

    Użytkowanie jest stosunkowo proste, ale nie obejdzie się raczej bez przeczytania instrukcji jeżeli chcemy wykorzystać wszystkie możliwości tej ładowarki. Jeżeli uda nam się zdobyć "koszyki" aby włożyć tam zwykłe akumulatory formatu AA czy AAA może stanowić atrakcyjny zamiennik dla pozostałych ładowarek "paluszkowych", które z pewnością nie zapewnią tej samej "kultury pracy" przy ładowaniu.
    W porównaniu do ładowarki BOL DATA widać podstawowe różnice: poprzednia ładowała baterie do 9,6V maksymalnie (bez ograniczeń w pojemności baterii) ze względu na napięcie zasilania (12V) i spadki na elementach wykonawczych (rzędu 0,6V i więcej na tranzystorze mocy) dają właśnie takie ograniczenie. Produkt Turnigy jest pozbawiony tej wady dzięki wbudowanej przetwornicy DC-DC podwyższającej napięcie na wyjściu do ponad 20V niezbędnego do ładowania dużych zestawów ogniw mających na zaciskach więcej niż 12V.
    Z wad tej konstrukcji można wymienić mały prąd rozładowania (wspominałem o tym parę postów wcześniej), teoretycznie (zaczerpnięte z for modelarskich) ta ładowarka ma czasami problemy z wybalansowaniem mocno "rozjechanych" ogniw LiPo/LiFe/LiIon, ale z drugiej strony jeżeli coś takiego występuje to raczej jest to wynik uszkodzonego ogniwa w baterii tego typu, a nie wada urządzenia. I właściwie to wszystko na co bym narzekał.
      Dłuższy czas korzystania z tej ładowarki potwierdził tylko jej szerokie możliwości ładowania każdego typu ogniw, dobrą odporność na błędy obsługi oraz wygodne i sensowne menu, mogące zaspokoić praktycznie każdego konesera elektronicznych gadżetów. Przy prądach ładownia rzędu 2A obudowa urządzenia jest ledwo letnia, odpadł zatem kolejny problem z możliwym przegrzewaniem się produktu Turnigy.


3. Dodatki: kable i zasilacz, czyli... wyposażenie grupy o charakterze zbrojnym.

    Ładowarka zakupiona przeze mnie prezentowała się średnio, w niewielkim, szarym kartonie z małą naklejką producenta na górnej części opakowania.

      2.jpg
    Ilustracja 2: Zawartość opakowania.

    Po jego otwarciu również nie można było popaść w euforię na widok osprzętu dodatkowego: skromny kabelek zasilania zakończony krokodylkami, przeznaczony do zasilania z akumulatora samochodowego:

    3.jpg
    Ilustracja 3: Kabel zasilający 12V

    Kolejno mamy kabel ze złączem XT60 który to, po połączeniu z drugim podobnym, tworzy kabelek wyposażony w „krokodylki” do ładowania np. akumulatorów ołowiowych wyposażonych w standardowe płaskie złączki konektorowe.

    4.jpg
    Ilustracja 4: Kabelki, po lewej: banan->męski XT60, po prawej: żeński XT60->krokodylki

    I to jest właściwie wszystko co dostajemy, nawet najmniejszej, papierowej instrukcji nie było „na pokładzie”. Nie pozostało nic innego jak zabrać się do roboty i zrobić brakujące kabelki własnoręcznie. „Banany” znane jeszcze za czasów socjalizmu realnego, na szczęście dalej cieszą się sporym powodzeniem, i dlatego już w drugim sklepie udało mi się nabyć parę sztuk.
    Na pierwszy ogień poszła złączka T-Deans, ponieważ wszystkie moje repliki miały już takie wtyki zamontowane po wcześniejszej wymianie okablowania na niskooporowe. Kolejnym krokiem była Tamya mała – taki miły gest w stronę kolegów mających nieprzerobione repliki, gdyby trzeba było naładować pakiet, czy dwa...

