Trwa ładowanie...

Twoja przeglądarka jest przestarzała. Niektóre funkcjonalności mogą nie działać poprawnie. Zalecamy aktualizajcę lub zmianę przeglądarki na nowszą.

Mocy przybywaj!

Ten artykuł pochodzi ze starszej wersji portalu i jego wyświetlanie (szczególnie zdjęcia) może odbiegać od aktualnych standardów.

Ilekroć sięgnę pamięcią do dawnych lat, początków airsoftu w Polsce, to z uśmiechem na twarzy stwierdzam, że wspólnie stworzyliśmy hobby, które na stałe wpisało się w tygodniowy rozkład aktywności w terenie. Każdy maniak airsoftowy, który przybywał na wszelkiego rodzaju zloty, strzelanki, manewry (niejednokrotnie podróżował z te okazji setki kilometrów) dołożył cegiełkę do tego, czym w chwili obecnej jest airsoft w naszym kraju. Od pierwszych imprez gdzie nasze kochane kompozytowe kuleczki były wystrzeliwane przy pomocy „sprężynek” minęło wiele lat i wiele też się zmieniło w naszych arsenałach i na rynku. Powstały pierwsze sklepy, które oferowały proste modele replik, kulki różnej wagi i firm, aby w końcu zaoferować swoim odbiorcom repliki zasilane gazem a w dalszych miesiącach, repliki elektryczne. Początki nie były łatwe – ceny replik niejednokrotnie przewyższały miesięczny dochód przeciętnego Polaka, a o części zamienne nie sposób było się nawet ubiegać na krajowym rynku. Rosnący popyt, coraz to większa ilość maniaków airsoftu, a także sklepy spełniające oczekiwania klientów sprawiły, że wraz z wszelkiej maści zębatkami, silnikami i bateriami zjawiły się mocniejsze sprężyny, lepsze gearboxy, dokładniejsze lufy i urządzenia do pomiaru FPS.

 

 

Z tą chwilą skończy się strzały testowe „do drzewa” a rozpoczęła era „ile mam FPS”. Z każdym miesiącem rozwoju airsoftu w Polsce, maniacy coraz chętniej sięgali po repliki, które oferowały większą ilość FPS. Początkowe repliki, które miały 250-280 FPS szybko stawały się słabsze, zastępowane tymi, które oferowały 300-320. Różnicę dało się odnotować podczas wymiany kulek, kiedy przeciwnik z trudem trafiał w cokolwiek a samemu musiał chylić się przez kulkami swojego celu. Niebawem popularne repliki gazowe stały się zbędnym balastem i bezużyteczne z racji swojego małego zasięgu, liczby strzałów i coraz częściej służyły jako dekoracja do umundurowania. Repliki elektryczne zaczęły dominować na każdych manewrach a ich osiągi rosły z każdym miesiącem. Pomysłowość użytkowników replik, setki części, które można było sprowadzić z Polskich sklepów owocowała lepszymi osiągami a każde spotkanie w gronie airsoftowym zaczynało się od spojrzeń na replikę i pytanie „ Ile masz FPSów?”. Stało się to na tyle popularne, że nie raz słyszałem, że mój znajomy nie jedzie na manewry „bo ma za mało fps”.

 

Nie wiem, czy to kwestia naszej natury i dążenie do rywalizacji czy też chęć zapewnienia sobie przewagi, ale wyścig zbrojeń wciąż trwa – a o skutki tegoż zjawiska powoli zaczynam się martwić. To co kiedyś było standardem 300-350 FPS, teraz zamieniło się w 450-500 FPS. Kulki są noszone nawet na dystanse 80 metrów a użytkownicy replik coraz częściej zaniżają w rozmowach swoje osiągi w obawie o reakcje swoich rozmówców. Zjawisko to, mimo że bardzo sporadyczne, zaczyna się nasilać. Nie pamiętam, aby kiedyś na zlocie czy mniejszej strzelance organizatorzy narzucili granice mocy repliki a w chwili obecnej mógłbym wymienić co najmniej kilka takich przypadków: Pytanie – dlaczego nagle komuś się chce ograniczać to, co tak pięknie napędzało do naszego środowiska nowych graczy, utrzymywało przy nim tych starszych stażem i zapewniało, że sklepy i ogólny handel związany z airsoftem wciąż może się rozwijać? Widzę to w sposób nie oferujący tak różowej przyszłości, w jaki chciałbym. Aktualnie, mocne repliki mogą wyrządzić krzywdę osobie, przeciwko której zostały użyte (piszę o użyciu repliki w sposób nie rozsądny) i zdają sobie z tego sprawę użytkownicy tych mocnych replik, ale też widzą to uczestnicy imprez airsoftowych, na których twarzach coraz częściej można zauważyć maski zakrywające twarz, ochraniacze piankowe, osłony szyi – przedmioty, o których lata wstecz nikt nawet nie myślał jadąc na strzelankę. Mogę uznać, że jest to dobry syndrom, iż gracze potrafią zadbać o swoje bezpieczeństwo. Jednak porównując początki i czasy dzisiejsze rosną we mnie obawy oto, że w pewnym momencie zabraknie dostatecznych osłon ciała proporcjonalnych do mocy replik. Czy przesadzam w swoim osądzie? Uważam, że nie.

 

 

Kiedyś, kilka lat wstecz za stockową replikę z 280 FPS, trzeba było zapłacić w granicach 1200 zł, a jej podstawowy, osiągalny tunning (piszę o naszym rynku) kosztował zazwyczaj połowę tej kwoty – uzyskiwane wówczas 350 FPS było naprawdę wielkim sukcesem i gwarantowało niespotykane wrażenia ze strzelania, jak i również niespotykane wyrazy podziwu wśród braci airsoftowej. W chwili obecnej stockowa replika, która oferuje 400 FPS kosztuje mniej niż cały ówczesny tunning, a i jej trwałość jest zdecydowanie większa. Cena dobrego tunningu nie uległa zmianie i nadal trzeba zainwestować te 600 zł, z tym że osiągalne FPS są w granicach 500 – a to jest już moc ogromna. Z tym że coraz częściej spotykana. Ba! Są i większe moce. Mocy przybywaj! Części dobrej jakości, ich mnogość i dobra cena zezwalają na włożenie sprężyn M170 i (wg zasłyszanych opinii od użytkowników) zezwalają na dłuższa eksploatację bez ryzyka zniszczenia repliki. A co za tym idzie? Coraz częściej widzę graczy z siniakami, krwią na twarzy i z gasnącym uśmiechem po strzelance. Znane wszystkim powiedzenie „Polak mądry po szkodzie” zdaję się działać wszędzie, tylko nie w Polsce – bo chociaż nie znam przypadku, któryby zaświadczył o tym, że duża moc może wyrządzić krzywdę, to nieubłaganie zbliżamy się do tego momentu, w którym ktoś wróci ze strzelanki uboższy o kilka zębów, oko czy Bóg wie co jeszcze.


