Ten artykuł pochodzi ze starszej wersji portalu i jego wyświetlanie (szczególnie zdjęcia) może odbiegać od aktualnych standardów.
Stojące na wysokim poziomie strzelanki historyczne są już standardem na polskim podwórku. Niemniej, impreza w Luboszu była jedną z nielicznych ukierunkowanych na walki, w których brali udział Polacy. W tym roku na zauważony zryw w tej tematyce zdecydowali się animatorzy gier z Pomorza oraz Poznaniacy. Pozostaje mieć nadzieję, że liczba spotkań traktujących o naszych rodakach będzie rosła równie szybko jak ilość smaczków w rozgrywkach ASH, których to kąsków ciężko szukać w „zwykłych” grach airsoftowych.
Teren rozgrywki
Folwark sam w sobie jest miejscem spektakularnym i można byłoby rozegrać w nim scenariusz bez dodatkowych przygotowań. Ekipa z Poznania nie spoczęła jednak na laurach po zamknięciu poprzedniej odsłony cyklu i położyła na scenografię jeszcze większy nacisk niż w latach ubiegłych, aby nie zawieść zaufania Kolegów z całej Polski. Przygotowanie obiektów, ich oznaczenie, budowa barykad i umocnień, a także przygotowanie elementów grywalnych, w tym pojazdów – wszystko to jest już normą na podobnych imprezach, więc teren został szczodrze okraszony ukrytymi na każdym kroku smaczkami podkreślającymi klimat gry.
Na liście gości tradycyjnie zawitały drużyny KS Combat, TEAM40, 45RMC i SSI oraz gracze niezrzeszeni. Na miejsce dotarło 49 sympatyków airsoftu historycznego, co w przypadku spotkań organizowanych w ramach cyklu jest rekordem frekwencji.
Wigilia rozgrywki
Scenariusz reżyserowany starym zwyczajem rozegrano w sobotę. Piątkowe popołudnie i wieczór stały pod znakiem integracji na strzelnicy Magnum oraz w Luboszu, w przygotowanej specjalnie w celu ugoszczenia graczy kafejce. W chwili rejestracji każdy uczestnik otrzymał regulamin rozgrywki redagowany na podobieństwo instrukcji wojskowej, pamiątkową naklejkę oraz żołd w walucie inwazyjnej, za który we wspomnianej kafejce można było napić się herbaty, kawy, albo zjeść kawałek pysznego domowego ciasta.
Rozgrywka
Ku zaskoczeniu organizatorów gracze wstali i przygotowali się na czas bez pobudki, a uczestnicy, którzy zdecydowali się na przyjazd w sobotni poranek, dotarli na miejsce na długo przed planowaną odprawą, co umożliwiło punktualne omówienie zasad i mechaniki gry.
Pierwszy etap rozgrywki zakładał wdarcie się Aliantów do miasteczka. Polacy dość szybko przebili się przez pierwszą linię obrony przy Rue de Verdun i zdobyli narzędzia niezbędne do naprawy transportera, który utknął w okolicy Mortain. Pojazd został zatankowany i rozpoczęło się natarcie na niemiecką baterię przy Foret de Saint-Sever. W tym samym czasie Amerykanie utknęli na wzgórzach 314 i 315, poszukując kontenerów zrzutowych zawierających materiały wybuchowe i racje żywnościowe. Po interwencji polskiego oficera poszukiwania zostały tymczasowo przerwane na rzecz wspomożenia Polaków atakiem na niemiecką baterię od strony Pontau. Niemcy zostali zmuszeni do odwrotu.
Amerykanie, którzy znaleźli niezbędne do dalszych działań zaopatrzenie, oczyścili lądowisko w Laurent-sur-Mer ze szparagów Rommla, a następnie przystąpili do uderzenia na Baffe i podjęli próbę wykonania przejścia w znajdującym się tam polu minowym za pomocą rur Bangalore. Mimo krwawych starć Alianci nie przebili się za miasto od strony południowej i jedynie otarli się o przełamanie w tym miejscu. Pole minowe zostało niemalże oczyszczone, ale opór oddziałów niemieckich okazał się zbyt duży, by zająć pozycje atakiem frontalnym.
W tym samym czasie oddział polski przebił się przez Pl. Carnot, gdzie zniszczył opuszczonego Panzera. Jak się okazało, niemiecka niezawodność tym razem się nie sprawdziła i część żołnierzy Osi walczyła bez sprawnej broni. W obliczu braku możliwości naprawy zerwanej gąsienicy dowództwo niemieckie postanowiło wycofać się i nie osłaniać unieruchomionego czołgu niedobitkami stacjonującymi w Avranches. Alternatywne rozwiązanie polegało na przesunięciu linii obrony do Rue Chapet, gdzie polski Universal Carrier wpadł w zasadzkę. Po długiej wymianie ognia pojazd został unieruchomiony, a atak Polaków odparty.
Sztab aliancki zrewidował plan natarcia. Amerykanie i Polacy uderzyli wspólnymi siłami na Rue Chapet. W tym samym czasie oddział Luftwaffe wycofał się z powodu braku amunicji. Alianci bez wystrzału przedarli się do Pas De Calais i dopiero wtedy zostali zauważeni przez oddział Wehrmachtu stacjonujący w Baffe. Stacjonujące w Pas De Calais V1 zostały zniszczone, a zaskoczone atakiem z flanki oddziały niemieckie zniszczone.
Ocalałe oddziały niemieckie otrzymały rozkaz ewakuacji z kotła i odcięcia alianckiej linii zaopatrzenia w Le Neufbourg. Siły Osi podzielono na dwie grupy. Zadaniem pierwszej z nich było przetransportowanie z kotła kosztowności i skupienie na sobie uwagi Aliantów. W tym samym czasie druga grupa miała zabezpieczyć tajną dokumentację i dokonać ataku na Le Neufbourg. Aliancki patrol przeszukujący okolicę został wyeliminowany przez oddział Luftwaffe, który brawurowym szturmem zdobył i zniszczył amerykański punkt zaopatrzenia. Niemieckie dokumenty nie zostały zdobyte. Kosztowności natomiast przepadły w niewyjaśnionych okolicznościach. Oficerowie Luftwaffe twierdzą, że przekazali je oddziałom Wehrmachtu, a te z kolei deklarują, że żadnego transportu nie przejęły.
Podsumowanie organizatora
Starcie w Luboszu tradycyjnie było bardzo wyrównane. Zarówno Alianci jak i Niemcy wykonali kluczowe zadania i zdobyli wskazane punkty strategiczne. Mocną stroną Aliantów okazała się kontrola terenu. Po wdarciu się do miasteczka Polacy nie oddali pola i utrzymali główną ulicę niemal do końca starcia. Według wskazań zegara szachowego kluczowe punkty w mieście pozostawały w rękach Aliantów pięć razy dłużej niż w rękach Niemców. Stan ten okupiono jednak większymi stratami, które wyraża stosunek 50:31 na korzyść Osi (obliczone na podstawie kart trafień zebranych w respach). Co ciekawe, straty wśród kadry oficerskiej Luftwaffe były niemal tak wysokie jak wśród szeregowych, a straty w oddziale amerykańskim były dwukrotnie większe niż w pozostałych drużynach. Sanitariusze ginęli często po każdej ze stron, niemniej żołnierze Osi byli wobec medyków zdecydowanie bardziej bezwzględni. Wyrównaną rozgrywkę należy uznać za remisową z delikatnym wskazaniem na Aliantów jako zwycięzców. Mimo dużych strat i utraty bazy zaopatrzeniowej Alianci rozbili wojska niemieckie i utrzymali teren.
Kultura rozgrywki pozostawała na właściwym dla airsoftu historycznego poziomie. Spotkanie ponownie pozwoliło wdrożyć w życie regułę 'Sama zabawa. Zero kwasów.'. Mimo że imprezę uważamy za udaną, należy głęboko zastanowić się nad zmianą jej formuły. Bogata scenografia nie jest bowiem w stanie sprostać oczekiwaniom uczestników, których wymagania rosną wraz z poziomem stylizacji. Ponadto Lubosz, będący miejscówką spektakularną, ale niewielką, zdaje się wyczerpywać swój potencjał i cierpi, podobnie jak np. Łapino, na syndrom 'ponownych odwiedzin'. Z racji topografii terenu zaskoczenie graczy nie jest możliwe w przypadku ich ponownej wizyty, a ograniczone warianty rozgrywki uniemożliwiają diametralną zmianę scenariusza, przez co gra z reguły popada w podobny schemat. Mimo satysfakcji ze spotkania, którą widać zarówno wśród organizatorów jak i uczestników, mamy wrażenie, że w niektórych przypadkach pozostał pewien niedosyt. W kolejnych odsłonach imprezy prawdopodobnie skorzystamy z innego miejsca gry, a jeśli okaże się to niemożliwe, rozpoczniemy nowy cykl spotkań w charakterze milsimowo-larpowym, czerpiąc garściami z doświadczenia kolegów z Pomorza.
Na koniec tradycyjne podziękowania dla osób, które dostarczyły zdjęcia: Dziubiego, Gora, KK, Konrada Stawiarza, Smoka i Tomsusa.