    5.jpg
    Ilustracja 5: Kabelki, po lewiej: T-Deans, po prawej: Tamya mała
   
    Został jeszcze jedna sprawa, tak na deser: mam dwie latarki zasilane z ogniw LiIon 18650 i przydałoby się je ładować przy pomocy mojego nowego nabytku, zamiast marnować kasę na osobną ładowarkę. Sęk w tym że mimo dużej popularności tych ogniw, dostęp do „koszyków” na te baterie jest co najmniej utrudniony. Większość rozwiązań dostępnych na rynku są przewidziane do zasilania z ogniw 18650, więc mają miejsce na więcej niż jedno ogniwo, posiadają zabezpieczenia przed nadmiernym rozładowaniem... no i są drogie. Deficyt jest tak duży że jeden z forumowiczów www.swiatelka.pl wytwarzał je samodzielnie – były naprawdę dobrze wykonane – niestety nie załapałem się: koszyki home made 18650 (http://www.swiatelka.pl/viewtopic.php?t=8942). Koniec końców kupiłem coś takiego na Allegro – paskudztwo straszne - jakość wykonania tragiczna: kiepskie złącze styku dodatniego – bez kropelki cyny w ogóle nie kontaktuje, a bateria wchodzi tak ciasno że sprężyna na złączu ujemnym nie zawsze zapewnia odpowiedni docisk do plusa i trzeba to każdorazowo sprawdzić.

    6.jpg
    Ilustracja 6: Kabel z koszykiem na ogniwa 18650

    Mamy zatem wszystko co niezbędne, aby móc w pełni cieszyć się możliwościami ładowarki Turnigy. Ale zaraz, zaraz... Brakuje jeszcze jednego, niezwykle ważnego dodatku – zasilacza. Można pójść dwoma drogami: ekonomicznej i wygodnej. Wybrałem tą drugą i po paru dniach szukania znalazłem odpowiedni dla siebie. Jest co prawda nieco za słaby: 4A to trochę mało, ale ja i tak nie ładuję niczego powyżej 2A i nawet uwzględniając straty na ładowarce jest jeszcze pewien zapas mocy.

    7.jpg
    Ilustracja 7: Zasilacz impulsowy 12V/4A
   
    Natomiast dla tych, którzy wolą opcję ekonomiczną, dobrym rozwiązaniem jest użycie zasilacza od PC. Są łatwo dostępne - choćby z ze starych, uszkodzonych komputerów, mają sporą wydajność prądową, a w Internecie nie ma kłopotu ze zdobyciem odpowiednich informacji technicznych.
    W najbardziej uproszczonej wersji wystarczy zasilacz ATX (najlepiej z włącznikiem – zawsze wygodniej niż wyciąganie wtyczki z gniazda zasilania), kabelek z złączką Molex oraz wtyczka z kawałkiem kabla z zasilacza Toshiby. Natomiast zasilacz może być praktycznie dowolny, byle ATX, raczej odradzam w tym wypadku dedykowane zasilacze od komputerów stacjonarnych Dell, IBM czy HP, bo podane informacje mogą do nich nie pasować. Mając już wszystko pod ręką zaczynamy od polutowania kabelka zasilającego, pamiętając że żółty to +12V, dwa czarne to masa, a czerwony to +5V. Nas interesuje 12V, zatem łączymy dwie masy z zewnętrznym oplotem wtyczki ładowarki, a żółty kabelek ze środkiem. Możemy sprawdzić poprawność połączeń miernikiem – plus powinien być na środku.

    8.jpg
    Ilustracja 8: Kabel zasilający Molex przed i po montażu

    Pozostaje tylko uruchomienie zasilacza, nie jest to skomplikowane, wystarczy zewrzeć zielony kabelek z wtyczki 20/24 pinowej (tej szerokiej, do płyty głównej) z dowolnym czarnym (wszystkie czarne to masy) i zasilacz powinien bez kłopotu ruszyć.

    9.jpg
    Ilustracja 9: Po lewej: złącze ATX20/24 z zaznaczonym miejscem zwarcia, po prawej: uruchomiony zasilacz z kabelkiem zasilającym, jeszcze na "sucho".
   
    Na zdjęciu powyżej poszedłem nieco na skróty używają testera do zasilaczy aby go uruchomić, ale fotografia zasilacza pincetą we wtyczce ATX (do szybkiego testu nie ma lepszego sposobu) byłoby złym przykładem. A oprócz tego mamy od razu pomiar najważniejszych parametrów urządzenia. Poniżej można zobaczyć wersję demo takiego rozwiązania.

    10.jpg
    Ilustracja 10: Zasilacz ATX z podłączoną ładowarką.
     
    Można również pójść w bardziej ambitną koncepcję przeróbki standardowego zasilacza ATX, tak jak to opisał na swojej stronie Jacek Owczarek (http://modelerc.info/technika/zasilacz/). Wspomina on tam również o dodatkowym obciążeniu linii +5V, celem stabilizacji napięcia +12V, w moim przypadku te napięcie nie „pływało” podczas prób, może ze względu na nie najgorszy zasilacz (?), niemniej warto o tym wiedzieć i ewentualnie zastosować w miarę potrzeby.

    11.jpg
    Ilustracja 11: Napięcia zasilacza ATX i jego tabliczka znamionowa
     
    Teraz można wreszcie powiedzieć że cały potrzebny osprzęt jest już skompletowany i nasza uniwersalna ładowarka Turnigy jest naprawdę w pełni uniwersalna i gotowa na wszystko. Kolejnym krokiem są dodatkowe możliwości, które w gruncie rzeczy nie są może jakoś szczególnie potrzebne do korzystania z tej ładowarki, ale dodają nieco „lansu”, nie mówiąc już o możliwości zarzucenia przez niektórych użytkowników braku kompleksowego zajęcia się tym tematem. Zatem do dzieła!


4. Czujnik temperatury: czyli... robi się naprawdę gorąco.

    Najpierw zerknijmy do wnętrza, po odkręceniu ośmiu śrubek – po cztery z każdej strony mamy wygodny dostęp do płytki drukowanej. Konstrukcja jest zwarta i dobrze przemyślana, a jakość samego PCB jest o niebo lepsza niż w opisywanym wcześniej przeze mnie Inteku MT-5050.    

    12.jpg
    Ilustracja 12: Widok górnej i dolnej powierzchni płytki drukowanej

    Tranzystory wykonawcze na zdjęciu po prawej mają sporą ilość pasty termoprzewodzącej i mimo braku śrub dociskowych są chłodzone w sposób wystarczający. Właśnie wtedy kiedy oglądałem bogate wnętrze ładowarki Turnigy mój wzrok przykuła pewna trzypinowa złączka widoczna na lewym zdjęciu powyżej. Choć sam producent nie rozpieszcza nas informacjami na ten temat to godzinka spędzona owocnie z wujkiem Google odsłoniła rąbek tajemnicy, a nawet trochę więcej. Po pierwsze w prostszych modelach ma pełnić rolę wejścia czujnika temperatury, pozwalającego na przerwanie ładowania po przekroczeniu zadanej temperatury, a po drugie, czasami można użyć jej do podłączenia do PeCeta, ale jakie modele i w jaki sposób tego ludowe legendy już nie mówią.
    My jednak najpierw zajmiemy się kwestią czujnika. Najpierw należy ustawić w menu komunikację z czujnikiem i zebrać niezbędne materiały.

    13.jpg
     Ilustracja 13: Po lewej: menu, po prawej LM35 i kabel komunikacyjny.
     
    Z części potrzebny na będzie LM35DZ (koszt około 4-5 zł) oraz: „złącze serwa typu Futaba ze 'skrzydełkiem'”, napisano na jednym z for - jako że nie jestem modelarzem, to nie mam dojścia do takich wtyczek, ale zauważyłem że świetnie do tego celu nadaje się kabelek AudioCD kiedyś stosowany w starych komputerach, łączący napęd CD/DVD z płytą główną. Do dostania w każdym starym komputerze z epoki kart graficznych AGP i starszych. Najlepiej gdyby to być przewód z ekranem – zawsze mniej zakłóceń – no i jakość ciut lepsza. Po przygotowaniu wszystkiego co nam potrzeba, łącznie z nożem, lutownicą i całą resztą należy jeszcze przygotować samo złącze, skracając go z 4-pinowego na 3-pinowe (gorsze jakościowo przewody mają masę podłączona tylko do jednego, z dwóch środkowych złączy i wtedy trzeba się bawić w przepinanie pinów w odpowiednie miejsce). Gdy i to mamy gotowe, należałoby się dowiedzieć jak połączyć wszystko ze sobą. Poniżej opis połączeń od strony czujnika i wejścia do ładowarki.

    14.jpg
    Ilustracja 14: Opis podłączeń LM35 i ładowarki.
   
    Kiedy już połączymy sygnał z sygnałem, masę do masy i zasilanie z zasilaniem możemy sprawdzić działanie naszego czujnika ustawiając go na np. na 40°C i podgrzewając go delikatnie zapalniczką lub lutownicą (grzejemy obok układu a nie w sam scalak żeby go nie uszkodzić!). Proces ładowania powinien zostać zatrzymany, natomiast aby podczas ładowania „zerknąć na chwilę” na wartość temperatury mierzonej przez czujnik możemy użyć przycisku „-” który pokazuje kolejno dodatkowe ustawienia i na samym końcu odczyt z czujnika.

    15.jpg
    Ilustracja 15: Po lewej: czujnik w wersji testowej, po prawej: cały i gotowy do działania.


5. Połączenie z PC: czyli... szpieg doskonały.

    Po zabawie z czujnikiem temperatury, koncepcja dalszej rozbudowy została odłożona na czas bliżej nieokreślony i sam artykuł miał mieć jedynie cztery pierwsze części. Działo się tak, ponieważ opisy zawarte w anglojęzycznych forach albo przekraczały możliwości mojego nie najlepszego angielskiego, albo sami do końca nie wiedzieli jak to zrobić, zwłaszcza że wskazywali na układy w obecnej chwili dość trudne do zdobycia (SiLabs CP2102) i nie mieli konkretnej recepty na rozwiązanie tego bałaganu.
    Nowym powodem do działania stała się reaktywacja pewnego accesspointa Cisco, gdzie trzeba było użyć konsoli opartej na RS232. Odświeżyło to już zarastający kurzem projekt – najpierw trzeba było ustalić jakiego typu sygnał i gdzie miałby się pokazać jakby co.

    16.jpg
    Ilustracja 16: Po lewej: menu, po prawej: opis sygnału na wyjściu.

    Pierwsze przymiarki rozpocząłem od podłączenia ładowarki do laptopa wyposażonego w gniazdo COM, przez interfejs na bazie układu MAX232 – używane są np. jako terminale dyskowe (służące do „wskrzeszania” dysków HDD Seagate z wersją firmware'u SD15). Jego przeznaczeniem jest zmieniać standardowy sygnał RS232 (logiczna „1” od -3V do -15V a logiczne „0” od +3V do +15V - http://pl.wikipedia.org/wiki/RS-232) na standard TTL („1” to +5V, a „0” - 0V – http://pl.wikipedia.org/wiki/Transistor-transistor_logic).

    17.jpg
    Ilustracja 17: Cały i częściowo rozłożony interfejs MAX232.

    Włączyłem zatem ładowanie akumulatora ołowiowego 12V/7,2Ah, złącze z ładowarki podłączyłem prowizorycznie z portem COM poprzez interfejs MAX232, a od strony komputera PC włączyłem systemowy program HyperTerminal. Zatrzymując się chwilę w tym miejscu:
  1. HyperTerminal dostępny jest tylko do wersji Windows XP – Vista i wyżej już go nie posiada. W związku z tym albo skopiujemy sobie niezbędne pliki z XP (C:\Windows\System32\hypertrm.dll oraz C:\Program Files\Windows NT\Hypertrm.exe) albo użyjemy innego programu tego typu np. PuTTY (http://www.putty.org/).
  2. Należy ustawić parametry połączenia: używany port COM, szybkość (9600bps), bity danych (8), bit parzystości (NIE), bit stopu (1) oraz kontrola przepływu (BRAK) – standardowa ustawienie stosowane do łączenia się z modułami GPS, komputerami pokładowymi w samochodzie czy dyskami twardymi SATA Seagate'a.
    Mając to wszystko podłączone, skonfigurowane i gotowe do pracy można po włączeniu funkcji ładowania w Turnigy zaobserwować szeregi z pozoru bezsensownych znaków. Niby nic ale  potwierdza to fakt że ładowarka „dogaduje” się z PeCetem! Przerwanie ładowania i instalacja programu SharkLab oraz uruchomienie powtórne całej procedury pozwala cieszyć się pierwszymi efektami!

    18.jpg
    Ilustracja 18: Pierwsze udane ładowanie z "monitoringiem".
   
    Po porządnym przylutowaniu połączeń wykonałem dwa testy działania tego rozwiązania, zrzuty ekranu poniżej.  

    19.png
    Ilustracja 19: Proces ładowania mocno rozładowanego akumulatora ołowiowego 12V/7,2Ah.
   
    20.png
    Ilustracja 20: Doładowywanie akumulatora LiIon 11,1V/4400mAh (3S2P).

    Wszystko to oczywiście pięknie i ładnie, ale zostałoby z pewnością jako ciekawostka, bo niewiele nowych komputerów stacjonarnych – nie mówiąc już o laptopach -  posiada złącza COM. Należałoby znaleźć jakieś bardziej dostępne rozwiązanie. Moją uwagę zwrócił układ SiLabs CP2102 – interfejs USB, sygnał TTL na wyjściu – idealna sprawa... ale praktycznie nigdzie nie mogłem go zamówić. Projekt utknął w martwym punkcie, na szczęście nie na długo.

    21.jpg
    Ilustracja 21: Moduł SiLabs CP2102
   
    Kontratak można było przeprowadzić dzięki nieśmiałym informacjom o układzie Prolific PL-2303. Teoretycznie powinien być odpowiednikiem SiLabs CP2102, ale nigdzie nie udało mi się doczytać czy ten układ ma na wyjściu sygnał TTL. Polecanym kabelkiem był Nokia DKU-5, stosowany szeroko w starszych telefonach Nokii serii od 2xxx do 7xxx, ale że nie dało się go dostać w miarę szybko, użyłem  jakieś „podróbki” kabla od Nokii 6610.

    22.jpg
    Ilustracja 22: Kabel z układem Prolfic PL-2303.
   
    Jako że szkoda mi było ładowarki – na wypadek niedopasowania urządzeń – na ochotnika użyłem zawierającego niezliczoną ilość badsektorów dysk SATA Seagate 250GB. Na nowiutkim  Windowsie 7, zainstalowałem sterownik urządzenia (http://www.prolific.com.tw/UserFiles/files/PL2303_Prolific_DriverInstaller_v1_8_19.zip)  i podpiąłem dysk do zasilania oraz do interfejsu, a wreszcie uruchomiłem świeżo skopiowany z Windows XP Hyper Terminal. Tym razem znaki na terminalu były bardziej swojskie. Jak najszybciej podłączam zestaw testowy (ładowarka z akumulatorem Pb 12V/7,2Ah) a tu permanentne NIC! Sprawdziłem wszystko jeszcze raz i znów to samo. Drugi komputer... i kolejna klapa. Ale wpadł mi do głowy pomysł zainstalowania innego programu. Na pierwszy ogień poszedł LogView (http://www.logview.info) i to było właśnie to! Po prostu Shark Lab mimo poprawnie ustawionego portu COM z Prolific'em nie chce współpracować i już. A wielka to szkoda, bo choć jest bardzo prosty to w zupełności wystarczyłby, a sposób obrazowania jest bardzo wygodny i intuicyjny, czego nie można powiedzieć o LogView.

    23.jpg
    Ilustracja 23: Po lewej: Pierwsze udane próby, po prawej: gotowy kabel komunikacyjny.
   
    Kilka zrzutów ekranowy można zobaczyć poniżej, oprócz nadmiernego skomplikowania programu (trzeba mieć tylko na uwadze że nie jest to aplikacja typowo do obsługi ładowarek, a bardzo uniwersalne narzędzie do wizualizacji praktycznie każdego typu danych pobieranych z różnych interfejsów – ciśnienie, temperatura – nasz dowolny czujnik komunikujący się przez RS232, masz wizualizację!), ma również kiepsko przetłumaczony interfejs użytkownika: mimo przełączenia na język angielski (o polskim nie ma co marzyć) nadal sporo opisów jest po niemiecku co nie ułatwia sprawy.

    24.jpg
    Ilustracja 24: Ładowanie akumulatora Pb 12V/7,2Ah program LogView.

    Dobrnęliśmy nareszcie do końca tego tasiemca i na koniec dodatkowa rada dla tych którzy będą konstruować kabelek na Prolificu. Na „zmęczonym” życiem systemie może być kłopot z instalacją - podobnie jak z modemami GSM – i czasami zdarza się tak że teoretycznie poprawnie widziany wirtualny port COM w menadżerze urządzeń nie „bangla”. Można próbować ratować się odinstalowaniem wszystkich portów COM w menadżerze urządzeń - również w trybie awaryjnym – i powtórna ich instalacja. A jeżeli to nie pomoże... to zawsze pozostaje reinstalacja systemu.

Uwaga: Wszystkie opisane tu modyfikacje wykonujesz na własną odpowiedzialność! Złączki proponowane przez ze mnie zamienne do wtyczek „Futaba” nie posiadają mechanicznego zabezpieczenia przed odwrotnym jej podłączeniem, jedyne zabezpieczenie to naklejka z napisem „GÓRA” widoczna na dołączonych zdjęciach.

Komentarze

Najnowsze

Trwa ładowanie...
  • Platynowy partner

    Złoty Partner

  • Srebrni partnerzy

  • Partnerzy taktyczni