Nie przemówią argumenty za tym, że najważniejszy jest rozsądek i umiar, bo jak można wytłumaczyć sytuację, w której gracz obok mnie (uchylając się przed kulkami) krzyczy z lekkim przerażeniem na twarzy „Ja mam 550 FPS i do niego nie dostrzelę. To ile on ma?!”. Znane wszystkim repliki elektryczne zdają się mieć swoistą barierę mocy, która można z nich wyciągnąć, jednak wspomniana inwencja sprawia, że tam gdzie są bariery rodzą się nowe możliwości – brać airsoftowa coraz chętniej zagląda na dłonie graczy paintball i z nieukrywanym smakiem deklaruje chęć wprowadzenia mocniejszych replik na użytek airsoftu. Moc tych replik przewyższa wszystko, co do teraz znaliśmy i stawia graczy (użytkowników) w komfortowej sytuacji ogromnego zasięgu, celności a co za tym idzie – skuteczności. Koło zatoczyło się i wszystko zdałoby się unormować. Tylko kto chciałby zostać postrzelony kulką, której prędkość to prawie 800 km/h a moc to prawie 6J? Wydaje mi się, że takiego gracza ze świecą szukać można. Przytaczając znamienne słowa, iż „są plusy dodatnie i ujemne” śmiało stwierdzam, że tym „plusem dodatnim” jest regulowana moc tych replik, poprzez przekręcenie jednej śrubki kluczem imbusowym, jednak „plusem ujemnym” jest ludzka fantazja, odpowiedzialność i owa śrubka, która w ten sam sposób co przykręcona, może zostać odkręcona – mam tutaj na myśli praktykę ograniczeń FPS na wszelkiego rodzaju zlotach: wystarczy po pomiarze odkręcić śrubkę, aby w pełni cieszyć się posiadaną mocą. Często słyszę uzasadnienie potrzeby mocy jako rzecz nieodłączną w walce z nieuczciwymi graczami (tzw. terminatorstwo) – i być może to najprostsze rozwiązanie, ale wychodząc myślą w przyszłość widzę sprawy rodzimego airsoftu w bardzo złym świetle...

 


Duża moc, to duża odpowiedzialność – trzeba umieć się posługiwać repliką. Słyszę to i czytam co dnia. Do łask wróciły repliki gazowe, które już nie służą jako ozdoba, ale jako czynnik bezpieczeństwa w walce na małych dystansach. Wydaje się, że rozsądek wygra i wszystko będzie w porządku. Jestem pewny, że tak się jednak nie stanie. Rozmowy prowadzone na różnych forach przekonują mnie o tym, że w raz z upływem dni będę musiał (i za pewne nie tylko ja) zainwestować w lepsza ochronę twarzy, szyi a być może całego ciała, ponieważ gracze, którzy będą do mnie strzelać wszelką winę zrzucą na mnie. Może to i prawda, ale wobec tego nie będzie już rozmów w stylu” ktoś z dużym zasięgiem niech idzie przodem”, tylko „ ktoś kto wytrzyma 800 FPS niech idzie na przód”. Co z tym wszystkim się wiąże? Tylko czekać, aż jakiś gracz straci oko, i zechce rościć swoich praw przed sądem, tylko czekać, aż z rzadka ukazywane artykuły w prasie czy reportaże w mediach zamienią się w nagonkę na niebezpieczny sport, a nasi ulubieni politycy zaczną upolityczniać hobby, które tak pieczołowicie rozwijaliśmy i tylko czekać, aż prawo stanie po przeciwnej stronie a trzymanie repliki w rękach będzie wymagało stosownych zezwoleń, przynależności do odpowiedniej grupy sportowej i opłat, które nasi wspomniani politycy na pewno wprowadzą – zgodnie z zasadą: niebezpieczny sport wymaga odpowiednich ubezpieczeń. Ale znając nasz kraj i nie na tym może się skończyć: legalność replik i rejestrowanie klubów może doprowadzić do konieczności posiadania zarejestrowanych terenów i może się skończyć „bieganie na dziko” gdzie to tylko możliwe, a każde wtargnięcie na jakikolwiek nielegalny teren skończy się sprawdzaniem zezwoleń, mandatami i Bóg wie co jeszcze...


Pewnie przesadzam (mam taką nadzieję!) i żadna z tych rzeczy się nie sprawdzi, nikt nie ucierpi i zabawa będzie przyciągać nowych graczy a hobby nadal się rozwijać w dobrym kierunku. Znajdzie się rozwiązanie na nieuczciwych graczy i pogoń za FPSami skończy się na maksymalnych osiągach AEGów i będziemy strzelać się długo i szczęśliwie...

Komentarze

Najnowsze

Trwa ładowanie...
  • Platynowy partner

    Złoty Partner

  • Srebrni partnerzy

  • Partnerzy taktyczni