Po kilku incydentach, jakie w ciągu paru ostatnich miesięcy miały miejsce w USA z udziałem replik ASG, rozpoczęła się dyskusja o "niebezpiecznych" replikach. Najbardziej kuriozalny przypadek miał miejsce w czwartek i już reperkusje trwają - słychać głosy o konieczności malowania całych replik na jaskrawy kolor. No tak - skoro pomarańczowa końcówka nie wystarcza...
Rodzi się pytanie: czy policja w USA nie zaczyna przypadkiem używać "syndromu repliki ASG" jako wymówki i usprawiedliwienia własnych błędów?
A skąd całe zamieszanie?
Ukoronowaniem serii incydentów, w których, w sposób bardziej lub mniej prawdopodobny wykorzystano repliki ASG (konkretnie repliki broni krótkiej) był incydent, który miał miejsce w południowym Los Angeles. 15-latek, Jamar Nicholson, został postrzelony przez policjanta w cywilu, kiedy wymierzył w jego kierunku replikę pistoletu. Oczywiście policjant uznał ją za broń. Klasyka?
Klasyka.
Otóż nie. Po pierwsze okazało się, że nastolatek został postrzelony w plecy. Po drugie na miejscu było kilku chłopców, jak codziennie - tą samą alejką, skracających sobie drogę do szkoły i nigdy nie powodujących żadnych kłopotów - co zeznał sąsiad.
I po trzecie, najciekawsze - policja przyznała, że postrzelono niewłaściwego nastolatka, bo replikę trzymał jego kolega. Kolega ten ma być pozwany za obnoszenie się w miejscu publicznym z przedmiotem wyglądającym jak broń. Przy okazji dziennikarz "nagłaśniający sprawę" identycznie złamał prawo - gdy nagrywając materiał paradował z repliką przed siedzibą policji.
Poszkodowany stwierdził, że cieszy się, że żyje, ale - jak twierdzi - nie widział na miejscu żadnej broni ani repliki broni zanim, zobaczywszy policjanta w cywilu krzyczącego “Freeze!” - przywitał się z gruntem.
Relacje dziennikarskie można obejrzeć na następujących stronach:
Można jedynie mieć nadzieję, że media nie uczynią z tego kolejnej sprawy rasowej, tym razem powiązanej ze "złym" ASG, bo wkrótce Amerykanie będą musieli jeździć na gry do Meksyku lub Kanady...
Źródło: