BORDER WAR - NIEPOLSKI FENOMEN
Border War, to 48-godzinne airsoftowe rozgrywki sztabowe, odbywające się w Czechach corocznie. Mimo upływu lat, reguły i mechanika tej 'częściowo oskryptowanej' zabawy ulegają jedynie niewielkiej ewolucji, a organizatorzy - Mike wraz z resztą BW Crew - stronią od podejmowania radykalnych decyzji i dokonywania rewolucji z edycji na edycję. Czy to dlatego, że sprawdzonej formuły się nie zmienia?
Wydarzenia spod tego szyldu mają w naszym kraju zarówno swoich sympatyków jak i wielu przeciwników. Nasza przygoda z Border War rozpoczęła się już ponad dekadę temu, a obecna edycja - The Warpath - była dziesiątą, w której przyszło nam brać udział. W ciągu całego tego czasu byliśmy świadkami wzrostu popularności BW, spadku zainteresowania, zmiany terenu, ograniczenia rozmiarów gry, skrócenia czasu i możliwości związanych z nocnymi działaniami, jak i nareszcie, powrotu na wspaniały i zróżnicowany teren w czeskiej Vrchběli, leżącej niemal u stóp wzgórza, na którym majestatycznie prezentuje się zamek Bezděz.
W przeszłości wielokrotnie łapaliśmy się za głowę widząc lub słysząc o niektórych zastosowanych przez organizatorów rozwiązaniach w mechanice, a po każdej kolejnej wizycie na czeskiej ziemi zastanawialiśmy się, czy jeszcze się na Border War wybierzemy. Tęsknota jednak regularnie w nas narastała, a w głowach kłębiła się myśl: dlaczego, przy różnych swoich wadach, Border War po kilkunastu latach wciąż jest popularny, przyciąga do siebie graczy z całego świata i powtarzalnie święci sukcesy w międzynarodowych plebiscytach? Być może to my niewłaściwie podchodziliśmy do unikalnego charakteru i wymagań stawianych temu wydarzeniu przez regularnie odwiedzających go uczestników.
Pojechaliśmy wobec tego na Border War 16: The Warpath i wróciliśmy... wypoczęci i zadowoleni.
3 DOBY WE VRCHBELI
Mimo że rozgrywka podczas imprez z cyklu BW rozpoczyna się w piątek o 12:00, to teren offgame zostaje udostępniony przyjezdnym już od środy. Jest to komfortowe rozwiązanie, biorąc pod uwagę, że część graczy musi przemierzyć tysiące kilometrów, by dotrzeć do Vrchběli. My jednak, podobnie jak chyba większość uczestników, zjawiliśmy się na miejscu w czwartek. Daje to wystarczająco dużo czasu, by przejść proces rejestracji, zapoznać się z atrakcjami w strefie offgame, a następnie udać do oddalonej zaledwie o kilkaset metrów bazy, by przygotować obozowisko.
Byliśmy mile zaskoczeni wysoką kulturą obsługi wydarzenia i dużą liczbą zaangażowanych w nią osób. Choć po liczbie samochodów można było wnioskować, ze na miejscu jest już kilkuset graczy, to rejestracja przebiegała sprawnie i bez znaczących kolejek. Sam proces rozbity był na kilka etapów, a w oczy rzucały się tablice z podpowiedziami, jak ukończyć go w sposób najbardziej efektywny i szybki. Mieszane uczucia - jak zwykle - pozostawiły w nas zasady funkcjonowania punktu pomiarowego replik. Tutaj czas zatrzymał się w miejscu, a repliki przestrzeliwane były przy pomocy kulek 0,25 g (AEG) oraz 0,28 g (HP) i wyłącznie oznaczane kolorową tasiemką. Taki sposób mierzenia energii kulek pozostawia pole do nadużyć związanych, m.in. ze zjawiskiem joule creepu. W teorii jest to ograniczone przez organizatorów limitami wagi kulek dla poszczególnych klas replik, ale z drugiej strony... Mamy 2024 rok, a podczas Border War wciąż nie można używać kulek cięższych niż 0,30 g lub 0,43 g (te ostatnie dozwolone są wyłącznie dla replik snajperskich wymagających przeładowania). Zasada ta może w szczególności nie przypaść do gustu graczom przyzwyczajonym do dość liberalnych regulaminów dużych wydarzeń w Polsce.
Warto zauważyć, że w tym roku kantyna dostępna była wyłącznie w strefie offgame, bez możliwości kupna napojów lub posiłków w bazach stron konfliktu. Oferta dostępna na offzone była jednak zróżnicowana, a jakość potraw warta kilkusetmetrowej, pieszej wycieczki. Dla tych natomiast, którzy nie chcieli opuszczać terenu gry, a równocześnie mieli ochotę na ciepłe jedzenie, niedaleko własnego HQ wydzielone zostały strefy do gotowania przy użyciu własnych kuchenek.
Border War 16 był dla nas pierwszą okazją na powrót do Vrchběli, po przeniesieniu wydarzenia do miejscowości Mimoň (po BW10) i równoczesnym ograniczeniu jego rozmiarów. Zaskoczeniem była dla nas relokacja baz. W przeszłości wielokrotnie spotykaliśmy się z irytacją spowodowaną nierównym oddaleniem od offzone obozów Task Force (około 300 metrów) i Rebeliantów (2000-2500 metrów). Organizatorzy przemyśleli tą kwestię i znacząco przybliżyli drugi MOB do parkingu i strefy wyłączonej z gry.
Zmiana ta wpłynęła dodatkowo na charakter zabawy w sposób, który jednym przypadnie do gustu, ale innym niekoniecznie. Zdecydowanie zintensyfikowane zostały wszelkie działania na linii pomiędzy bazami TF oraz RF, gdzie dodatkowo znajdowały się wioska LARPowa oraz obóz PMC. Pozwoliło to poczuć intensywność walki z czasów, gdy w Border War brało udział nawet powyżej dwóch tysięcy uczestników, równocześnie pozwalając sztabom na zachowanie większej kontroli nad mniejszą liczbą osób i nad tym, co dzieje się na terenie rozgrywki.
Minusem tego nowego (dla nas) układu kluczowych lokacji okazało się natomiast przerzedzenie graczy zwiększające się wraz z rosnącą odległością od bazy.
Miłym zaskoczeniem był natomiast pewien postęp w jakości rekwizytów wykorzystywanych w POI. Nie ograniczały się one już do plakatów, można było zauważyć więcej niż zwykle struktur, blaszanych bunkrów, czy nawet prostych urządzeń elektronicznych. W dalszym ciągu jednak raportowanie wykonania zadań nie było zautomatyzowane i wymagało bezpośredniego kontaktu z HQ w celu ich potwierdzenia. Niekiedy dało się przez to odczuć chaos informacyjny, zwłaszcza że załogi kwater głównych były - jak zwykle - znacznie mocniej ograniczone liczebnie i sprzętowo, niż te, z którymi spotykamy się na dużych rozgrywkach krajowych.
Rozpoczęcie zmagań uczestników poprzedził standardowy już, pełen klimatu, fabularny apel do walczących. Setki krzyczących i machających replikami graczy robią na nas wciąż to samo dobre wrażenie, co ponad dekadę temu. 48-godzinna rozgrywka ruszyła wkrótce potem, z dwoma kilkugodzinnymi przerwami po misjach nocnych. Już od kilku lat - a dokładniej od Border War 11 - główne bazy stron wyłączone są bowiem z gry w godzinach nocnych, co w połączeniu z zakończeniem ostatnich misji o 01:00, powoduje czasowe zawieszenie broni i zmusza uczestników do odpoczynku i przygotowania się na walki za dnia.
Przydzielone nam podczas gry zadania nie różniły się zbyt mocno od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni z wcześniejszych edycji Border War. Sztab wyznaczał misje nadrzędne i role poszczególnych kompanii, najczęściej celowo wstawiając graczy na kurs kolizyjny z oponentami. Dowódcy kompanii przekazywali ustalenia podległym plutonom, a sposób wykonania zadania i jego ostateczny rezultat leżał już w gestii graczy. Dochodziło więc do wielu bitew na dużą skalę, co ma swój urok. Na plus zaliczyć można także obecność w takich miejscach licznych sędziów gry, którzy dbali o przestrzeganie przez graczy zasad rozgrywki i bezpieczeństwa.
Ciekawie zapowiadały się zadania nocne, jednak po raz kolejny, trwały one zdecydowanie zbyt krótko. Odprawy dla graczy rozpoczynały się bowiem o 20:45, a wejście w teren umożliwiano około godzinę później. To ograniczyło czas zabawy po zmroku do zaledwie trzech godzin w piątek i trzech w sobotę. Na uwagę zasługiwała natomiast tegoroczna misja powierzona nam drugiej nocy, podczas której po raz pierwszy doszło do oficjalnej współpracy Task Force i Rebel Forces w celu sabotażu działań PMC. Mimo iż pod względem mechaniki, całość ograniczyła się do ataku na wskazany punkt, to współdziałanie stron rywalizujących od tylu lat wprowadziło powiew świeżości.
W trakcie naszej zabawy byliśmy świadkami kontrowersyjnego podejścia do zasad działania "medyków", czy też dress code'u stron konfliktu. W tym pierwszym przypadku, jak co roku, leczący nie ograniczali się do selekcji rannych i pozostawania przy nich przez cały okres leczenia (co jest wymagane przez regulamin), a nocą na głowach rebeliantów gościły zabronione kaski i hełmy, którymi ułatwiali sobie montaż systemów noktowizyjnych i termowizyjnych. Nie było nam dane natomiast zaobserwować podczas tej edycji spektakularnych ataków "ludzkimi flagami" na pojazdy, co jest mechaniką bezpieczną, ale tak absurdalną, że wielokrotnie wywoływało uśmiech na naszych twarzach. Cóż, to jest już chyba na stałe wpisane w charakter imprez Border War. Wracając do medyków i mechaniki leczenia, może warto byłoby zaktualizować zasady i pozbyć się zapisów, których nikt w terenie nie przestrzega?
Rozgrywka zakończyła się w niedzielę o 12:00 intensywnymi starciami w rejonach głównych baz stron konfliktów. Niektórzy decydowali się pakować już wcześniej, ale szturmy na MOBy nie były przesadnie częste i wydawało się to nie mieć olbrzymiego wpływu na bezpieczeństwo graczy. Przez cały niedzielny ranek słyszeliśmy zresztą, oprócz hałaśliwych replik, także śpiewy, śmiechy i okrzyki bojowe zagrzewające do ostatnich minut walki. Napotkani gracze byli uśmiechnięci i chętni do pogawędek. Zdawali się kompletnie nie przejmować tym, że prawdopodobnie nie dowiedzą się, która ze stron była w tym roku lepsza. I jeśli na ich twarzach można było zaobserwować jakikolwiek grymas smutku, to raczej był on związany ze zbliżającym się i nieuniknionym końcem tegorocznej edycji Border War: The Warpath.
JESZCZE TU WRÓCIMY
Choć może zabrzmieć to głupio - w obliczu naszego narzekania na niektóre elementy i braku zrozumienia dla pewnych panujących tam zwyczajów - to wybawiliśmy się w miniony weekend naprawdę nieźle i z Vrchběli wyjechaliśmy w dobrych humorach.
Szukając odpowiedzi na przyczynę naszej dobrej zabawy, zastanawialiśmy się, co zmieniło się najbardziej podczas tegorocznej edycji... i bingo! Względem ubiegłych lat, zmieniło się nasze nastawienie. Airsoft w Polsce ma charakter mocno kompetytywny. Widać to nie tylko w zyskującej popularność, speedsoftowej odmianie naszej zabawy. Także klasyczne, leśne rozgrywki: począwszy od lokalnych spotkań, kończąc na ogólnopolskich "drużynówkach" (jak choćby Wyścig Szczurów, GHOST, Black Perseus) i grach sztabowych na wielką skalę (np. rewelacyjny MARSH).
Nie sposób ukryć, że rywalizację mamy w Polsce we krwi. Elementem wspólnym wszystkich tych wymienionych gier są punktacje, rankingi i oczekiwanie graczy na jedną z najważniejszych odpowiedzi: kto wygrał. To nas często napędza i pchnie do pracy nad sobą, nad sprzętem i nad planem na kolejny rok, by odgryźć się przeciwnikom. Na zlotach z cyklu Border War wygląda to zgoła inaczej. Tutaj 'Taski' spuszczą łomot rebeliantom, by parę godzin później zostać otoczonymi w swojej bazie i mieć trudności ją opuścić. Czasami sędziowie gry nakażą jednej z frakcji się wycofać, albo zaniechać działań, które mogłyby zakłócić ich wizję zmagań. Innym razem, Twoja strona zostanie popchnięta przez dowodzących do udziału w ustawionej walce, której stawką jest pietruszka. Wszystko po to, by na koniec dnia członkowie Task Force i Rebel Forces podali sobie dłonie i razem uderzyli w PMC.
Oczywiście, nie można winić graczy, którzy widząc dopisek MILSIM w nazwie wydarzenia, przyjadą na czeską ziemię i będą zawiedzeni częściowo ograniczoną rywalizacją i sposobem moderowania przebiegu gry. Border War nie jest milsimem, a przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej najczęściej rozumiany jest on w Polsce. Kupując bilet na to wydarzenie należy pogodzić się z myślą, że rekwizyty użyte w scenariuszu mogą stać na poziomie niższym niż ten znany z krajowych rozgrywek, niektóre zasady zabawy mogą być nieprecyzyjnie sformułowane, nie zawsze właściwie respektowane, a nawet mogą pozostawiać pewne pole do nadużyć. Co równie ważne, o zwycięzcy konkretnej edycji można się nigdy nie dowiedzieć.
W zamian można zobaczyć w akcji licznych graczy niemal z całego świata, ich zwyczaje, wyposażenie; porozmawiać o tym, czym dla nich jest airsoft. Można spędzić czas w towarzystwie przyjaciół i nawiązać nowe znajomości. Wszystko to jest zabarwione airsoftowymi działaniami o intensywności dopasowanej stricte do własnych preferencji. Nie ma tutaj obaw, że brak wyjścia w teren na konkretną misję może w ostatecznym rozrachunku przynieść klęskę własnej stronie konfliktu. Mówiąc krótko: Border War otwiera możliwości, by dobrze się bawić, przeciągając suwak na pasku poziomu trudności zależnie od własnych wymagań i możliwości. I czegokolwiek by nie można o tym wydarzeniu myśleć, to 16 edycji (nierzadko przyciągających czterocyfrową liczbę graczy) i 11 prestiżowych nagród Airsoft Players' Choice Awards pokazują, że w tym szaleństwie jest metoda.
Border War 17: Operation Stonebreaker - odbędzie się w dniach 22-24.08.2025 r.
Zdjęcia: LogaN, Flynn, Łosiu