Niezależnie od tego jak oceniana jest skuteczność i sens istnienia organizacji paramilitarnych - w kraju posiadającym jedynie małą armię zawodową każde przeszkolenie czy choćby obycie cywili z bronią i taktyką małych jednostek może kiedyś okazać się cenne.
Także wiele ekip airsoftowych, lub wykorzystujących sprzęt ASG, aktywnie trenuje z intensywnością i ambicjami często znacznie wykraczającymi poza hobby czy sport. Jednak w Polsce nadal istnieje wyraźne rozgraniczenie między szkoleniami i treningami paramilitarnymi, a airsoftem, który dla większości osób wciąż pozostaje przede wszystkim hobby, sportem czy formą odskoczni od codziennego stresu. I chyba hipokryzją byłoby w obecnej sytuacji twierdzenie, że bawiąc się co tydzień w gronie znajomych, czy nawet uczestnicząc w bardziej wymagających treningach lub jeżdżąc na zloty - robimy to głównie z myślą o ewentualnym udziale w wojnie.
Tymczasem na portalu Popular Airsoft zamieszczono artykuł i film, prezentujące polski airsoft jako formę treningu i zdobywania umiejetności militarnych na wypadek wojny z Rosją.
Artykuł bazuje na niemieckim filmie, prezentującym polskich "weekendowych wojowników". Na tej podstawie odmalowany został w nim wizerunek społeczeństwa szykującego się do wojny z Rosją, bo w końcu jesteśmy przedmurzem NATO i Europy, a Rosja już miesza na Ukrainie. Dlatego w Polsce już dzieci biorą udział w festynach militarnych, zaś airsoftowcy ćwiczą, gdyż jest to dla nich patriotyczna powinność w obliczu aktualnej sytuacji geopolitycznej.
Oczywiście trudno się spodziewać, że zagraniczni obserwatorzy łatwo odróżnią grupy paramilitarne od airsoftowych czy rekonstrukcyjnych grup zapaleńców ćwiczących na wzór jednostek specjalnych wojska i policji - tym bardziej, że często środowiska przenikają się i ci sami ludzie zajmują się różną aktywnością hobbystyczno - militarną... Czy jednak naprawdę tak wygląda sytuacja airsoftu w Polsce i faktycznie tak wzniosłe są motywacje nas - airsoftowców?
Czy może jednak widzą nas w lekko krzywym zwierciadle, co sądzicie?
Źródło: