„Operation Mountain” oczami grupy Rubber Bullets
Wstęp
W dniach 25 - 27 września 2015 r. nasza grupa brała udział w imprezie Operation Mountain organizowanej przez KILLHOUSE Warszawa. Cała rozgrywka zaplanowana była w pięknym rejonie górskim, w obrębie kompleksu Molke oraz na górze Włodarz i w jej kopalniach. Tak, tak to w tych rejonach ukryty został słynny złoty pociąg.
Według informacji organizatora, impreza była zaplanowana jako "symulacja militarna z wykorzystaniem elementów LARP`owych". Strony konfliktu reprezentowały dwa teamy, BLUEFOR i REDFOR, i miały one za zadanie utrzymać punkty strategiczne oraz wykonywać zadania poboczne. Jak wyszła impreza? Czy warto było się wybrać? Czy Rubber Bullets znalazło jakieś złoto? O tym poniżej.
Przygotowania
Tydzień przed wyjazdem na Operation Mountain, doszły nas wieści, że z nie wiadomych przyczyn sprzedano niewiele, z zaplanowanej puli biletów, a sama impreza stoi pod znakiem zapytania. Nie wiemy, czy spowodowane było to ceną biletów (200 zł), czy tzw. "klątwą Falkenhorsta". W przeddzień wyjazdu zrezygnowało jeszcze kilka osób, ale organizator postanowił zwrócić im pieniądze. Dał również ogólną informację, że jeśli impreza nie będzie się podobać to zwróci koszty biletów i część kosztów dojazdu. Tak czy inaczej, zdecydowaliśmy się jechać.
Piątek
Planowy start z Krakowa o godzinie 10:00. Bagażniki standardowo (jak na RB przystało), upchane po brzegi. Jeszcze tylko grill, nagrzewnica i można jechać. Dolny Śląsk przywitał nas obłędnymi widokami i piękną pogodą. Z pewnością rejony te są bardzo atrakcyjne, wzbogacone dodatkowo pozostałościami po II W.Ś.
Po dojechaniu na miejsce ukazał nam się wielki pierścień – zwany "muchołapką" w kompleksie "Molke". Właśnie ta monumentalna budowla otaczała miejsce naszego obozu przez kolejne trzy dni. Tym razem za schronienie RB służył mniejszy z naszych namiotów, potocznie zwany przez nas „dychą”, z doczepioną flagą Rubber Bullets, dumnie prezentował się pod tym dziwnym kręgiem.
Rejestracja przebiegła bez problemu, każdy otrzymał pakiet uczestnika, w skład którego wchodziły: racja ARPOL, dwa światła chemiczne, kamizelka trafień, oraz naszywka. Jako RB zostaliśmy zapisani do BLUEFOR więc mieliśmy niebieskie naszywki.
Wieczorem obozowisko stało się miejscem spotkania wszystkich 22 uczestników, w tym gości zza wschodniej granicy. Organizator zadbał przy tym o to, by żaden z uczestników nie poszedł spać głodny (chleb, fasolka, kiełbaska, woda, itd.), więc nikomu niczego nie brakowało. Wszyscy miło „integrowaliśmy” się do późnych godzin nocnych. Skutkiem tak intensywnej nocy było to, że finalnie kilku podejrzanych typków z Breslau, nie mogąc się z nami rozstać, nocowało w naszym przedsionku. Jak to Brzostek określił, mieliśmy "własnych emigrantów".
Sobota
Rześki poranek w moment obudził nas po spokojnej nocy. Kawa (tak, był czajnik!), śniadanko i szpejowanie. Około godziny 10:00 zaczęła się zbiórka, podział ekip, mapy, cele i wyruszyliśmy na akcję.
Pierwsza cześć gry przebiegała na terenie „Molke”, wśród lasów i dziwnych pozostałościach poniemieckich zabudowaniach. Po podejściu pod górę, drużyny rozeszły się na swoje pozycje (RESPY). Były one na końcach bardzo długiego, opuszczonego budynku. Cała rozgrywka toczyła się głównie w jego sąsiedztwie. Na wzniesieniach były rozstawione punkty (sztuczne imitacje murów), które służyły za cele gry. Celem tej rozgrywki było kolejne zajmowanie jednego z kilku wyznaczonych punktów i utrzymywanie go przez godzinę. Równocześnie dozwolone były ataki na flagę przeciwnika a jej zdobycie i dostarczenie do właśnie zajmowanej „bazy” skutkowało naliczeniem dodatkowego punktu. Przez cały czas rozgrywki moderatorzy przebywali przy flagach drużyn co gwarantowało płynny przebieg rozgrywki. Biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu, nie było to takie proste, a przeciwnik (REDFOR) był naprawdę zawzięty, dzięki czemu wygrał pierwszą część batalii. Ta część gry zakończyła się o godz. 17:00.
Po przyjściu do obozu szybko coś zjedliśmy. Tu organizator znowu zadbał o ciepły posiłek (bigos, fasolka i kawa). Kolejna faza rozgrywki toczyła się w sztolniach góry Włodarz, oddalonej o 15 km od miejsca obozowania. Zanim ruszyliśmy do walki, otrzymaliśmy kolejną rację od ARPOLU, obowiązkowe kaski (bez tego było by po głowie) oraz odbyło się szybkie chronowanie, by sprawdzić moce w replikach (limit to 350FPS, na singlu) i wkroczyliśmy do sztolni w górze Włodarz!
Tu obie ekipy miały do dyspozycji teren gry na zewnątrz jak i kilkanaście tuneli wewnątrz. Respy drużyn ulokowane były przy dwóch osobnych wejściach do systemu sztolni po obu stronach góry, dlatego równie ważne była walka w tunelach jak i na zewnątrz, u ich wlotu. Finalnie wygrywała drużyna, która odszukała i dostarczyła do własnej skrzyni na zewnątrz jak największą ilość sztabek złota. W tej rozgrywce orgowie bardzo zadbali o larpowe tło. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni tym, co zastali wewnątrz! Organizator wyłączył kompletnie oświetlenie. Od czasu do czasu można było jedynie znaleźć porozrzucane lighsticki i ustawione, migające koguty. Robiło to niezapomniany klimat. Gra rozgrywała się też w miejscach niedostępnych dla zwykłych zwiedzających ze względu na wąskie przejścia i niskie stropy (oj przydały się hełmy i kaski, oj przydały...). W samych sztolniach widać było, że teren został okrojony ze względu na mniejszą frekwencje. Organizatorzy zaślepili część korytarzy plandekami, co na pewno wpłynęło pozytywnie na dynamikę. Do wykonania zadań otrzymaliśmy też kilka kluczy. Za ich pomocą mieliśmy znaleźć zamknięte bramki do kolejnych korytarzy, a gdzieś tam ukryto złoto. Pierwsza akcja i od razu opór przeciwnika. W ruch poszły latarki ze strobo i po mocnej wymianie ruszyliśmy dalej. Walka w takich tunelach to jedyne w swoim rodzaju przeżycie, klimat było czuć w każdym jego aspekcie. Po ponad godzinie udaje nam się zlokalizować skład złota. Był on dość klimatycznie urządzony. Stare, palące się naftowe lamy oświetlały orła ze swastyką a u jego stóp spoczywało złoto. Co do złota to waga jednej sztabki, to waga kostki brukowej. Każdy gracz mógł wynieść tylko po jednej na zewnątrz i musiał wracać po kolejną, więc trochę było z tym roboty. Przeciwnik mimo kilku prób przejęcia i ataku, nie dał Nam rady. W pewnym momencie wpadliśmy na pomysł, by złoto złożyć nieopodal miejsca w kopalni, obok tamy z wodą, tak by nie było widoczne i to przyniosło efekt. Dzięki temu wygraliśmy drugą część Rozgrywki.
Niedziela
Podziękowaliśmy świetnym ludziom, którzy uczestniczyli w Operation Mountain i ruszyliśmy do domu.
Czy było warto? Tak! Pomimo frekwencji, organizator pokazał, że konsekwentnie działa do końca. Jedyny minus jaki znalazłem to transport do drugiej części gry. Myślę, że przy większej ilości osób załatwił bym jakiś pojazd (busy).
Co do frekwencji. Możliwe, że cena mogła właśnie ową frekwencję zrobić. Wielu gracz boi się takich imprez za 200 zł, tym bardziej pierwszych edycji. Czy organizator zapewnił wszystko co miało być?Tak. Ba, było chyba więcej. Potrafi moderować rozgrywkę nawet przy takiej ilości osób i kompletnie nikt nawet tego nie zauważył. Widać, że ma pojęcie o ASG i o tym jak zrobić dobrą grę. Ilość pracy, którą włożyli chłopaki z KILLHOUSE jest ogromna. Mam nadzieję, że nie pójdzie na marne przy kolejnej edycji.
A z pewnością ekipa RUBBER BULLETS weźmie w niej udział.
Przydatne linki
Rubber Bullets - Oficjalna strona grupy Rubber Bullets.
Operation Mountain - Oficjalna strona imprezy Operation Mountain.